1313

PaNK SKŁOTeUSZ

CZYLI

OSTATNIE SKŁOTOWANIA W EUROPIE¹.
(nie tylko BUDYNKÓW, ale I SERC na uRlOPIE)

ujęte historJĄ travellCosmopankowYCH podróży.

z r. 2021,

WE DWUPLUSDWU NASTĘPNYCH TU KSIĘGACH,
RYmeM i wirem wiatru OporemWładana i przekazANA WAM O sióDmej DniA peWNEGO z samEGO RANa.
dla SIÓSTR I BRACI MOICH co żyją TUtaj I TERAZ:
poTOMności tej wieczNOŚci, która ZaczyNA oD zera!

pRZEz

dziKIego LOKATORA.

(mARIana KONIUSZKO)

 

PODtom PIerwSzy.

dawANiE WłaŚNIE siebie SWOIM.

“ZRÓB to (wRESZCIE) SAM”

(i poskładaj TO WSZYSTKO zaś DOOKOŁA do kupy)

S MIŁOŚCIĄ I ORYGINALNĄ ŁZĄ AUTORA.

CERDANYOLA/COLLSEROLA.

1313

(All Cosmos Are Consciousness)

______________________________________________
¹Pank Skłoteusz czyli ostatnie skłotowania w Europie – od czasów wybuchu “Rewolucji Miłosnej” w latach 60-70tych w Stanach Zjednoczonych, w Europie (i nie tylko) przez pół wieku było bardzo popularne zajmowanie pustostanów i przywracanie w nich ponownie życia. Taka działałność nazywała się skłotingiem. Squatting(w Anglii), skłoting (w Polsce), kraaken (w Holandii) czy okupa (w Katalonii) przeżywał swoje “złote lata” przez 40 lat udowadniając, że organizacja społecznego życia jest możliwa (a nawet wskazana) bez nadzoru jakiejkolwiek władzy. Tysiące ludzi na własną rękę remontowało i odnawiało opuszczone budynki, które stawały się ich nowym domem. W miejscach takich, które były swoistego rodzaju przestrzenią artystyczną, bardzo często organizowano koncerty, festiwale, wernisaże, happeningi itp. Setki skłotów w jednym mieście tworzyły sieć alternatywnego społeczeństwa, do którego władza nie miała żadnego dostępu. Przykładem mogą być tu dzielnice: Stadtslietenburg w zachodnim Amsterdamie, czy Kreuzberg we wschodnim Berlinie, gdzie policja, z obawy o swoje życie, nigdy się, w pojedynkę, tam nie pojawiała. Niestety na początku XXI w. władza zaczęło powoli dyskredytować ruchy alternatywne uznając okupowanie budynków za, nie wiadomo czemu do dziś, działalność nielegalną, ustanawiając potajemnie na terenie prawie całej Europy prawa anty-skłotowe: w 2010 “Kraak-verbood” w Holandii, “Ley de Mordaza” w 2015 w Hiszpanii, 2012 (?)w Niemczech, w wyniku czego na początku 2020 roku w Amsterdamie pozostało tylko kilkanaście takich miejsc, a w Barcelonie zaledwie kilka. Poniższe działo jest zapiskiem ostatnich kilkunastu lat, gdy skłoting w Europie miał się cały czas dobrze i był doskonałą alternatywą wobec krwiożerczego, kapitalistycznego systemu, który sukcesywnie rujnował życie 90% ludzkiej populacji żyjącej, (a raczej biernie egzystującej tutaj na krawędzi całkowitej jej, podobno “nieuniknionej”, wręcz anihilacji) na naszej kochanej, trzeciej od Słońca, planecie, Matce Ziemii. [przypis autorski]

 

KSIĘGA PIERWSZA (ISTIGKEITOWOŚCI)

W DRODZE…

 

Rzut oka na ówczesny stan Europy i Wszech/świata – Ważna nauka o Miłości –
Pierwsze próby podróżowania po Polsce i za granicą – Lot “Bandolocikiem” – Urodzinowa wyprawa z “Kidd Blunt” i Evą oraz Michaelem z “Makiladoras”po Polsce – Romanse – Spór berliński – Miłość – Żale “Dzikiego Lokatora” w nowym zespole wylewane – Początek “Diesel Breath” i szalone wyprawy z nim po Europie.

Ziemio! Ojczyzno moja! Ty jesteś jak towar:
Na ile cię trzeba wycenić, (aż mnie boli głowa!)
Wie, kto cię sprzedał. Dziś piękność Twą w całej ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknię po Tobie.

Czarna Gwiazdo, co naszej bronisz Galaktyki²
I na Mlecznej świecisz Drodze! Ty, co skłotowe praktyki³
w Europie ochraniasz z jego wiernym ludem!
Jak mnie dziecko do życia powróciłaś cudem
(Gdy od monotonnej egzystencji, pod Twoją opiekę
nowonarodzony, trzecią podniosłem powiekę;
I zaraz mogłem stopem⁴, wszędzie po Europie
jechać za wrócone życie podziękować Tobie).
Tak nas powrócisz cudem na naszą drogę życia.
Tymczasem ratuj moją duszę od powolnego gnicia
Od tych złych demonów, co kuszą wciąż do picia,
i szeptem namawiają do bezmyślnego tutaj bicia.
Od tych wrót malowanych⁵ sukcesem rozmaitem,
Wyzłacanych społecznym statusem i zaś tym mitem.
O niepowtarzalnej szansie na wspaniałą przyszłość,
gdzie ilość zer na koncie to jedyna miłość
jaką w życiu znamy poza szkolną wiedzą.
Od tych wszystkich głupców, co wciąż cały czas bredzą.
(o najważniejszym sensie tego doczesnego życia:
o nieustannym pędzie naszych tu marzeń zabicia.)

Śród takich status quo powielanych wciąż przez lata
w nie jednym kraju stoi i niszczeje stara chata,
a grupa ludzi sama postanawia ją zamieszkać
i bez pomocy rządu są w stanie tam przetrwać.
W takiej właśnie willi stuletniej, opuszczonej
spisuję bohomazy swe życiem naznaczone.
W górach Katalonii, gdzie Orwell⁶ też tu tworzył,
na samym szczycie miasta mózg mi się otworzył
i rymy zaczął składać jak Mickiewicz Adam⁷
więc dwie dekady życia Wam poopowiadam.
Od czasu gdy z Chełma rodzinnego do Krakowa
przez Berlin i Amsterdam do Sardy, gdzie się chowam
przed kolejną już mutacją Covid 19⁸,
która w jeden miesiąc zabija kilkanaście
milionów ludzkich istnień na całej tej planecie
przyszło wieść żywot d.i.y.⁹ poecie.
Który większość swego życia wiódł poza systemem
co zdecydowanie wpłynęło na jego twórczą wenę.

²Czarna Gwiazdo, co naszej bronisz Galaktyki— Dla skłotersów, anarchistów i outsiderów Czarna Gwiazda jest jak życiowy drogowskaz, symbol i obrońca w nieustannej walce z opresyjnem systemem niszczącym ludzkie życie. [przypis autorski]
³skłotowe praktyki— (Squatting) z ang. zajmowanie pustostanów i przywracanie w nich z powrotem życia. Ruch antysystemowy szczególnie popularny w Amsterdamie od lat 70-tych i Katalonii, później prawie w całej Europie.[przypis autorski]
⁴stopem – auto(stop) – podróżowanie z przypadkowymi ludźmi ich środkiem transportu bardzo popularne w latach dziewięćdziesiątych, (znacznie mniej w XXI wieku) w Europie i nie tylko. [przypis autorski]
⁵wrót malowanych. Malowane wrota (pot.)— obiekt koncentracji zahipnotyzowanego mózgu. [przypis autorski]
⁶Orwell — George Orwell, angielski poeta tworzący “W hołdzie Katalonii” w latach 30-tych w okresie wojny domowej w Hiszpanii. Najbardziej znany z dwóch anty-utopii: “1984” oraz “Folwark Zwierzęcy”. [przypis autorski]
⁷Mickiewicz Adam – ur. na Litwie, międzynarodowy poeta tworzący w latach 1811-1812 “Pana Tadeusza”, którego styl życia stał sie bezpośrednią inspiracją do napisania 210 lat później “Pank Skłoteusza”. [przypis autorski]
⁸Covid 19 — broń biologiczna, śmietelny wirus wywołujący globalna epidemię w latach 2020-2021. [przypis autorski]
⁹d.i.y. (Do It Yourself) — z angielskiego Zrób To Sam, Podstawowa “zasada” ruchu punk, nieuznającego autorytetów, żyjący przekonaniem, że wszystkiego można się, o ile się tylko chce, w swoim życiu nauczyć, czyli tu: domorosły poeta. [przypis autorski]

Właśnie po raz wtóry ustanowiono prawa
zabraniające jeździć gdziekolwiek. Jest obawa,
że wirus rozprzestrzeni się po starym kontynencie
znowu po po pół roku wyczuwa się napięcie.
Wszyscy na ulicach, w publicznym transporcie
zamaskowani tak jak w wojskowym resorcie
Nikt już do nikogo nie wzbudza zaufania
Całe życie sprowadza się do wiecznego czekania
Aż ogłoszą, że granice ponownie są otwarte
latać będzie można, i znów eviva l’arte!
“Nowej normalności”¹⁰ dziesięć już miesięcy
Kwarantanny czas życia i coraz mniej pieniędzy.
Wszystkie małe bary, knajpy są zamknięte
lasy, parki i plaże “cieniem mgły¹¹” objęte
Wyjść na zewnątrz można tylko po zakupy,
z psem lub pozwoleniem od rządowej trupy,
co tylko pokazuje nam bezsilność władzy,
jej własną paranoję gdyż królowie nadzy.

Z każdym dniem nam bliżej tu do Armagedonu¹²
Każdy siedzi w czterech kątach nieswojego domu
Jedyny kontakt ze światem: internet i mass-media
Jedyna oczywista prawda tutaj to tragikomedia
Tym, którzy nie wierzą w “Nowy Porządek Świata”
władza pokazuje jak u Wielkiego brata¹³
wszycy będą żyli, czy chcą tego czy nie,
pod jego czujnym okiem w Panoptikonie¹⁴.

A wszystko się zaczęło zmieniać bardzo szybko
dwie dekady temu, gdy World Trade Center¹⁵ zniknął
z powierzchni USA za sprawą terrorystów,
których adwersarz wspierał tak samo jak nazistów
podczas drugiej wojny fundując im paliwo
do swych samolotów, zbierając ludzkie żniwo.
I tak się właśnie toczy historia “powojenna”.
Druga zimna wojna: kontrola całodzienna.
Pod pretekstem walki ze światowym terroryzmem
oddajemy swoje prawa nieświadomie wszystkie.
Społecznościowe media, na ulicach monitoring
nagrywanie telefonów, protest tutaj jest znikomy.
Nikt już tutaj nie potrafi radosnego życia wieść,
ciągle tylko strach i kłamstwa jako jego główna treść.
Jest na szczęście jeszcze kilka takich wolnych miejsc
na tym świecie, w których ludzie odnajdują sens
życia. Żadna władza nie dociera mimo starań tam
taka utopijna wersja naszej Suum Kuxan¹⁶.

Gdzie spełniamy wciąż marzenia swoje cały czas
odnajdując wolę walki, drzemiącą wgłąb nas
dzięki której mamy siłę, żeby wolnym żyć
a nie tylko na wakacjach o wolności śnić.
Bowiem wolnym jest się wtedy, gdy poznaje rzeczywistość,
i samemu się przekształca ją w nienapisaną przyszłość
A nie czeka na zbawienie, czy sądu ostatecznego
“cudzej łaski albo cudu” oto są słowa Nietzschego¹⁷,
które były wypaczone tam przez totalitarny system,
żeby nikt nie pojął prawdy, żeby mieć sumienie czyste
tylko tak jak w watykanie wszyscy są tam grzesznikami
i od lat manipulują nami, oraz naszymi duszami,
żeby ssać z nas jak najwięcej życiowej energii
która jest głównym paliwem dla naszej materii.
Jako rzecze Tesla¹⁸ przecie o całym Wszechświecie
Wszystko jest energią tutaj, każde nowe dziecię,
które się pojawia jako synteza dwóch innych
zwanych rodzicami, jego egzystencji winnych.

¹⁰ “Nowa normalność” – nazwa używana od 2020r. przez władców najbogatszych państw określająca czas globalnej epidemii śmiertelnego wirusa Covid-19 na całym świecie w XXI wieku. [przypis autorski]
¹¹”cieniem mgły”- sformułowanie użyte przez prezydenta Polski w 2020r. odnośnie Covid-19.[przypis edytorski]
¹²Armageddon – biblijny koniec świata. [przypis autorski]
¹³Wielki brat – niewidzialny bohater książki G. Orwella “1984”, mający kontrolę nad całym światem. [przypis autorski]
¹⁴Panoptikon – określenie perfekcyjnego więzienia, gdzie wszyscy więżniowie są pod stałą 24/h obserwacją. [przypis autorski]
¹⁵World Trade Center – dwie najwyższe nowojorskie wieże w USA na Manhattanie, będące symbolem potęgi USA, zaatakowane i doszczętnie zburzone w terrorystycznym ataku 11 września 2001. [przypis autorski]
¹⁶Kuxan Suum – (dosł.) “Droga ku Niebu, która prowadzi do pępka Wszechświata”, określenie użyte w książce Jose Arguelles’a “Faktor Majów”, definiujące niewidzialne, galaktyczne nici lub włókna życia, łączące zarówno jednostkę, jak i planetę poprzez Słońce z galaktycznym sercem Hunab Ku. [przypis autorski]
¹⁷Fryderyk Nietzsche – niemiecki filozof, konstruktor teorii i pojęcia “Nadczłowieka”. [przypis autorski]
¹⁸Nikola Tesla – serbski fizyk i astronom, kreator m.in. dwufazowego prądu, który całkowicie zmienił życie ludzi na Ziemii. [przypis autorski]

Tak i ja się pojawiłem tutaj czterdzieści lat temu
nie mając pojęcia wogóle (jak większość z nas) czemu.
Dopiero po latach pełnych Miłości i wiary
w siebie przede wszystkim, nawet jakem stary,
w swe marzenia i życiowe cele aż do końca życia.
Ciągle wierny swym zasadom, nie mając do ukrycia
nic, a chcący poznać wszystko, co uczy i rozwija,
żeby tak, jak większość tutaj ciągle nie przemijać.
Bezsensownie i na darmo nie trwonić swego czasu
zrozumiałem swe zadanie pośród całego hałasu,
który ciągle towarzyszy mi tutaj każdego ranka,
gdy tylko otwieram oczy i zaraz włączam panka.
Który oprócz hałaśliwych wrzasków niesie również przekaz
jak poskromić rzeczywistość bez stosowania lekarstw,
jak odnaleźć się w tym świecie, który wciąż marzenia gniecie,
jak nie sprzedać swej wolności za cenę swoich słabości.

Również filmy i lektura ciekawych ksiąg w nas budzi
nasza wyobraźnię, żeby w końcu przestać się już łudzić
i zrozumieć jedną prostą prawdę rządzącą tym światem
gdy rezygnujemy z marzeń, życie staje sie dramatem,
w którym gramy główne role, a akty to nasze wole,
działania, wytrwania, przestania, dążace Wszechświata poznania.
I jeśli, tak jak ja wciąż prawdy poszukujesz
i przede wszystkim sam siebie nie oszukujesz,
to w ciągu kilku kliknięć, ja Ci to gwarantuje,
znajdziesz odpowiedź na wszystko, co tutaj Cię nurtuje.
Sama droga jest nieważna, liczą się tu egzaminy,
które zdane pozytywnie wiodą nas do tej rozkminy¹⁹:
co jest w naszym życiu ważne, a co jest tylko ściemą²⁰?
jak przywrócić sobie balans: naturalnie czy też chemią?
Jak zrozumieć, co to Miłość, pierwszy krok do człowieczeństwa?
Jak nauczyć się wybaczać, żeby ustąpić tutaj pierwszeństwa
wszystkim głupcom na tym świecie, którzy wiedzą wszystko lepiej,
mimo, że to większość z nich cały czas biedę klepie,
może nie tą materialną, lecz na pewno tą duchową
jeśli dotknęło to Ciebie, weź zastanów się nad sobą.

Jeśli chcesz żyć z innych ludzi, własną pracą się nie trudzić
cały czas sumienie brudzić, to sie nigdy nie obudzisz.
Będziesz tylko politykiem, własnej duszy zakładnikiem,
być może z dobrym wynikiem, ale nigdy wojownikiem,
bo charakter wojownika to ciągła praca nad sobą
nikt z nas nie jest perfekcyjny, każdy idzie swoją drogą,
najważniejsza umiejętność: przyznać się do własnych błędów,
starać się ich nie popełniać jak i unikać wykrętów,
które tylko zasłaniają ciągle prawdę o nas samych,
dzielą wszystkich bezlitośnie na wygranych i przegranych.
Jeśli życie chcesz mieć bujne i niczego nie żałować
musisz poznać smak Miłości, z którą będziesz podróżować
Mleczną Drogą po Wszechświecie między nami, planetami
aż do końca swoich dni tu, zaprzyjaźnić się z gwiazdami.
W innym razie ludzki żywot to jest czysta egzystencja,
pozbawiona wszelkich smaków emocjonalna potencja.
Tak jak sam akt sexualny bez zaangażowania uczuć
zapomniany bardzo szybko, nie pomaga uczyć, współczuć,
a jedynie wykorzystać kogoś do swych nędznych celów,
I tak w kółko się powtarza tutaj błędne koło wielu,
w którym kręcą się przez lata, nie znając wcale Miłości
przeklinając swoje życie, wiodą je w ciągłej ciemności,
zamiast ujrzeć trochę światła i się wreszcie rozpogodzić,
żyć jak umie się najlepiej, by nikomu tu nie szkodzić,
bowiem wszyscy są tu po to aby się od siebie uczyć
różnic, w których ciągle żyją, przez to kochać się nauczyć
Głuchy, ślepy i kaleka wszyscy równe mają szanse,
Miłość na każdego czeka tu z takim samym dystansem,
ktory każdy musi przebyć tutaj za swojego życia
indywidualnie przeżyć to, żeby dokonać odkrycia
w jaki sposób Wszechświat działa, jakie kroki podejmować
żeby uśmiech mieć na twarzy i nikogo nie szkalować,
w zamian za to se pomagać podczas naszej wspólnej jazdy
po kosmosie, nie udawać tu niczego wznieść się w gwiazdy.
Bo gdy w życiu raz Miłości kiedyś w końcu zakosztujesz
już nie będziesz taki sam, kosmos Cię tu zregeneruje.

Zanim jednak to nastąpi, wiedz że droga nie jest łatwa,
pełna szańców i zakrętów, z których wypaść może dziatwa,
wyboista, niebezpieczna przez co łokcie pozdzierane,
ale właśnie dzięki temu wzmocnisz swoją własną pranę²¹,
ktora jest tutaj niezbędna jak Twój upór i wytrwałość,
żeby dusza, rozum, ciało stanowilo wreszcie całość,
bo to Miłość jest tu kluczem co pozwala pojąć kosmos
wznieść się na wyżyny marzeń by dokończyć swe rzemiosło.
Niezachwiana równowaga to priorytet we Wszechświecie,
w którym wszyscy z nas tu żyją niczym w wielkiej galarecie
połączeni Kuxan Suum tak jak w wielkim organizmie
z naszą otwartą szyszynką niczym jak w Dyskordianizmie²²,
który swoją nauką również dotyka tego tematu
w sposób co prawda zabawny “na dachu wszelkich światów”²³
szydząc z każdej znanej wiary, ktorą wciska nam religia,
zasłaniając prawdę wszędzie: czy Watykan to czy Libia.
Bowiem nauki Jezusowe, Buddhy czy też Mahometa,
co tak dzisiaj znane wszędzie niczym Halleya kometa²⁴,
są niestety wypaczone przez tych, którzy nami rządzą
ukrywają prawdę skrzętnie, przez co wszyscy z nas tu błądzą.
Ale właśnie jak powiada nasze stare porzekadło
“ludzką rzeczą jest wciąż błądzić²⁵”, oby tylko nie przepadło
nasze szczęście tu na Ziemii, które daje nam wciąż wiarę,
na poznanie sensu życia, bedącę największym darem.
Tak i ja żem błądził tutej ponad dwie dekady,
zgłębiał temat dnia każdego,wysłuchując rady
od każdego spotkanego na mej drodze życia,
aby wreszcie sam dokonać własnego odkrycia.
Teraz, dzisiaj po tym czasie, spisywać zacząłem
to wszystko, co sam do tej pory pojąłem,
żeby Wam ułatwić trudną podróż tutaj dziatki,
o resztę zapytajcie swego ojca, albo matki.
O to, czy ta miłość obiektem jest mych westchnień,
jak nam wciąż wmawiają na każdym kroku codzień
czy też można jej, jak motorem jazdy się, nauczyć,
by wystartować w przestrzeń i cały świat poruszyć.
Ja zdecydowanie jestem już święcie przekonany,
że ta ostatnia opcja przynosi wielkie zmiany,
które kształtują życie tak, jak tego chcemy,
nawet jeśli sprawy se z tego nie zdajemy.

¹⁹rozkmina – w slangu ulicznym: reflexja. [przypis autorski]
²⁰ściema – w slangu ulicznym: kłamstwo. [przypis autorski]
²¹prana – energia życiowa.[przypis autorski]
²²Dyskordianizm – nurt anty-religijny zbudowany na chaosie w celu ośmieszenia instytucji religii. [przypis autorski]
²³”na dachu wszelkich światów” – cytat z .AJKS, polskiego jednoosobowego d.i.y. projektu deathrapowego [przypis autorski]
²⁴kometa Halley’a – kometa odkryta przez naukowca Halley’a. [przypis autorski]
²⁵”ludzką rzeczą jest wciąż błądzić”(Errare humanum est. )(łac.) cytat Seneki Starszego .[przypis autorski]

Bo, człowiek to etap przejściowy, później bestią jest lub gwiazdą
w zależności, co wybierze, dotyczy to także Was to.
Jako, że decyzje nasze w innym wymiarze padają
tu się materializują i rzeczywistość nam udają.
Kiedy właśnie dusza nasza na najwyższych jest obrotach,
wtedy nie wiemy wogóle co się dzieje dookoła.
Prawdę ową poznajemy, można by rzec, “od niechcenia”
w tych momentach życia, gdy spelniamy swoje marzenia.

Bowiem cały Wszechświat ma także swoje prawa,
dzięki którym właśnie możliwa jest zabawa,
co nam pozwala spojrzeć z innej perspektywy
bez żadnego nadzoru, żadnej dyrektywy,
na nasze całe życie, które kształtujemy
pod wpływem swych emocji i tego, czego chcemy
osiągnąć tu za życia, żeby być szczęśliwym
dzięki wolnej woli, by nie zostać leniwym,
ani nie ulegać tutaj policyjnej kulturze,
by nasze cudne życie się nie pokryło kurzem,
lecz by żyło nam się na najwyższych obrotach,
i umieć się odnależć w naszych codziennych kłopotach.

Jeśli poświęcamy dziesięć procent uwagi
na to, co nad nami i nie przykładamy wagi,
do tego co jest wewnątrz naszej świadomości
robimy sobie krzywdę, nie znając swej wartości,
bo całe nasze życie wypełnia nam materia,
aż dnia któregoś w końcu wyczerpie się bateria
i zostaniemy z niczym, bo wszystko wnet przeminie
nie nauczeni zaś kochać, nasz gatunek zaginie.
Lecz jeśli większość czasu skupimy się na sobie
(tak jak kilkanaście lat już sam to w życiu robię),
wtedy odkrywamy wreszcie nasz potencjał,
co nam pozwala wierzyć, że właśnie to intencja
nasza sama tworzy całą rzeczywistość
dookoła nas, dosłownie tutaj wszystko.
I nie jest to religia ani żadna filozofia,
lecz odwieczne prawo, jak ciała atrofia.
Najciekawsze jest to, że ta cała wiedza
została wymazana przez polityka, księdza
i tylko znajdziesz ją w “kulturach prymitywnych”,
u których “życie duszy” jest najbardziej aktywne.
Dlatego od stuleci wszędzie tam, gdzie polityka
i księdza ręka rządzi, lecz nie ducha praktyka,
ludzie są stłamszeni i zastraszeni wiecznie,
rządzeni przez elity, co niby mają sprzeczne
interesy, które prowadzą nas do wojen
między sobą: rasowych, religijnych czy pokoleń,
a tak naprawdę bitwa jest o naszą świadomość
by nie być zbyt odważnym i nie móc tu rzekomo
swojego nosa wciskać w rozwój tego świata,
by być posłusznym władzy, inaczej za wariata
uznają Ciebie tak jak Timothy’ego Learry’ego²⁶,
który się przyczynił do progresu duchowego
w latach sześćdziesiątych, “miłości pokolenia”²⁷,
gdzie słynny kwas LSD²⁸ życie nam pozmieniał,
otworzył nowe wrota odmiennych świadomości
stanów, znanych nam już w dalekiej przeszłości,
czy to za pomocą grzybków halucynogennych,
ayahuaski, koncentracji, medytacji, czy też DMT²⁹.

Jak pisałem tutaj wcześniej, nasza droga jest nieważna,
najważniejsze żeby dotrzeć samemu, gdzie mieszka prawda,
a jej domem zawsze nasze, cały czas bijące, serce
które wciąż Miłości szuka, potrzebuje jej najwięcej.
Dla naszego ducha ona jest niczym paliwo,
przy którym medytacje są jak małe piwo,
bo gdy nawiążesz kontakt z planetami i gwiazdami
rozumieć zaczynasz więcej tego, że nie jesteśmy sami.
Jak nam zawsze to wmawiali od samego urodzenia
żeby trzymać nas na smyczy i być dumnym z pochodzenia,
kraju, klasy, płci czy rasy, a to wszystko są farmazony
co trzymają w kupie cały ten świat przez nich ustawiony.
No, bo przecież “chłopski rozum” cały czas dostaje zrywu
jak można być dumnym z czegoś, na co się nie mialo wpływu?
Czy to płeć, czy rasa ludzka, czy też miejsce urodzenia
dla rozwoju duchowego nie ma większego znaczenia.
Dumnym można być z osiągnięć podczas swojego progresu,
lub, gdy szczyt się już osiągnie u wędrówki górskiej kresu.
Jednak również samozachwyt nie jest tu mile widziany,
bowiem postęp w tym momencie sam zostaje zatrzymany.
Kiedy spojrzeć na naturę, wszędzie wokół ewolucja,
a stagnacji nikt nie lubi, bo to jak nocna polucja.
Niby coś się wydarzyło, ale wpływ nasz był znikomy,
więc od razu wynik meczu progres-regres jest wiadomy.

Główny problem dzisiaj to natręctwo techniki,
co nam utrudnia życie, że się czujemy nikim
ważnym tutaj, ale wciąż jesteśmy zagubieni
mali ludzie z wielkim ego w kosmicznej przestrzeni.
Do tego wszystkiego papka z telewizora,
która nas rozprasza, więc nasza dusza chora
Iluzja przeżywania uczuć zostaje na ekranie,
a my jak sroki w gnat: za-hi-pno-ty-zo-wa-ni.
Gdy pogrzebiemy w aktach, to w sumie nic dziwnego,
bo dzisiejsi właściciele tego przemysłu filmowego
znanego chyba wszystkim żonom oraz mężom
wcześniej “prali mózgi” amerykańskim żołnierzom.
Żeby programować tym ich do zabijania
cywili niewinnych bez zastanawiania
się czy są naprawdę jakimś zagrożeniem
czy tak jak ten wirus dzisiaj kolejnym “mgły cieniem”.
Nauczyli nas od małego braku cierpliwości,
która jest największą cnotą prócz sprawiedliwości.
Gdy je przyswoimy sobie jako kompas życia
łatwiej będziemy pojmować, co jest do przeżycia.
Gdyż każde doświadczenie wymaga koncentracji,
która nam pozwala być sprawcą całej akcji
i gdy do tego sami jesteśmy też cierpliwi
marzenia nasze same, jakbyśmy spolegliwi
byli całe życie, spełniać się nam tutaj bedą,
jak za dotknięciem różdżki, aż wokół wszyscy zbledną.

²⁶Timothy Learry – amerykański pisarz i psycholog, który prowadził badania nad LSD, a swoje przemyślenia zawarł w “Polityce Ekstazy”w latach sześćdziesiątych, póżniej prześladowany i izolowany przez rząd USA. [przypis autorski]
²⁷”pokolenie miłości” – pokolenie końcówki lat 60-tych i początku70-tych ubiegłego wieku.[przypis autorski]
²⁸kwas LSD – substancja psychoaktywna wynaleziona przez Alberta Hoffmana, szczególnie popularna w kręgach hippisowskich w USA w latach 60/70-tych. [przypis autorski]
²⁹DMT – (dimetylotryptamina) – substancja psychoaktywna uwalniana przez mózg w momencie śmierci klinicznej . [przypis autorski]
³⁰”Na chłopski rozum”(pot.) – logicznie myśląc. [przypis autorski]

Wszystko, co przedstawiam to własne doświadczenia,
a nie zaś “święte prawdy” bez krzty potwierdzenia
i żeby tutaj nie być zaś zupełnie gołosłownym
przytoczę Wam historii parę, gdy byłem “bezdomnym”.
Dzikim lokatorem, co podróżował wszędzie,
by tylko nie grać roli w tym szalonym pędzie
za władzą czy mamoną, czy statusem społecznym,
więc porzucił opcję bycia też studentem grzecznym.
W ten czas studia na uczelni krakowskiej przerwałem
jak i życie wagabundy świadomie wybrałem.
Od Tatr aż do morza wciąż sobie podróżowałem
i żyć zacząłem tak, jak tego zawsze chciałem.
Po zwiedzeniu wszystkich już zakątków Polski
zacząłem sam poznawać słowackie, czeskie wioski,
miasta oraz państwa, w które sam zacząłem wnikać³¹
by powracać do swej bazy “w mieście lajkonika”³².

Pierwszą bandą crustpunkową³³, która dodała otuchy
i do Lublina wzięłą z sobą były “Dnia Okruchy”
tak jak w ich języku po tej drugiej stronie świata³⁴
“Remains of the day” przetłumaczymy po latach.
Trasę wspólnie grali z “Madame germen” (też bandą crustową),
co w wolnym tłumaczeniu jest tutaj “Panią wirusową”
pochodzącą z południowej części najstarszego kontynentu³⁵
Nie z Hiszpanii, a z Galicji, jak mówili wczas koncertu.
Po Lublinie, byla Gdynia, a wcześniej stolica,
gdzie zagrali swój koncercik, każdy się zachwycał
aż do dzisiaj slucham nagrań obu tych świetnych zespołów
co mi pokazały drogę, że się warto ruszyć z domu.
Nie minęły dwa miesiące, a już siedzę w innym vanie
Lune kapela się nazywa, z którą znów podróżowanie
Lecz tym razem z podlaskiego województwa na południe,
gdzie poznaję punków z Jasła, którzy wyglądają schludnie.
A sam koncert wyśmienity jakaż tam jest atmosfera!
aż nie chciało się nikomu za szybko do domu zbierać,
a załogant Rav’em zwany zaprasza nas wszystkich w tany
po koncercie jest impreza: wszyscy bawią się nad ranem.
Dwa dni później jest sylwester, więc wracam do domu,
jeszcze taki wciąż posiadam, nie mówiąc nikomu
o tym, że przerwałem studia, więc ciut po kryjomu
mam gdzie mieszkać podczas zimy aż do wielkiego przełomu.
Ale o tym później, na razie w stolicy jestem,
gdzie udało się dojechać mi bardzo miłym gestem.
Lune gra dziś ostatni koncert tu na skłocie,
więc nikt z nas nie gada o chacie czy robocie.
Był to ich najlepszy występ i to zdecydowanie,
a miesiąc później siedzę juz w kolejnym vanie.
Tym razem podróżuję z francuską kapelą,
zwie się “Amanda Woodward” i gra hc/emo³⁷.
Po koncercie wczoraj to ja zrobiłem party
na jakieś sto osób i to nie są wcale żarty.
Dziś grają w Rzeszowie, nazajutrz w Lubline
więc blisko mego Chełma przy samej Ukrainie.
Gdzie spędzam dwa tygodnie w swym rodzinnym mieście
po których do Krakowa wracam w miłym geście
gdyż zespół, w którym śpiewam będzie koncertował
pięć razy tego roku, więc trzeba pobróbować.

(Popróbować również trzeba w życiu nie tylko muzyki
i nie mam tu na myśli wcale religii czy zaś polityki,
tylko zwykłej, ludzkiej cielesnej fizyczności,
która jest preludium w szukaniu Miłości.)

Na szczęście koncertów nie gramy w środku lata,
więc gdy słonko grzeje, pustoszeje chata,
gdyż ja wciąż festiwale sąsiedzkie odwiedzam
Czechy i Słowację sobie spokojnie zwiedzam.
Na jednej z takich imprez poznaję Jarmiłkę
z którą to spędzamy całkiem dłuższą chwilkę,
by dwa tygodnie później razem podróżować
do jej rodziny dalszej, skłonnej nas przenocować.
Och, co to za dziewczyna była nigdy nie zapomnę
jak u cioci pokazała mi piersi swe ogromne,
a potem całowałem jej całe gładkie ciało
i nawet po tej nocy wciąż mi bylo mało!
Niestety nazajutrz przyszlo nam się rozstać
gdyż dystans jaki dzielił nas: ciężko było sprostać.
I nawet gdybym zostać chciał tam dla niej samej
Nasze życie wspólne nie było nam pisane.
Więc wracam do Krakowa, tam czeka na mnie Muszka,
której nigdy również nie wypuszczałem z łóżka.
Odkąd weszła naga, trud był się wydostać
zanim jej fantazjom dałem radę sprostać.

Tego samego roku jadę po raz ostatni
z kapelą u boku, złożoną z dusz Bratnich,
grających punkrocka z damskim wokalem,
rezydujący codzień w Berlinie na stałe.
Jej polska nazwa to łańcuch stokrotek³⁸
słodka jak muzyka, która grają, no a potem
dwa miesiące później pierwszy raz zabiera
mnie w życiu “Koonda Hola”, która to zawiera
tylko jednego muzycznego grajka,
którego muzyka to jedna wielka bajka,
a w wolnym przekładzie nazwa tlumaczona
znaczy zaś tyle, co “Pochwa wygolona”.
Trzy miesiące później z Krakowa do Lublina
tym razem w towarzystwie bendu Funeral Dinner,
a trzy tygodnie potem jestem już w Poznaniu
i jadę z “Children Of Fall”, po świetnym zagraniu
swojego koncertu w “Cafe Mięsna” tutaj,
do czeskiego Brna tam znowu niezla sztuka,
więc kiedy jestem w Polsce, gdy znów grają w Warszawie,
znów jestem na koncercie i ich niezłej zabawie.
Dzień później jest to samo, w nieodległej Łodzi,
niestety po koncercie ktoś chciał nam zaszkodzić.
Na szczęście Marek z “Monster” pomaga w sytuacji
i rozwiązuje konflikt, gdyż Robert tu nie miał racji.
W wyniku właśnie tego na dworcu spać nie muszę
i jutro z “Monsterem” w kolejną podróż ruszę.
Tym razem do Wrocławia, gdzie na skłocie “Bonia”
zatrzymuję się na dłużej. Nowa “baza wypadowa”,
z której bliżej mam do krajów Europy Zachodniej,
więc, wiadomo, że stamtąd o wiele jest wygodniej
podróżować po Europie południowej i zachodniej,
ale zanim to nastąpi, jeszcze po pólnocnowschodniej
części naszego pięknego kraju podróżuję z “H.407”,
którzy mnie zabrali z sobą na mazury kiedy? nie wiem.
Podobnie zresztą było ze szkockim crustpunkiem,
co “Filthpact” się nazywał i mnie zgarnął rankiem
z ulicy, kiedy stałem i “łapałem stopa”
finalnie mnie zabrali ze sobą do kraju Szkopa³⁹.
Później na czeski festiwal, gdzie się rozstaliśmy,
jednak zanim to nadeszło porządnie się bawiliśmy.

Jednak wszystkie te podróże były krótkoterminowe,
pierwszą moją długą trasą byli hardcore Norwegowie,
którzy zaproponowali sami miejsce mi w swym busie
i z “The Spectacle” (tak się zwali) jesteśmy dziś już w Vilniusie⁴⁰.

Wczoraj grali jeszcze w Polsce, bodajże chyba w Lublinie
i dzień wcześniej mnie powalił ich gig⁴¹ w takim starym kinie.
Dzisiaj grają w samym centrum pięknej, litewskiej stolicy,
którą zawsze chciałem zwiedzić, ale brakowało przyczyn,
żeby wybrać się w te strony, których nigdy nie widziałem
no i w końcu miasto zwiedzam, czego zawsze bardzo chciałem.
Podróżują razem z “Requiem”, którzy są anarchistami
z krwi i kości, (a w paszportach pisze, że Amerykanami)
Cała trasa rozmaita a to przez choroby atak,
który nas zaatakował, gdy zaczęliśmy już wracać.
Tak, więc koncert ich w Toruniu w okrojonym dosyć składzie,
ale to nie ma znaczenia, bowiem każdy se poradził.
Atmosfera wyśmienita, pomimo cięźkich warunków,
ale przecież to nie problem dla tak zagorzalych punków.
Następnego dnia w Poznaniu po koncercie się żegnamy,
ale nie na długo, bowiem za pięć dni się znów witamy.
(Bowiem zmierzam do Warszawy, by zobaczyć dziś “El bandę”
z którą będę podróżował miesiąc później – niechaj znwou zgadnę).
Na tym festiwalu, gdzie Penny’ego Rimbauda poznałem,
w którego zespół “Crass” już od lat się wsłuchiwałem.
Jakież było ich zdziwienie, gdy mnie zobaczyli w Niemczech
kiedy na festiwal “stopem” przyjechałem tam, raz jeszcze.
Ich zobaczyć, w pełnej krasie grających na trzy gitary,
po czym zmieniam busa znowu i do Polski wracam w starym
składzie “Bramboraka”, dziś grającym jako “Bora”,
z którym spędzam tydzień cały. Na Białoruś przyszła pora!

³¹wnikać(pot.) – poznawać.[przypis autorski]
³²”w mieście lajkonika” (pot.) – w Krakowie.[przypis autorski]
³³crustpunk – styl muzyczny łączący punk rocka z metalem z mocnym przekazem anarchistycznym szczególnie popularny w Anglii i USA w latach 90-tych .[przypis autorski]
³⁴po drugiej stronie świata – tu: Stany Zjednoczone.[przypis autorski]
³⁵najstarszy kontynent(pot.) – Europa.[przypis autorski]
³⁶w tany(daw.) – do tańca. [przypis autorski]
³⁷hc/emo(emo/hardcore) – gatunek muzyczny łączący metal i punkrocka z mocnym emocjonalnym przekazem, szczególnie popularny we Francji w latach 90-tych. [przypis autorski]
³⁸łańcuch stokrotek (oryg.) – Daisy Chain. [przypis autorski]
³⁹kraj Szkopa(pot.) – Niemcy.[przypis autorski]
⁴⁰Vilnius(oryg.) – Wilno, stolica Litwy. [przypis autorski]
⁴¹gig(pot.) – koncert.[przypis autorski]

Najpierw trzy koncerty w Polsce zakończone afterparty⁴²,
potem wiza w ambasadzie w dwie godziny – to nie żarty.
I nareszcie spełniam wreszcie swe kolejne z moich marzeń
by zobaczyć “Olka”⁴³ reżim, a jak będzie: czas pokaże.
Dziesięć godzin na granicy wypelnione kontrolami
i już mkniemy autostradą do stolicy, gdzie witani
autem, które na imprezę, która się odbywa w lesie
nas kieruje bez problemów, gdzie wiatr już muzykę niesie
dookoła wszędzie tutaj, gdzie kilkaset ich młodzieży
alkoholem upojona w okolicy wszędzie leży.
Kiedy wchodzimy do środka czterech mężczyzn dziewczę niesie,
której nokaut podczas tańca sprawił, że się nie podniesie.
Atmosfera jest napięta, to nie to, co na zachodzie
cały czas wszczynane bójki w slalomowym⁴⁴ korowodzie.
Dochodzi do tego nawet, że jeden z zespołów tutaj
przerywa swój własny koncert i zaczyna się boruta⁴⁵!
Widziałem już wszystko w życiu – tak myślałem do tej pory,
ale to, co przeżylismy w Mińsku nauczyło mnie pokory.
Podejrzewam, że to wszystko przez tani alkohol wszędzie,
do tego frustracja życiem i wiadomo że, tak będzie.
Jakimś cudem jednak wszystko wróciło do normalności
w końcu można było tańczyć też bez połamanych kości.
Z czasem ci agresywniejsi uczestnicy festiwalu
usnęli tam jako pierwsi nie zakłócając już balu
innym uczestnikom tutaj, więc do rana tańczyliśmy
potem nocleg i śniadanie, za co podziękowaliśmy
i ruszyliśmy z powrotem, zmagać sie z urzędnikami
na granicy, lecz tym razem osiem godzin z paszportami.
Pewnie przez to, że do Litwy, a nie Polski jechaliśmy
tak nam szybko to minęło. Nawet się nie spostrzegliśmy
kiedy w mglisty, zimny ranek Wilno znów odwiedziliśmy
i na zakończenie trasy skrzynkę piwa razem wypiliśmy.
Nazajutrz do Polski “stopem” pojechałem zaś z żołnierzem,
który prosto z frontu wrócił, zachowywał się jak zwierzę.
Opowiadał bez emocji jak tam zabijał afgańczyków
teraz jechał na kurację “prania mózgu” pod granicą.

Podczas wojny żyć się nie da, więc opowiem Wam historię,
zmieniając tu troszkę temat , napisaną nie na wojnie.

Miesiąc później już w Krakowie siedzę w busie wraz z “El bandą”
i zmierzamy razem dzielnie tu ku czeskim, górskim landom.
Pierwszy koncert jest na “Vrahu⁴⁶”, między szczytami Radhost’a,
więc po górskich, krętych drogach nasza podróż nie jest prosta.
Śniegiem pruszy, gdyż jest zima, biało dookoła wszędzie,
ale grają dziś z “Infekcją⁴⁷”, więc wiadomo, że bal będzie!
Druga sztuka we Wrocławiu na tutejszym wagennplatzu
i kolejna znów impreza, nazajutrz zaś znów na kacu
do Berlina na najstarszy skłot w Europie⁴⁸, gdzie dziś grają,
jedziemy “Bandolocikiem”, jak go szumnie przezywają
wszyscy uczestnicy trasy, którzy jutro już zmierzają
na kolejny skłot tu w Lipsku, co go “Zoro” nazywają.

Na imprezie tej spotykam Scabę, która mnie zaprasza
na “kolację wraz z śniadaniem⁴⁹” do swojego tu poddasza.
Znamy sie już kawał czasu od imprezy kiedyś w Niemczech,
gdy tam wraz z “Mind Pollution” przyjechałem po raz pierwszy.
Zaskoczyła mnie jakością i ilością też jedzenia,
które sama gotowała, by wegańskie podniebienia
były w raju przez noc całą jak i dnia też następnego
teraz mogłem podziękować i dać też jej coś swojego.
Oczywiście była chętna, żeby wziąć wszystko co dałem
i nazajutrz czas rozstania, po tym jak się spakowałem
nastał z rana i ruszyliśmy do Weimar, gdzie “El Banda”
przedostatni koncet grała na swej trasie. Niezła granda,
bowiem dzisiaj jest rocznica “Nocy Kryształowej”,
wszędzie dookoła policja, szukająca tutaj nowej
wersji nazistowskich gangów, co dziś mieli demonstrację
i tak tam trafili na nas, zatrzymali nas na stacji
benzynowej poza miastem, przeszukali i puścili
zanim jednak ruszyliśmy to nam mandat wystawili.
Więc w nastrojach dość bojowych docieramy na imprezę,
ale wszystko jest w porządku, koncert świetny. Wciąż nie wierzę,
że po gigu podczas tańca poznaję kolejne dziewczę,
z którym noc spędzam upojną i nazajutrz jadę wreszcie
spelniać kolejne marzenie, tym razem czeska stolica,
która swoją atmosferą wszystkich nas do dziś zachwyca.
Jako, że nie ma koncertu, to spokojnie sobie zwiedzamy
“Most Karola” i starówkę, “Żiżkow⁵⁰”, zamek i “Hradczany”
A wieczorkiem w knajpie piwko wraz z lokalnym grajkami
i nad ranem zasypiamy w naszym “Bandolociku” kochanym.

Kilka godzin czasu później, kiedy wszyscy już się budzą,
niewyspani, zmarnowani i na kacu, wszyscy nucą
pieśni, które wymyślamy, żeby drogę se umilić
i w przeciągu kilku godzin jesteśmy w końcu w Austrii.
Jeszcze tylko kanapeczki przed samym wjazdem do miasta,
które Ania sporządziła, a na nich przepyszna pasta.
Dzisiaj koncert grają w Linzu, który będzie tym ostatnim
na tej trasie, gdyż z powrotem “Bandolocik” uwydatnił
swe zmęczenie podczas szlaku tymi górskimi drogami
i “wyzionął ducha⁵¹” zaraz, jak już między polakami
byliśmy tuż za granicą czesko-polskiego Cieszyna,
więc wiadomo, że każdemu bez wyjątku zrzedła mina.
Koncert trzeba więc odwołać, “Bandolocika” zostawić
i do domów wracać chyżo⁵², by “serce przestało krwawić⁵³”.
Podróż była wyśmienita, nawet pomimo tej awarii,
najważniejsze są wspomnienia, i to nie tylko z Bawarii.

⁴²afterparty (pot.)- impreza pożegnalna podsumowująca jakies ważne wydarzenie..[przypis autorski]
⁴³”Olka” (pot.) – Aleksandra, tu: Aleksandra Łukaszenki – prezydenta Białorusi. [przypis autorski]
⁴⁴slalomowym(pot.) – tu: pijanym. [przypis autorski]
⁴⁵boruta(pot.) – bójka, bitwa. [przypis autorski]
⁴⁶”Vrah” – jeden z najstarszych czeskich skłotów połozony w Rożnovie, w górach Radhost’u . [przypis autorski]
⁴⁷”Infekcja”- jeden z najstarszych polskich crustpunkowych zespołów lat 90-tych z Wrocławia, koncertujący w całej Europie. [przypis autorski]
⁴⁸najstarszy skłot w Europie – mowa tu o KOPI, zaskłotowanym starym opuszczonm hotelu robotniczym w centrum Berlina. [przypis autorski]
⁴⁹”kolacja wraz z śniadaniem” – (pot.)zwrot eufemistyczny określający zaproszenie do łóżka, czyli seks.[przypis autorski]
⁵⁰”Żiżkov’ – jedna z najstarszych żydowskich dzielnic w Pradze, Charakteryzuje się przepiękną architekturą oraz największym żydowskim cmentarzem. [przypis autorski]
⁵¹”wyzionąć ducha” (pot.) – umrzeć.[przypis autorski]
⁵²chyżo (daw.) – szybko. [przypis autorski]
⁵³”serce przestało krwawić”(pot.) – zwrot eufemistyczny określający koniec cierpienia . [przypis autorski]

Wracam, więc do “grodu Kraka”, gdzie spisuje tekstów sterty
z moim własnym bendem tutaj, gdyż czekają mnie koncerty
Jeden z nich organizuję dla holenderskiej kapeli,
“Makiladoras” się oni zwali i “za serce mnie ujęli”
swą, postawą i szczerością, swym występem i pokorą.
Tydzień później zwiedzam miasta, do których mnie tam zabiorą.
Spotykamy się w Warszawie podczas śnieźno-białej zimy
i razem ze Sławem z Jasła: – do Gdańska? – Cóż, poradzimy!
W towarzystwie miłych ludzi, którzy nas tutaj zabrali
bawimy się ciągle świetnie na sztukach jakie zagrali.
Czy to w Gdańsku, czy Poznaniu, czy w Zielonej Górze
zabawa jest ponad miarę, każdy chciałby trochę dłużej,
lecz niestety koniec trasy nadchodzi nieubłaganie,
ale już pół roku później zaserwują “główne danie”.
Nim jednak do tego dojdzie wracam znowu do Krakowa,
gdyż niecały miesiąc później następna sztuka gotowa.
Tym razem ekipa z Łotwy, którym koncert tutaj robię
zabiera mnie do Cieszyna, później Brna, ot! Tak sobie
“When my authorities fall”, tak się właśnie nazywali,
metal z punkiem pomieszali i koncerty świetne grali!
Następnego dnia znów Wrocław, gdzie poznaję “Kneel Buchanan”,
(“Valhalla pacifists” z nimi), którzy zabierają mnie z rana
samego z powrotem do Czech, (a dokładniej śląskiej ziemii)
gdzie w opuszczonej kopalni wszyscy świetnie się bawimy.
Nazajutrz z rana zwiedzamy ze starszym tu przewodnikiem
wspomnianą wyżej kopalnię i zaś opuszczamy z szykiem
ją by na świetny festiwal z sześcioma aż kapelami
w czeskim Ćernotinie dotrzeć na czas razem z angolami.
Dnia już następnego późno z powrotem w Krakowie
jestem, gdzie gram koncert tydzień później, bowiem
spełniam znowu swoje, szalone marzenie
dzieląc scenę z zespołami , które w życiu bardzo cenię:
“Złodzieje rowerów”, “Apatia”, “Superapes”
rozwaliły mnie koncerty ichniejsze tak, że hej!
Trzy dni później znowu “Amanda Woodward” w “mieście
lajkonika” gra swój koncert, na którym nareszcie
spotykam swych znajomych, niewidzianych długo,
więc afterparty, jak najbardziej, znów moją zasługą
Następnego ranka w trasę z nimi jadę,
znowu Rzeszów, Lublin, więc dajemy radę.
Ostatnim etapem wspomnianej wyprawy
jest duży festiwal, więc sporo tu zabawy
czeka na nas znowu pośród mych znajomych
z Francji, Niemiec, dużo twarzy tu zadowolonych.
Niecały miesiąc później znowu jestem w Pradze
i znowu z przyjaciółmi, nic na to nie poradzę.
“The Spectacle” z Norwegii, którzy dzisiaj grają
jutro do Halle w Niemczech mnie z soba zabierają.
Dziwnym zrządzeniem losu jestem tam ponownie
dokładnie miesiąc później, dotarłem też podobnie:
Najpierw z Wrocławia do Torunia z “El Bandą”,
długo się nie widzieliśmy, więc tańczymy tango,
nazajutrz z powrotem do Wrocławia jadę,
skąd podróżuję dalej z amerykańskim czadem,
“Kakistocracy”, bo tak się nazywają
najpierw mnie do Czech, a później Halle zabierają,
a tam poznaję znów śliczną dziewczynę,
z którą jadę dalej, bo wiem że z nią nie zginę.
Odwiedzamy razem festiwal w Holandii,
na którym poznaję kapelę z Irlandii,
z którą będę jeździł w “Makiladoras” busie
podczas swych urodzin, dwa miesiące później
ale o tym zaraz, bo przyjaciół też spotykam,
(pijemy tam dużo piwa, litrami je połykam)
To ci sami, którzy grają w “Makiladoras” właśnie
co dają tam taki koncert, przy którym nikt nie zaśnie.
Trzy dni festiwalu i później zmierzam do Danii
zarobić trochę grosza, by móc się dalej karmić.
Muzyką, którą kocham jak widać z wzajemnością
bo się troszczy o mnie z największą Miłością.
I, znowu, żeby nie być tutaj gołosłownym
podzielę się tu z Wami przeżyciem wprost cudownym.

(Przyszła właśnie inspiracja: “Cafe Liquer” i kolacja,
a w głośnikach Robbie Wiliams więc opowieść rozpoczynam.)

Pamiętacie “główne danie”? Otóż tydzień przed moimi
(dwudziestoma piątymi) urodzinami niezapomnianymi
jestem znów w Toruniu w “Makiladoras” vanie
i zaczyna się dziś tutaj wprost niesamowite granie.
Kapela z Irlandii, co w Holandii ją widziałem
zaczyna swą trasę, na którą już czekałem
przynajmniej pół roku, “Kidd Blunt” się nazywa
post hardcore/crustpunkowa załoga z Dublina.
Po Toruniu jest Ostróda i koncert na zamku,
atmosferę nam próbuje zepsuć jakiś fan-klub
Jest ich kilkunastu, nas jest trochę więcej
muszą, więc uciekać, nawet ze swym sprzętem.
My jednak wybieramy w czas “International Party⁵⁴”,
które właśnie się zaczyna i to nię są wcale żarty
Pięć narodowości w jednej mazurskiej chacie
to było before-party jakiego nie zaznacie.
Po nim koncert dość szalony, małe after-party
i sezon podróżniczy uważam za otwarty!
Tczew dnia następnego, gdzie gra kapela Barta
znamy się już z Łotwy – załoga jest otwarta!
Domowa atmosfera i wieczór bardzo miły
Niestety kac-katusze do końca nie pozwoliły
cieszyć się jej pięknem, a dnia już następnego
wszystko wraca do normy, nawet nie wiem dlaczego
i po wywiadzie w radio jedziemy do Giżycka,
tam deszcz dołącza do nas, siąpi na nas jak z cycka.
Na dwa dni pozostaje aż do Białej Podlaskiej
a po koncercie after-party w chacie pod laskiem.
“Niech żyje bal..” w głośnikach, my na stole tańczymy
do samiutkiego rana a później znów walczymy
z dystansem do Warszawy na kolejnym kacu,
dziś koncert jest u Daria – dla niego wielki szacun!

I dla tych wszystkich ludzi, co nam koncerty robili
nie będę tu wszystkich wymieniał, na pewno nie w tej chwili
ci co poili, karmili i cały czas z nami się bawili,
wiedzą, że o nich mowa, nie chcę by się martwili,
że o nich nie pamiętam, bo nie ślę kartek na święta.
Ci, którzy są w moim sercu nie myślą o prezentach.
Przynajmniej nie materialnych, ale tych bardziej duchowych,
bo jak to ktoś kiedyś powiedział: “Ryba się psuje od głowy”.

To jeszcze nie koniec trasy, dziś są moje urodziny,
więc po koncercie znowu solidne poprawiny.
Nazajutrz znowu Lublin, dzielnie z trzeźwością walczymy
i po rozstaniu nad ranem za dwa dni się znowu widzimy.
Z mej strony czas podziękować za te niesamowite chwile:
dziś ja robię koncert w Krakowie, spędzamy wieczór mile.
W dość kameralnym gronie, czas na chwile przestaje gonić.
Powoli już wyczuwamy, z rozstaniem trzeba się będzie godzić.
Jeszcze dwa dni tylko razem, najpierw sosnowieckie kino,
pózniej skłot w Hammersdorfie i czar trasy nagle minął.
Jak dotąd lepszych urodzin nie jestem w stanie wymyśleć
a to historia prawdziwa, polecam Wam to przemyśleć.

(Dodam jeszcze z mojej strony taką małą informację,
że ta trasa to początek najpiękniejszych mych wakacji.)

Po urodzinach “RozBratu⁵⁵”, które były w Poznaniu
Niecały miesiąc później, zaraz po ich ciężkm graniu
zostaję kierowcą “Sanctum” na dwa następne tygodnie.
Hiszpania i Francja czeka, podchodzę do tego pogodnie,
gdyż o tej porze roku pogoda jest tam nie do opisania.
Można w ocean wskoczyć, więc nie ma zastanawiania
się. Pierwszy przystanek w Łodzi: domowa atmosfera,
gdyż ludzie, u których spaliśmy – wspominam ich do teraz:
uprzejmością swoją za serce nas tam chwycili
podobnie jak z jedzeniem, którym nas nakarmili.
Niestety zaś do Pragi musimy dziś uciekać,
a dystans jest dość spory, więc nie ma na co czekać.
Do tego stan dróg polskich jest w opłakanym stanie,
więc z rana startujemy i znów ciężkie rozstanie.
Na całe szczęście w Pradze gig na akademikach
więc docieramy wcześnie, cały czas gra muzyka,
a w środku czeka na nas przemiła niespodzianka:
szwedzka “Arcatera”, grająca crust(metal)punka.
Zostają z nami jeszcze przez dwa następne dni,
koncerty grając świetne, o których można śnić.
Do tego bardzo mili, ludzie jakich nam potrzeba,
w Wiedniu się rozstajemy, trafiamy do piekła (z nieba).
Dziś koncert jest w Innsbrucku, pośród alpejskich szczytów,
a po nim walka o życie, gdyż przyszło neonazistów kilku
pod klub, lecz my wiemy jak sobie z nimi poradzić:
krzesła, butelki, kamienie pomogły się im przeciwstawić.
Nasz “Instinct of survival” to nie tylko nazwa kapeli,
która grała dziś z nami, lecz także jak wszyscy widzieli,
nasza wewnętrzna siła, do walki o swoje życie.
Nawet gdy jest ich stu, my ich przestraszymy sowicie.
Następny dzień w Bolzano, przy austriacko-włoskiej granicy,
widoki nas takie witają, że nie umiem porównać ich z niczym.
Później zwiedzamy Bolonię wraz z jej krzywymi wieżami,
przepiękną starówką oraz zaskłotowanymi basztami.
Co strzegły wjazdu do miasta kilka stuleci temu,
a dzisiaj w jednej jest miejsce do grania koncertów. Ku memu
zdziwieniu druga to anarchistyczna czytelnia
i wokoło atmosfera wszędzie jest bardzo przyjemna.
Kolejną dobę we Francji spędzamy w tym samym mieście:
St. Etienne się nazywa, gdzie mogę tam nareszcie
odpocząć od prowadzenia, gdyż oba zespoły na trasie
nie mają koncertu nazajutrz, zatem w tym wolnym czasie
znów “International Party” z holenderskimi punkami
z zespołu “Fleas & Lice”, co grają koncerty latami.
Kolejny dzień w Zaragozie, gorąco jak w środku lata,
pomimo, że jest pażdziernik nie czuję, że to ta data
Skwar z nieba się cały czas leje, wszyscy o srogich dość minach
jesteśmy na miejscu w południe, po siedemnastu godzinach.
Nazajutrz w baskijskim Bilbao jest już o wiele wilgotniej,
w miejscu gdzie koncert grają można zmieścić swobodnie
ponad sto osób na sali, a przyszła tam tylko połowa
na portugalskie “Symbiose”, aż rozbolała mnie glowa.
Więc zaraz po ich koncercie spać od razu poszedłem
ostatniego koncertu “Sanctum”, nie widziałżem, bo wyszedłem
i z rana, gdy jeszcze wszyscy na tutejszym skłocie spali
ja na festiwal w Donostii⁵⁶ pojechałżem, gdzie “Symbiose” też grali.

Dwudniowa impreza w miejscu, którego nie idzie opisać:
w połowie góry klub w parku, z którego ocean widać.
Więc jako, że nigdy w życiu jeszcze w nim nie pływałem
spełniam swoje marzenie, na które tak długo czekałem.
Lecz zanim to nastapiło, dwa dni z rzędu after-party,
na skłocie poza miastem, na którym nie gralismy w karty,
więc niedzielny relaks na kacu: pływanie w oceanie,
a raczej walka z falami jego to dość trudne wyzwanie.
Lecz, kiedy ją w końcu wygrasz i fala Cię poniesie
satysfakcja jest ogromna, to nie to, co spacer po lesie.
Nocne spanie na plaży jest bardzo niebezpieczne,
dystanse od oceanu są tutaj bardzo konieczne.
Dowiedziałem się tego, gdy o czwartej rano
szum fali mnie budzi, gdzie czasu mi nie dano,
żeby się spakować i spokojnie opuścić plażę.
Od tego właśnie momentu pełnym szacunkiem ją darzę.
Niecały tydzien później znowu w Polsce jestem
zaczynam nową trasę z bardzo miłym gestem
od amerykańskiej kapeli “Oroku”,
która grała trasę pod koniec tego roku.
Pierwszy koncert we Wrocławiu, gdzie trochę mnie nie było,
ale przez ten czas i tak niewiele się tu zmieniło.
Drugą sztukę grają w Pradze, w klubie na akademikach
znanym dobrze mi już wcześniej, bo tu zawsze gra muzyka!
Nazajutrz jest Monachium gig z trzynastym listopada
co prawda dziś jest pażdziernik, ale właśnie tak wypada,
że kapela która trzy dni na trasie nam towarzyszy
“13th November” się nazywa, którą miło jest usłyszeć.
Później Mannheim no i Bremen, gdzie się w końcu rozstajemy,
ale zanim to nastąpi, skrzynkę “Becks’a” wypijemy.
Koniec października to czas, gdy w Polsce zima
nieśmiało kroki stawia, więc czas by się zatrzymać
i spędzić pięć miesięcy w chacie swej ostatniej,
którą opuszczam wiosną, gdy temperatura dodatnia.
A było to z “Chachi Arcola” i “Demande a’ la pousiere”
z którymi jadę dziś z Krakowa do Wrocławia. To, się wie!
Koncert grają na CRK⁵⁷, razem z “Grrzz..” co elektropunk
gra, więc zabawa wyśmienita, atmosfera jest na bank
pozytywna. Po niej czeskie miasto grzechu, jak punki
mówią i skąpo odziane na koncercie, jego mieszkanki.
O Teplicach tutaj mowa i dało się wyczuć podtekst,
nazajutrz do Chomutova na “Mini ramp-skate contest”
gdzie zespoły koncert grały na skateboardowym⁵⁸ festiwalu
atmosfera wyśmienita niczym na karnawałowym balu.
To był pożegnania czas, nasza trasa się skończyła,
a ja wracając do Polski jescze jeden zahaczyłem.
Koncert berlińskiej kapeli. “Lies feed the machine” się zwali
i wraz z włoską, rzymską “Mithrą” po Europie gigi grali.
Tak się szczęśliwie złożyło, że trzy dni później w Krakowie
oba zespoły tu grały. Jak i spały u mnie, bowiem
ostatnie mieszkanie moje było kilkaset metrów od klubu,
więc ich zabrałem do siebie, gdzie co wieczór: “łubu-dubu”.
Jako, że trzydniowe party nareszcie końca dobiegło
pożegnaliśmy się czule, lecz wtedy każdy by zbledną,
Bowiem jako, że swe klucze od mieszkania zatrzasnąłęm
w jego środku nieopatrznie, taką decyzję powziąłem:
W żartach im to powiedziałem, na co oni dość poważnie:
Jak chcesz z nami dalej jechać, wysłuchaj nas tu uważnie:
“Dwóch z nas pojedzie pociągiem, a ty z nami naszym vanem”
“Ty pokazałeś swój punkrock, pozwól nam zrobić to samo”.
Zaskoczony odpowiedzią, nie myśląc za dużo więcej,
już siedziałem z nimi w busie do Poznania. Jak najprędzej
tam dojechać, gdyż odległość między miastami nie mała
i odebrać resztę “Mithry” z dworca, żeby wieczorem zagrała
taki koncert, że do dzisiaj ciarki mam na całym ciele,
tak się właśnie zachowują ci prawdziwi przyjaciele.
Koncert grali na “Rozbracie”, gdzie spotykam Karolinę,
z którą podróżuję dalej. Niesamowitą dziewczynę,
co ją poznałem w Krakowie podczas festiwalu tego
trzy dni temu, no a teraz z nią do przejścia granicznego
podróżujemy z ekipą czterech polskich robotników
tuż po pracy, którzy jadą spełniać jeden ze swych bzików:
seks oralny i analny z przygraniczną prostytutką
to jest to o czym wciąż marzą, upojeni zimną wódką.
Nasze marzenia są zaś inne i na przejściu wysiadamy
i po kontroli granicznej do Niemców się przesiadamy.
Atmosfera ciut odmienna, w towarzystwie starszej pary
która nas podwozi w miejsce, gdzie spotykamy swych “starych
dobrych przyjaciół” ze wczoraj, którzy jak nas zobaczyli
wybuchnęli gromkim śmiechem, no i zaczęli po chwili
swój niesamowity występ, który pamiętam do dzisiaj.
Nazajutrz czas pożegnania, teraz dłuższy, zdaje mi się.
Miesiąc później: miasto Lublin, “Tunguska” tam koncertuje,
zespół z dalekiej Irlandii, w którym punków z Polski czuję.
Dnia następnego jest festiwal, który robią punki z Jasła,
Impreza w swojskim klimacie, atmosfera tam nie gasła.
Wręcz przeciwnie: było miło aż za bardzo dla niektórych.
Tańce, hulańce swawola, a wszędzie dookoła góry.
Nazajutrz mnie zabierają totalnie nieprzytomnego
w czeskie góry do Rożnova punki z “Tunguski”. Dlatego
diesięć dni po pożegnaniu jestem znów na ich występie.
Tym razem, ostatnim w Polsce, miejsce: puławskie zagłębie.
Skąd nazajutrz do Wrocławia “autostopem” znów docieram
i po koncercie w CRK tam nowy zespół mnie zabiera
na dwutygodniową trasę, “Asshole parade” się nazywa.
Nazajutrz po ich koncercie już jedziemy do Lublina.
Później koncert jest w stolicy, na którym to też poznaję
Paulę, z którą lata później będę dzielił dom wraz ze zgrają
psów jej tutaj w Cerdanyoli – życie nieźle zaskakuje.
Następnie już do Olsztyna, w którym atmosferę psuje
“Pull out an eye” z Białorusi, którzy to wręcz chcą wymusić
na mnie, żebym trasę przerwał i im “oddał” miejsce w busie.
Ja im na to grzecznie, lecz stanowczo też odpowiem
“Nie ja tutaj decyduję, kto zostaje w busie, bowiem,
nie jestem jego kierowcą, ani jego właścicielem”,
a decyzja o rozstaniu nie jest tu nikogo celem.
Więc jedziemy dziś do Łodzi, później Poczdam i do Berlina,
w którym to poznaję dziewczę, której na imię Sabrina.
W owej czerwonowłosej piękności się wnet grubo zakochuję
spędzam noc u niej nad ranem, po czym dalej podróżuję:
Braunschweig, Bremen no i Aalborg, gdzie znajomi dołączają
z barcelońskiego “Leadershit” świetne koncerty nam grając.
Przez następne kilka dni w Kopenhadze oraz Kiel,
(gdzie spotykam również Adę, przyjaciółkę mą, że hej!
Nie widzieliśmy się lata, razem więc imprezujemy
aż do rana, gdy po kilka “White Russian’ów” wypijemy)
ostatni koncert w Hamburgu, na tutejszym “Rote Flora”
nazajutrz się rozstajemy – pożegnania przyszła pora.
Trasa bowiem się skończyła, zespół wracać już zaczyna,
ja zostaję tu w Hamburgu na “Gaussplatzu” urodzinach.
Po trzydniowym festiwalu jeden z mieszkańców obchodzi
swoje własne urodziny, więc pozostać nie zaszkodzi.
Tydzień później na “Imperial Leather” jadę do Berlina
koncercie, co go organizuje czerwonowłosa dziewczyna,
której imię jest Sabrina, więc na dłużej tam zostaję,
cały czas spędzamy z sobą i rozkoszom się oddaję
cielesnym przez dwa tygodnie, po czym zaś do Polski wracam
ze słowackimi punkami, “Stolen lives”, co mnie wtedy na kacu
z “Kopi” do Żar z sobą wzięli, gdzie spotykam znajomego,
Wojtka co też często z zespołami podróżuje i dlatego
nazajutrz zaś do Bydgoszczy z Wojtkiem i “The Pope” docieram,
po czym się rozstaję z nimi, na festiwal się wybieram.
A w zasadzie to na kilka, prawie każdy w innym kraju.
Pierwszy: D.I.Y. Fest w Gdańsku, gdzie ochrona mi nie daje
szans by uczestniczyć w drugim dniu, więc na zewnątrz zostaję.
Drugi: “Gurten Fest” w Szwajcarii, na którym również ochrona
mnie wyrzuca pod pretekstem kradzieży klapek(!) (bo skonam)
Trzeci: “Hardcore Fest” w Piasecznie (jego szósta już edycja)
tym razem jest bez problemów, nie zagraża mi banicja.
Czwarty: “Shittown” w Kopenhadze, na którym problemy z mafią
lokalną, narkotykową przestraszyć nas nie potrafią.
Na imprezie tej spotykam również punków polskich zespół
“Utopia” się nazywają i grają tam koncert wespół
z “The Assassinators” stamtąd i jak dla mnie obie grupy
zagrały takie koncerty, co ożywić mogły trupy!
Po koncerie też poznaję bandę queerpunków⁵⁹ niemieckich,
z którymi to na kolejny festiwal, tym razem szwedzki
podróżujemy zaś razem do Sztokholmu z Kopenhagi
do miejsca “Fullerstą” zwanej, nie pozbawionej zaś magii.
Impreza jest wyśmienita, koncerty są na dwóch scenach,
gdzie zespoły takie grają, (nie mogę wyjść ze zdziwienia
jak na jednym festiwalu można je wszystkie zobaczyć)
o których nawet nie śniłem, musiałbym długo tłumaczyć,
bo poprzeczka jest wysoko dosyć w Szwecji postawiona
jeśli chodzi o muzykę: jest tu dość rozpowszechniona.
“Nodslakt” i “Worst Case Scenario”, “Auktion” czy również “Diskelma”
takie koncert zagrały, że do dzisiaj je pamiętam
i do tego atmosfera dookoła jest znakomita
mimo, że większości ludzi tam nie znałem, każdy witał
mnie jak dobrego swojego przyjaciela tu starego,
co mnie ciut w zakłopotanie wprowadziło dnia pierwszego.
Ale już nazajutrz wszystko było jak najbardziej świetnie
i po szalonym weekendzie znów zacząłem się tam skrzętnie
przygotowywać do dalszej podróży. Tym razem Litwa,
gdzie już byłem w zeszłym roku, gdy wywiązała się bitwa
między uczestnikami imprezy a lokalną tutaj mafią
która skończyła się fiaskiem dla tych, co żyć nie potrafią
bez wszczynania burd i rozrób i znajdują swój sens życia
zastraszając wszystkich innych. Niestety nie do przebycia
była dyskusja z władzami, więc festiwal odwołany,
ale teraz w środku lasu, “Pa-darom⁶⁰” był udany!

Na którym spotykam swych znajomych z “Tesy”,
którzy tutaj również grają, koncert aż stają mi włosy.
nazajutrz do Wilna, gdzie z “Insuiciety” koncert,
z którymi do Rygi jadę wraz tu z sierpnia końcem.
W łotewskiej stolicy do morza wskakuję,
gdzie wpierw kilkanaście kilometrów pokonuję
starym, zardzewiałym rowerem do końca
na plażę, przy pięknym tu zachodzie słońca.
Niestety ta podróż zaś echem się odbije,
gdy wrócę już do Polski, gdzie katusze przeżyję.
Ale jeszcze zanim dokładnie to nastąpi
czeka mnie urodzinowa trasa, która nie poskąpi
dobrej tu zabawy jak i morza alkoholu,
wypitego na anarcho-obozie w szczerym polu,
a dokładnie w środku lasu, po którym do kraju
z “Tesą” się zabieram, którzy w Szczytnie grają.
Dziś moje urodziny, więc razem z przyjaciółmi
z “All day hell” i “Trzysta sześćdziesiąt pięć dni”
zabawa na całego, aż do białego rana,
najpierw w “Pompie⁶¹”, później w domu promotora Tukana.
Po czym na kolejny koncert jedziemy do Krakowa,
po którym rozbolała mnie nie tylko głowa.
Ale i ból gardła był wręcz nie do zniesienia,
więc zostaję tutaj aż do wyzdrowienia.
Dziś wiem, że głupotą jest w morzu pływanie
podczas sztormu, a potem w lesie zasypianie.
Szczególnie na Łotwie, tak pod koniec wakacji,
gdzie jest o wiele zimniej, tuż zaraz po kolacji.
Dlatego na zimę w Krakowie znów zostaję,
a w między czasie nowej pracy się oddaję.
Wydało się w końcu, że studia porzuciłem,
więc od tej pory, gdy już skarbonkę rozbiłem,
byłem zmuszony do utrzymywania siebie,
pomimo to, żyłem dalej w siódmym niebie.

Po pierwszej wypłacie na urodziny “KOPI”
do Berlina pojechałżem i to był niezły doping,
(pamiętasz, gdy wcześniej o zakrętach wspominałem?
teraz będzie przykład, jakiego sam tam doznałem)
Bowiem po imprezie tej poznaję tu Ewę,
z którą byłem rok, (lub ciut mniej), sam nie wiem,
gdyż nasze relacje nie były zaś przejrzyste
i do końca nigdy nic tu nie było oczywiste,
ale jednak coś wciąż do siebie nas ciągnęło
wzloty i upadki – właśnie tak to się zaczęło.
Wiadomo, że podstawą udanego związku
jest zdrowa komunikacja i zadowolenie z seksu.
Jako, że z tym drugim nie mieliśmy problemów,
wnioskuję, że to od niezrozumienia się zaczęło.
Pierwsze spięcie między nami już po dwóch miesiącach
gdy do Polski na festiwal jadę, atmosfera jest gorąca.
Nie tylko w Berlinie, ale i na trasie,
gdy na stacji benzynowej stajemy po czasie,
żeby móc skorzystać z tutejszej toalety.
Przed nami dwa autokary, w których są niestety
agresywnie nastawieni futbolu kibice,
którzy śmiercią nam tu grożą, więc walka o życie,
w której to poznajesz siebie i swe możliwości
pomimo stanu psychiki i ich liczebności.
Dwa tygodnie później tęsknota się odzywa
i jako, że “Mithra” w Krakowie znowu grywa
koncert swój, a później jadą do Berlina,
więc ponownie z nimi podróż rozpoczynam.
Po drodze jest Poznań, gdzie grają na “RozBracie”
więc atmosfera wewnątrz jak w góralskiej chacie:
domowo i przyjemnie jak za każdym razem,
gdy tam znowu jestem, szacunkiem go darzę.
Nazajutrz jedziemy znowu do Berlina,
gdzie czeka tam na mnie “nie-moja dziewczyna”,
z którą próbujemy znowu się dogadać.
Trochę mnie nie było, więc jest co opowiadać.
Pierwsze dwa tygodnie, jest nam bosko razem,
ale już przy trzecim, jakby ktoś psiknął gazem,
znowu atmosfera się robi dość napięta,
pomimo, że trasa wspólnie rozpoczęta.
Jesteśmy dziś razem w Pradze na festiwalu,
po którym rozstanie nastało jak w musicalu,
wobec tego z “Ravage” zabieram się do Polski,
którzy koncert grali tam, a dziś na ziemii śląskiej
(w Gliwicach na “Trzynastce” też z “Kurva aparata”),
po czym do Krakowa wracam, tam gdzie Mrówki chata
jest moim schronieniem podczas bezdomności
zawsze pełna imprez i przypadkowych gości.
Jest, więc czas i miejsce, żeby odreagować.
Z innymi dziewczętami zacząć się całować.
Spróbować zapomnieć o tej, co w Berlinie,
lecz niestety pamięć o niej tak szybko nie zginie.
I po dwóch miesiącach jestem tam ponownie,
gdy z “Roskilde” wracam i znowu jest łagodnie.
Tym razem na krótko, cztery dni i powrót
do kraju nad Wisłą, sprawy biorą inny obrót.
Zwiedzam festiwale od Litwy aż po Czechy,
znów szukając tymczasowej cielesnej uciechy.
W połowie sierpnia “odzywa się tęsknota”
więc do Berlina znów jadę “autostopem”.
Tydzień później w Lipsku bawimy się świetnie
razem na “Neurosis”, ach! Te koncerty letnie!
Dwa tygodnie później są moje urodziny
i na “Malignant tumour” znów setnie się bawimy.
Tym razem wszystko jest tak jak należy,
ponad dobry miesiąc, aż nie mogę uwierzyć.
Początkiem miesiąca nawet jedziemy razem
do Wrocławia na koncert, jakoś dajemy radę.
Niestety na granicy znowu się rozstajemy
i na CRK osobno na gig się dostajemy.
Po koncercie wracam do Krakowa z powrotem,
gdzie robię koncert znowu dla “Tesy” po roku.
Z którą się zabieram jutro do Cieszyna,
i tak podróży czas się dla mnie znów zaczyna.
Kiedy wracam do Krakowa, “El banda” gra koncert,
po którym mnie do stolicy zabiera na końcu
na urodziny skłotu o nazwie “Elba II”,
na którym również “Prawo do jazdy” gra,
z którymi z kolei wkrótce w trasę jadę
tygodniową po południu kraju, damy radę!
Pierwszy koncert: Rzeszów w klubie “1/4 mili”,
gdzie wszyscy tam świetnie się razem bawili.
Nowy sącz nazajutrz i zaś powtórka z wczoraj,
a po koncercie przyszła na after-party pora.
Bardzo mili ludzie wtedy tam nas ugościli
nie tylko alkoholem, którym nas napoili.
Następnego dnia ciężka głowa cała,
a dziś czekają balety na nas w Bielsko-Biała.
Bowiem po koncercie, na którym też grają
nasi znajomi z “Audre”, co gig zaczynają,
czeka na nas też impreza w zaciszu domowym,
(a raczej w hałasie sto procent punkowym).
Kolejnego dnia zaś jedziemy do Cieszyna
czeskiego, gdzie w “Liberte” też “Audre” zaczyna.
Później są Gliwice i koncert na “Trzynastce”,
na którym śląska historia: “Profancja” oraz “Adwent”
Ostatni koncert na trasie to benefit na “F.A.⁶²”
na krakowskim Kazimierzu.”Kawiarnia Naukowa⁶³”
klub się tak nazywał i mógł w sumie pomieścić
jakieś sto osób, gdyby dobrze je rozmieścić.
Za to atmosfera w środku znakomita,
punk rock pełną gębą, zabawa wyśmienita!

⁵⁴”International Party⁵”(ang.) – Impreza Międzynarodowa. [przypis autorski]
⁵⁵”Rozbrat” – najstarszy skłot w Polsce, zlokalizowany w Poznaniu, znany szcególnie z organizacji wszelkich imprez artystycznych tj. koncertów, festiwali, wernisaży, happeningów itp. [przypis autorski]
⁵⁶Donostia(oryg.) – San Sebastian w języku baskijskim. [przypis edytorski]
⁵⁷CRK – Centrum Reanimacji Kultury, jeden z najstarszych skłotów we Wrocławiu, znany szcególnie z organizacji wszelkich imprez artystycznych tj. koncertów, festiwali, wernisaży, happeningów itp.. [przypis autorski]
⁵⁸skateboard(ang.) – deskorolka. [przypis edytorski]
⁵⁹queerpunk(ang.) – odłam ruchu punk, charakteryzującego się odmienną orientacją niż heteroseksualna. [przypis autorski]
⁶⁰”Pa-darom” – nazwa dorocznego D.I.Y. festiwalu muzyki i kultury niezależnej, organizowanego w lesie na Litwie. [przypis autorski]
⁶¹”Pompa” – nazwa klubu muzycznego w Szczytnie w starej przepompowni, słynnego z organizacji d.i.y. hc/punk koncertów. [przypis autorski]
⁶²F.A. – skrót od Federacja Anarchistyczna. [przypis autorski]
⁶³”Kawiarnia Naukowa⁶” – nazwa klubu muzycznego w Krakowie na starej dzielnicy żydowskiej, słynnego z organizacji d.i.y. koncertów. [przypis autorski]

Po tej świetnej trasie znów do Berlina jadę,
tym razem jednak wszystko na jedną szalę kładę:
albo się nareszcie z Ewą zrozumiemy,
albo już na zawsze się po prostu rozejdziemy.
Gdyż jak dotąd ciągle była wielka niewiadoma
co do naszych oczekiwań – komunikacja znikoma
Do tego jeszcze zawsze morze alkoholu,
w którym pływaliśmy i tak to na tym polu
próbowaliśmy coś stworzyć, nikt nie wiedział jak.
Dziś po latach wiem, że toksyczny szach-mat,
był jedynym wyjściem z tej chorej sytuacji,
mimo, że większość dziś mi nie przyzna racji.
Ale ciężko jednak tu o miłości mówić,
gdy ktoś, kogo kochasz, nie chce Cię zrozumieć
jak i Twojej Pasji, która Cię wypełnia
zamiast jej jest zazdrość i wielka pustelnia.
Ślepa chęć Cię posiadania i Twojego życia
wkrótce nas zawiodła do przemocy użycia
i choć nikt z nas nie jest zadowolony z tego
było to konieczne wtedy i zaś dlatego
teraz moje życie jeszcze bardziej cenię,
a Miłości się zaś uczę w ciut innym terenie.

Gdy już wszystko było z Berlinem wnet wiadomo,
czas by w końcu znaleźć kąt we własnym domu.
Więc do Krakowa wracam i na tutejszym skłocie
życie sobie układam, gdzie znów koncertów krocie.
Przez całą zimę jednak nigdzie nie wyjeżdżam,
potrzebuję czasu, by ochłonąć i też tam
zostaję dość długo, prawie cztery miesiące,
po czym “autostopem” do Brighton na koncert
w trzy doby dojeżdżam. Jestem tam dość wcześnie
na “Fall of efrafa” gigu w ich rodzinnym mieście.
Koncert grają jutro, więc dziś jest dobra pora
poszukać noclegu, który już mam z wieczora.
Jest nim skłot tutejszy, w którym spędzam nockę,
a po niej jest koncert, który to ma moc tą,
jakiej potrzebuje właśnie w tym momencie
żeby rozładować swe wewnętrzne spięcie.
Przed główna atrakcją dwa zespoły grają:
“Sand creek massacre” i “Alpinist”, co dość blado wypadają,
za to lokalna ekipa taki koncert tam zagrała,
że przez dwie godziny w miejscu publika tam nie ustała.
Wcześniej jednak zwiedzam całą okolicę
wraz z plażą i centrum, które mnie zachwyca
swą archituekturą jak i całe miasto
zupełnie tak, jak z pewną, młodą tu niewiastą
Bowiem po koncercie dziewczynę tam poznaję,
która do siebie na noc mnie bierze i jadę z nią dalej:
najpierw do Bristolu, gdzie jest kolejny koncert
“Divisions ruin” z Irlandii, wraz z którego końcem
Jaggera tam spotykam, starego znajomego,
który nas zabiera do Londynu, sławnego
z punkowej przeszłości i skłotowych historii,
które każdy punk je znał niczym jak sagii o glorii.
W mieście tym festiwal dzisiaj na nas czeka
na którym świetna zabawa a zaraz po nim uciekam
gdyż zaś lot do Polski mam za godzin parę,
więc żegnam się ze wszystkimi i wracam nad ranem
do swojego domu, gdzie po dwóch miesiącach
letnie festiwale zwiedzam, gdy na zewnątrz jest gorąco.
Pierwszy w Nowym Targu, “Ferment” się nazywał
gdzie z chełmskimi przyjaciółmi nowy zespół rozpoczynam.
(Tak się tu akurat jakoś wszystko dziwnie poskładało,
że wszyscy są z nas w Krakowie i koncertów wszystkim mało).
Drugi w Śibeniku, na chorwackiej pół-wyspie
o nazwie “Martińska Festa”, gdzie zespoły prawie wszystkie
tam przypadły mi do gustu, ale i tak najciekawsze
było zaś pływanie w morzu, co nie zdarza mi się zawsze.
Poza tym już po jego tygodniowym zakończeniu
płyniemy na inną wyspę, by spróbować inne menu.
Tydzień później jestem w Polsce na kolejnym festiwalu,
na którym poznaję Gosię, której piękno w każdym calu
wręcz olśniło mnie i wnet się tam zakochujemy w sobie.
Zaczynając naszą podróż miłosną, szaloną, bowiem
dzieliło nas prawie wszystko: status, dystans, oraz wiek,
jednak rozumieliśmy się, czego każde tutaj chce.
Nie było niedopowiedzeń, ani też żadnej zazdrości
kochaliśmy się w wolności, w stanie lekkiej nieważkości.
Być może to przez to właśnie, że widzieliśmy się rzadko
ale jak do tego doszło, wszystko szło nam bardzo gładko.
Być może przez to równiez, że to właśnie dla niej
zrezygnowałem z koncertu, który miałem w planie
odwiedzić w mieście Bielefeld u znajomej brygady
niesamowitego wręcz zespołu “Buried Inside” z Kanady.
(Kapeli, której słucham do dzisiaj nieustannie,
gdyż ich ostatnia płyta wywarła duży wpływ na mnie).
Zespołu, którego w życiu nigdy nie zobaczyłem,
gdyż się rozpadli po tym jak ten koncert odpuściłem.
(I nie to, żebym dzisiaj tej decyzji żałował,
bo to mnie nauczyło, że Miłość jest pankowa.)
Nawet seks tu nigdy nie był najważniejszym priorytetem
spróbowaliśmy go w końcu po pół roku z apetytem.
Ale jak już “główne danie” zaś na stół tu raz wjechało,
rozkoszowaliśmy się nim jak na kochanków przystało!
I do tego nasze gusta te muzyczno-koncertowe
były bardzo blisko siebie, czasem nawet to i mowę
potrafiło nam odebrać na nie jednym tu koncercie.
Na których byliśmy razem, skąd mam pamiątkowe zdjęcie.
Ciągle mamy z sobą kontakt nawet dzisiaj po dekadzie i
nic już nie jest w stanie pozbawić nas Miłości czy nadziei.
Wiadomo, jak to w związku, czasem też się kłóciliśmy,
ale wspólny czas razem zawsze miło spędzaliśmy,
starając się go wykorzystać aż do ostatniej chwili,
dzięki czemu pank kochankowie Miłości się uczyli.

Gdy z zespołem, który “!” się nazywał
płytę nagraliśmy, ów koncerty grywał
nie tylko w Krakowie, ale w innych miastach,
przez dwa lata Pasja wewnątrz nas nie gasła!
Niestety “proza życia” znów nas rozdzieliła.
Po ostatnim koncercie jakaś niewidzialna siła
popchnęła mnie jeszcze, dalej hen, na zachód
spełniać swe marzenia w wyuczonym fachu.
Zarówno miłosnym jak i tym muzycznym
i tak się znalazłem w Amsterdamie magicznym.
Zanim jednak wreszcie ostatecznie tam trafiłem
we Francji i Szwajcarii trochę czasu spędziłem.
Najpierw do Grenoble z Polski “autostopem”
dojeżdżam na koncert magiczny, no a potem
poznaję tam dziewczynę, z którą razem śpimy,
na zewnątrz, na zamku, gdyż nie ma tu zimy.
Nazajutrz wracamy do klubu z samego rana
i z “Sangre de muerdago”, kierunek – Lozanna,
gdzie zostaję dłużej przez jakieś dwa tygodnie,
w międzyczasie jeżdżąc po kraju swobodnie.
Później były Niemcy i koncert w Baden-Baden,
następnie Kolonia, z której się zabieram razem
z szalonym kierowcą ogromnej ciężarówki.
Do Nijmegen w Holandii, gdzie dookoła krówki
wszędzie się tam pasą gdzie okiem nie sięgnąć,
i stąd do Amsterdamu, podziwać jego piękno.
A raczej by zacząć spełniać swoje marzenie
kolejne, które tworzą nasze wspólne korzenie:

Niech wszyscy turyści w końcu raz zobaczą,
że ten cały skłoting właśnie tu się zaczął.
W latach sześćdziesiątych minionego wieku
gdzie normalnym było życie pośród ścieków,
brudu oraz syfu, który ludzi otaczał
sytuacji w mieście, gdzie nie jeden rozpaczał.
Wszystko się zaczęło w takiej atmosferze,
oparte na zaufaniu i na wspólnej wierze
w to, że mogą zmienić obecny stan rzeczy
i po sześćdziesięciu latach dziś nikt temu nie zaprzeczy.
Dlatego też i dzisiaj ten ruch jest wyśmiewany,
gdyż jest w stanie zagoić wszelkie ludzkie rany
w jednym wspólnym celu, jakim jest dach nad głową,
będący prawem wszystkich, nie tylko tych co mogą
zapłacić pieniędzmi za “luksus” mieszkania.
(Zaś resztę się zmusi do ciągłego pożyczania)
Poza tym największym dla władzy zagrożeniem
jest samoorganizacja wiedziona wspólnym celem,
gdyż jak pokazały już z historii nam przykłady,
gdy ludzi są zjednoczeni, tam władza nie da rady.
A właśnie w skłotingu największym sukcesem
jest organizacja ludzi nie uzyskana przymusem.
Nazajutrz, więc kolejny pustostan otwieramy
i przez dwa miesiące już mieszkać gdzie mamy.
Kolejnym jest garaż, gdzie pięć ciężarówek
w salonie może tam parkować zaraz obok łóżek.
I po dwóch miesiącach znów w zespole śpiewam,
“Diesel Breath” się nazywa, w którym to wylewam
swe osobiste żale na temat świata wokół.
Jak i alternatyw, do życia nieco z boku
tego krwiożerczego, zabójczego systemu,
(kapitalizmem zwanym) i właśnie dzięki temu,
poszukiwania szczęścia w tym zdychającym świecie.
(Pomysłów na życie, których to nie znajdziecie
w codziennej dawce kłamstw z telewizora,
mydlącą nam wciąż oczy, które otworzyć pora.
W przeciwnym razie będziemy niewolnikami,
jak owce, co na rzeź idą z niewidocznym kajdanami).

Debiut koncertowy już po dwóch miesiącach,
z moją starą przyjaciółką, więc tu jest gorąco.
(Evą, która kiedyś w “Makiladoras” śpiewała
teraz w “Noodweer” na perkusji świetnie grała).
Pierwszą mini-trasę zaś już po roku gramy.
Najpierw w Liege, a później jedziemy do Ljubljany.
Na “Tovarna Rog⁶⁴”, jeden z najstarszych skłotów,
który wciąż istnieje mimo ciągłych kłopotów.
Oprócz nas gra jeszcze tam sześć różnych kapel
od Ameryki po Azję – normalnie wieża Babel!
Cała zaś impreza to kilkudniowe zaślubiny
pewnego chłopaka i pewnej dziewczyny,
którzy są naszymi dobrymi znajomymi,
więc w świetnej atmosferze tam się bawimy.
Później wracamy zaś prosto do domu
odpocząć po trasie, do naszego Amsterdamu.
By po roku czasu płytę w końcu nagrać
i konkretną trasę po Europie zagrać.
W międzyczasie gramy koncerty po kraju,
Belgii i Szwajcarii, ludzie nas rozpoznają,
zdobywamy coraz więcej doświadczenia.
Kontaktów w każdym kraju i tak od niechcenia
ruszamy w pierwszą trasę: Belgia, Francja i Hiszpania
w pierwszym tygodniu stycznia, po dwóch latach grania.
Pierwszy koncert w domu, konkretnie za ścianą
naszej sali prób w “Nowy rok”, o czwartej rano,
więc zabawa wysmienita, wszyscy ciepło nas przyjęli
i już po tygodniu trasę żeśmy rozpoczęli.
Najpierw Lille i koncert świetny jak na sam początek trasy
towarzystwo jest konkretne, do rana są wygibasy.
Później Lyon, a tam spotykam znajomych swoich starych,
więc wieczór jest wyśmienity pełen świetnej atmosfery.
Kolejny koncert w Marsylii, który zaś Nat robiła,
moja francuska kochanka, co do nas dołączyła
na pięć dni i pojechała z nami do Barcelony,
gdzie koncert był na urodzinach “La jungli⁶⁵”, szalonych
Graliśmy w sobotę, a w piątek już tam byliśmy,
poza tym w niedzielę koncertu nie graliśmy.
Więc przez cały weekend spędzony w Barcelonie
bawiliśmy się setnie, aż za dobrze, bo po niej
prawie wszyscy z nas się wnet rozchorowali
a tu nas czekają gigi cośmy je zaplanowali.
Więc czas się ogarnąć i dzisiaj do Tuluzy
na koncert ruszamy w towarzystwie mej muzy,
z którą się rozstaję już zaś następnego dnia.
Po naszym koncercie w Montpelier, gdzie grać
przyszło mi pierwszy raz w życiu chorym
z gorączką i tym bólem gardła potwornym.
Pomimo tego dałem radę i już teraz wiem
jak należy śpiewać w tym stanie, zaś bowiem
nie jest lekko, gdy ból gardła nie ustaje.
(A ja je jeszcze drażnię i zdrowego udaję).
Kolejnego dnia jedziemy do Perpignan,
gdzie koncert w “Barcelonie”, bo tak się zwał
klub, w którym graliśmy i wszystko było świetnie
zdrowie do nas wróciło, więc bawimy się setnie.
Następnego dnia w St. Etienne zaś znowu
problemy zdrowotne się odzywają, więc powód
by wcześniej zakończyć imprezę wieczorem
jest zrozumiały i trzeba spać pójść w porę.
Nazajutrz gramy we Francji, w mieście Dijon
gdzie na “Les Tenerries⁶⁶” zagraliśmy show.
W piątęk wieczorem, o trzeciej nad ranem,
po którym chyba każdy był naszym fanem.
Do tego spotykam tam też Gerome’a,
znamy już się lata, więc sprawa wiadoma
i jako, że jutro nie mamy nigdzie koncertu,
zostajemy dzień dłużej w tym samym miejscu.
Ostatni koncert na trasie gramy w Antwerpii,
na jej obrzeżach dokładnie, w tawernie
i zaraz po jego zagraniu wracamy
do domu, gdzie na następną trasę czekamy.
Dwa tygodnie zimą dały nam popalić,
więc kolejną trasę probujemy ustawić
w samym środku lata na bałkanach gorących.
Takie punkowe wakacje, nam również będące,
doskonałą okazją do koncertów grania
oraz festiwali, a także się tam opalania.
W tamtej części kontynentu, jak mówią, starego,
więc pod koniec lipca jedziemy tam dlatego.
Pierwszy koncert na trasie, z kolei już trzeciej
graliśmy w Utrechcie, na tutejszym skłocie
razem z hiphopowcem polskiego pochodzenia.
“Miraho” się nazywa, nie wychodzi z podziemia
lat już dobrych kilka, grając świetne koncerty
i do tego przekaz Brat ma bardzo konkretny.
Dnia już następnego w “Haus-Minusch⁶⁷” koncert gramy,
który robi Pip – mój kumpel i z jego bendem gramy.
Nazywa się “Żyto”, co koncert świetny zagrał,
a kolejnego dnia zaś jedziemy na “Schrottbar⁶⁸”.
Miejsce to jest dla nas bardzo dobrze znane,
pół roku wcześniej tam grać nam było dane,
więc i ludzie, którzy na koncert dziś przyszli,
dostali, czego chcieli i zadowoleni wyszli.
Kolejny zaś koncert dziś w Lozannie gramy.
Dwie godziny jazdy, więc niedaleko mamy.
Do tego impreza robiona jest na zewnątrz,
na skłotowanych działkach, lepiej jest niż wewnątrz.
Grać szczególnie podczas lata upalnego
gdy słońce w twarz praży, więc wolę dlatego
koncerty grać wtedy na otwartej przestrzeni,
gdzie wszyscy z koncertu są zadowoleni.
Na środku placu wysoka palma sobie stała
a tuż obok niej drabina trzymetrowa leżała,
więc ja przez mikrofon w tej to właśnie chwili
poprosiłem ludzi by tą drabinę podstawili.
Po czym momentalnie na drzewo się wdrapałem
i z ośmiometrowej palmy tam sobie śpiewałem.
Zabawa znakomita była też po koncercie,
gdy koleżanka grzyby przyniosła w kopercie
zebrane z pobliskich gór tutaj dookoła,
niestety ktoś z okolicy policję zawołał.
Zjawili się dość licznie o czwartej nad ranem,
zamykając imprezę bezdyskusyjnym banem.
Z racji, że to miejsce już lata istniało,
a wszystkim zabawy wciąż było mało,
do pobliskiej kuchni się wszyscy przenosimy,
gdzie wewnątrz przy gramofonie dalej się bawimy.
Nazajutrz jest ognisko i relaks po zabawie,
a dnia następnego oddajemy się wyprawie.
Po pożegnaniu z ekipą do Churu ruszamy
i dzisiaj muzeum Giger’a tam zwiedzamy.
Wrażenie niesamowite wprost nie do opisania,
i jako, że dzisiaj nie mamy koncertu do grania
jedziemy, bez pośpiechu, do Włoch wieczorkiem
gdzie zatrzymujemy się nad pobliskim jeziorkiem.
Nazajutrz z rana kąpiel wprost orzeżwiająca,
gdzie wszędzie temperatura jest bardzo gorąca.
Dziś przez chorwackie góry droga nasza wiedzie
nad morzem, serpentynami, “Diesel Breath” jedzie.
Na dwudziestą trzecią już edycję festiwalu
największego na bałkanach, gdzie koncerty grają
zespoły z całego świata na dziedzińcu ogromnym
opuszczonych baraków, będących od końca wojny
siedzibą wszelkiej masy artystów tutejszych.
Gdzie za kilka godzin zaczyna grać pierwszy
punkowy zespół, co się nazywa “Shin”,
a my, z tonikiem, zimny spożywamy gin.
Napój idealny na tutejsze warunki pogody
na takim festiwalu, nie zapominając wody
od czasu do czasu łyknąć, gdyż nazujutrz
ból głowy nie do opisania i tego się naucz
i Ty, bowiem w czterdziestostopniowym
upale kac jest przeżyciem wręcz fazowym.
Pierwszy dzień “Monte paradiso⁶⁹” umyka niespostrzeżenie,
w sumie zobaczyłem tylko trzy zespoły na scenie.
Za to jeden z nich wgniótł mnie totalnie w ziemię:
“M.D.C.” z Ameryki, więc do dziś ich cenię.
Poza tym wieczorem podczas posiłku wspólnego
poznaję ich gitarzystę, tego od którego
dzień później dostaję płytę ich w prezencie,
więc coś o ich przekazie też mam dziś pojęcie.
Drugiego dnia najpierw zwiedzamy stare miasto,
zamek i podziemia, ruiny teatru, co nas to
specjalnie nie zajęły, więc wkótce wracamy,
po smacznym obiedzie wkrótce koncert gramy.
Ale jeszcze za nim do tego zaś doszło
zespół przed nami zagrał wręcz bosko!
“Deer in the headlights”, bo tak się nazywali
z Bośni przyjechali i świetne show zagrali.
Po nich był nasz koncert i po ich przedstawieniu
cały gig zagrałem na podwójnym podnieceniu.
Raz, że ten festiwal, na którym tam graliśmy
miał swojską atmosferę, tak to odczuliśmy.
Dwa, że zespół, w który się wcześniej wsłuchiwałem
koncert grał przed nami, porównywalny z szałem.
Tak, więc cały występ był bardzo udany,
nawet gdy padało publika poszła w tany.
Chcąc też choć przez chwilę poczuć tej euforii
ze sceny zeskoczyłem tańcząc pogo historii.
Po czym zaś z powrotem na nią się wdrapalem
czym wszystkim obecnym bardzo podziękowałem.
Po naszym koncercie czas na odpoczynek,
pogawędki z ludźmi oraz lokalny trunek,
którym tutaj jest smaczna rakija domowa,
po której nazajutrz strasznie boli głowa.
Może przez to właśnie, że zapomniałem wody
szczęśliwie sytuację ratują mroźne lody,
które spożywamy w drodze na pobliską plażę,
gdzie też zostajemy dni parę. O czym marzę
tylko jak do Puli właśnie tam wjechaliśmy.
Teraz mamy wakacje o jakich marzyliśmy.
Sierpień się już zaczął, więc skwar się leje z nieba,
a my na opuszczonej plaży. Dokładnie czego trzeba,
by spędzić mile czas z okolicznymi punkami
i w połowie tygodnia do Zagrzebia się z nami
zabiera koleżanka, mieszkająca na “Medice⁷⁰”,
a jutro gramy koncert w nieodległej Suboticy.
Zanim tam jednak w końcu zaś dojechaliśmy,
na granicy kontrola jakiej się nie spodziewaliśmy.
Gdyż podróżujemy podczas wielkich zmian w Europie,
gdy miliony ludzi traciło swe życie się topiąc
w morzu próbując znaleźć dom dla siebie i swojej rodziny
uciekając przed wojną, co wybuchła nie z ich winy.
Resztę zatrzymywano na wszelkich granicach,
zmuszając wszystkich do koczowniczego życia.
Jako, że Serbia nie jest w Unii Europejskiej,
na tej granicy można zobaczyć sceny dantejskie.
Ale nie będę tu teraz o tym rozprawiał,
“Gdzie serce, tam dom mój” – jak Cyceron mawiał,
a moje serce zawsze tam, gdzie muzyka,
oby jak najdalej od księdza, czy polityka.
W końcu po przekroczeniu “żelaznej” granicy
jesteśmy nareszcie już w Suboticy.
Atmosfera jest przyjemna, nawet ciut za bardzo,
polskie punki serbskim alkoholem przecież nie pogardzą
i w wyniku tego nasz koncert niezbyt był udany,
ale ludzie, co na niego przyszli byli zaś uradowani.
W przeciwieństwie jednak do mnie, gdyż nazajutrz tutaj
czeka mnie nie miła wieść, a raczej pokuta.
Następnego dnia w południe budzę się na zewnątrz klubu
bez dowodu i portfela, a w głowie wciąż “łubu-dubu”.
Pierwsze co, to do Belgradu jedziemy do ambasady
organizować papiery na resztę naszej wyprawy.
Niestety dziś jest piątek, i do tego popołudnie.
Mogę wrócić w poniedziałek dopiero. No! Zaś cudnie!
Jutro mamy koncert grać, hen daleko na Słowacji
a ja w Serbii tu utknąłem podczas szalonych wakacji.
Jak już wcześniej wspominałem Serbia nie jest Unii członkiem
więc wyjechać bez dowodu nie da się, gdy jesteś pionkiem.
Zwykłym szarym, nic nie znaczącym obywatelem.
Jednak moja karma działa, więc się z Tobą tu podzielę
informacją, którą w ten sam dzień otrzymujemy
o dowodzie i portfelu, które jutro odbierzemy.
Zaś z tego samego miejsca, w którym koncert graliśmy,
ale najpierw do Nowego Sadu na gig pojechaliśmy.
Koncert był na festiwalu, atmosfera znakomita
i nazajutrz wpierw po dowód, znów nas Subotica wita.
Po odbiorze swoich rzeczy Serbię w końcu opuszczamy,
po węgierskiej stronie w “Balatonie” zaś najpierw pływamy.
A wieczorkiem na słowackim festiwalu jesteśmy nareszcie
który pod względem atmosfery przoduje (chcecie wierzcie,
lub nie) moim skromnym zdaniem w całej tu Europie
a zwiedziłem już ich trochę, “FFud Fest⁷¹” jest na topie!
Stary kemping ze zjeżdżalnią, dzisiaj chyba już nieczynną,
niedaleko Bratysławy, wszystko jest jak być powinno:
atmosfera wyśmienita, słoneczko wciąż praży
w takim miejscu zagrać koncert nie jeden by marzył.
Tak jak i ja pięć latemu, gdy pierwszy raz tam byłem
poznałem tych wszystkich ludzi i prześwietnie się bawiłem.
Koncert gramy o północy, tuż pod koniec festiwalu,
ale i tak zabawa przednia jest jak na nie jednym balu.
Latam sobie podczas niego, noszony tam na rękach
przez publikę, która nawet w upalną noc nie wymięka.
Nazajutrz dzień bez koncertu spędzamy zaś na relaksie
w pobliskiej tu restauracji w miłym towarzystwie, jak się
później okazało, rodziców naszych promotorów,
z którymi zabawa przednia trwała aż do późnego wieczoru.
W poniedziałek pożegnanie i koncert w Havlickuv Brod’zie
gramy na świeżym powietrzu, gdzie nie ma mowy o głodzie,
bowiem takie smaczne danie, jakie nam zaserwowali
właściciele tego klubu, będziemy długo wspominali.
Mimo, że był poniedziałek i koncert w ostatniej chwili
robił tam nam “nieznajomy” ludzie świetnie się bawili.
Nazajutrz zaś wcześnie rano, zmuszeni do opuszczenia
“nieznajomego” mieszkania, nad jeziorem ukojenia
pojechaliśmy zaś szukać. Leczz słoneczko i insekty
przepędziło nas dość szybko i do Nachodu, gdzie, gdy
już tam zaś dojechaliśmy, koncert graliśmy w “Bazzenie⁷²”
i tej samej nocy po nim zaś urodzin było czczenie.
Następnego dnia na kacu i podróż w palącym słońcu
do czeskiej stolicy, gdzie koncert graliśmy na końcu
naszej całej letniej trasy, która trwała kilkanaście
dni szalonych, podczas których bawiliśmy się i właśnie
dzisiaj nastał kres wyprawy, którą trzeba uczcić było,
więc daliśmy z siebie wszystko, nawet mimo, źe nie było
za dużo tam ludzi w środę w Pradze, w klubie metalowym.
Siódme poty wylaliśmy, jak przystało na punkowy
zespół, który z Amsterdamu przyjechał tam koncert dać,
żeby każdy, kto tam był mógł ten wieczór zapamiętać.

Ostatnią taką wyprawę odbyliśmy po trzech latach,
gdyż przez rok nie graliśmy, szukając wariata.
Który by grał na perkusji i jeździł z nami w trasy,
bowiem poprzedni perkusista za dużo grymasił.
Na całe szczęście znaleźliśmy go bardzo szybko
i płytę nagraliśmy, gdyż ruszał się dość gibko.
W rok czasu od zmiany i już następnego lata
w Portugalii czekała nas koncertowa data.
Lecz zanim na koniec Europy polecieliśmy
wpierw czternaście koncertów w roku zagraliśmy:
Amsterdam, Hagę, Utrecht oraz Liege
odwiedziliśmy nie raz. A oprócz nich też
graliśmy w Brukseli, Eindhoven, Londynie
więc pamięć o nas tak szybko nie zginie.
Do tego dzieliliśmy scenę z weteranami
punkrocka, którego słuchaliśmy latami:
od “Discharge⁷³“, “Subhumans⁷⁴” czy “Crude SS⁷⁵
po “Moskwę⁷⁶“, “Disorder⁷⁷” i “The Varukers⁷⁸“.
Łącznie zagraliśmy ponad sto koncertów
w sześć lat po Europie z rocznym momentem
na chwilę oddechu, by się zregenerować,
zebrać swoje siły i znów ciszę zaatakować.

Podróż tą odbyliśmy z naszymi kumplami:
“Suicidade” – amsterdamskimi punkami
tym razem samolotem. W Portugalii na skłotach
można było usłyszeć naszego punkrocka.
Akurat w tym czasie też były urodziny
jednego chłopaka i jednej dziewczyny,
którzy tam koncerty nam zorganizowali,
więc wyprawa cała była na głębokiej fali.
I to nie tylko w dosłownym sensie tego zwrotu,
gdyż podczas koncertów hektolitry potu
tam zaś wylaliśmy z siebie podczas lata,
aż dziw, że przetrwała tam nie jedna chata.
Do tego poznałem tamtejszą jubilatkę
z którą spędziliśmy romantyczną randkę.
Kilka dni na plaży zbliżyło nas do siebie
i wraz z Dilar było nam jak w siódmym niebie.
Niestety później przyszedł czas na rozstanie
i dnia ostatniego było wspólne płakanie
na lotnisku, gdzie się zaś pożegnaliśmy
i do domów wszyscy bezpiecznie wróciliśmy.

Żeby tu nie było zaś zbyt monotonnie,
chronologię zostawię tym, co piszą o wojnie.
Jako, że ja tutaj rozprawiam o Miłości,
więc kosmiczny chaos teraz tu zagości.

⁶⁴”Tovarna Rog” – jeden z najstarszych skłotów zlokalizowany w budynku po starym browarze w Ljubljanie, stolicy Słowenii, znany szcególnie z organizacji wszelkich imprez artystycznych tj. koncertów, festiwali, wernisaży, happeningów itp. [przypis autorski]
⁶⁵”La jungla” – jeden z najstarszych skłotów zlokalizowany w starym ogrodzie botanicznym w Barcelonie, stolicy Katalonii, znany szcególnie z organizacji wszelkich imprez artystycznych tj. koncertów, festiwali, wernisaży, happeningów itp. [przypis autorski]
⁶⁶”Les Tenerries” – jeden z największych i najstarszych francuskich skłotów zlokalizowany w Dijon, znany szcególnie z organizacji wszelkich imprez artystycznych tj. koncertów, festiwali, wernisaży, happeningów itp.. . [przypis edytorski]
⁶⁷”Haus-Minusch”- Najstarszy skłot na miasteczku studenckim, zlokalizowany w Mainz, znany szcególnie z organizacji wszelkich imprez artystycznych tj. koncertów, festiwali, wernisaży, happeningów itp. [przypis autorski]
⁶⁸”Schrottbar” – jeden z najstarszych i największych skłotów, zlokalizowany w szwajcarskim miasteczku Biel, znany szcególnie z organizacji wszelkich imprez artystycznych tj. koncertów, festiwali, wernisaży, happeningów itp. [przypis autorski]
⁶⁹”Monte paradiso” – największy i najstarszy festiwal d.i.y. hc/punk na bałkanach, organizowany rokrocznie w Puli. [przypis autorski]
⁷⁰”Medica” – jeden z największych i najstarszych skłotów zlokalizowany w Zagrzebiu. [przypis autorski]
⁷¹”FFud Fest” – nazwa dorocznego festiwalu d.i.y. hc/punk organizowanego na starym kempingu na Słowacji. [przypis autorski]
⁷²”Bazzen” – nazwa klubu muzycznego zlokalizowanego w starym basenie w czeskim Nachodzie znanego z organizacji d.i.y. hc/punk koncertów. [przypis autorski]
⁷³”Discharge” – legenda angielskiego punkrocka, zespół aktywny od 1977r.
⁷⁴”Subhumans” – legenda angielskiego punkrocka, zespół aktywny od 1980r.
⁷⁵”Crude SS” – legenda szwedzkiego punkrocka, zespół aktywny od 1982 r.
⁷⁶”Moskwa” – legenda polskiego punkrocka, zespół aktywny od 1983 r.
⁷⁷”Disorder” – legenda angielskiego punkrocka, zespół aktywny od 1980 r.
⁷⁸”The Varukers” – legenda angielskiego punkrocka, zespół aktywny od 1979 r.

(NAUKI MIŁOŚCI) KSIĘGA DRUGA

…POMIĘDZY GWIAZDY!

Rozmawianie o Miłości z zainteresownymi – Cierpienia młodego Poliszynela – Radość z życia – Kreacjoniści i faszyści – Piekło i Niebo – Upadek Pasji –
Fale i to, te nie tylko te radiowe – Smutna, ale prawdziwa historia Mariana –
Jak kulą w plot! – Różnice w psychice – Dziewczę w fikuśnych majteczkach  –
– Ostatni z Ziemian opowiada historię Anki i Danki –
Interwencja Malucha – Odwieczna Gra Wszechświata – Duchowa Przemiana Mariana – Prawo przyciągania Brata i Siostry – “Dostrajanie” – Dalej w gwiazdy!

Kto z nas tych lat nie pomni, gdy Miłość w nas uderza,
jak przysłowiowy amor strzałą świadomość poszerza.
Gdy wszystko dookoła nas wiruje, trzaska, błyska.
A my, jak młode pacholę, co nie wie czym kołyska
jest jeszcze w jego życiu, niczym tak jak ta boska siła,
która wdziera się w duszę, pozwala nam nie przemijać.
A później ją błaho depczemy i pozwalamy zgasnąć,
by znów po pewnym czasie w ciemności ujrzeć światło.
Bowiem tu tylko Ona jest w nas wciąż nieskazitelna
co daje cały czas szansę nam Miłość nieśmiertelna.
I od nas tylko zależy czy chcemy ją do siebie przyjąć.
Zacząć ją pielęgnować i szanować czy umrzeć gnijąc,
w błogiej nieświadomości, tej powtarzanej przez lata,
stojąc i niszczejąc bezczynnie niczym ta pusta chata.
O którą tutaj nikt nie zadba i w ciemności przemija,
aż niespodzianie dnia pewnego nadchodzi ta chwila,
gdy ktoś znów zaczyna w końcu nią się opiekować
przywraca w niej wolę życia i zaczyna ją ratować.
Tak i my tutaj nawzajem się wspólnie ratujemy,
nawet jeśli wciąż świadomie tego nie rozumiemy.
Bowiem wszyscy tutaj wychodzimy z ciemności,
od urodzenia w nicości żyjemy, nie znając Miłości.
W końcu zaś ją znajdujemy bo natura jest silniejsza,
i wtedy powierzchnia na Ziemii wygląda równiejsza.
Wciąż i tak to wszystko to jedno wielkie złudzenie,
które pozwala nam spełniać nasze ziemskie marzenie.

<< Czyli miłość jest iluzją? – ktoś zapytał ciekaw >>

Nie! Iluzją tu wszystko dookoła. Ona nie zna lekarstw.
Kiedy jesteś już w jej wibracji, nie potrzebujesz mówić,
gdyż wszystko wnet poczujesz i nie dasz się już zgubić.
A to jest bardzo trudne zadanie to Tobie wytłumaczyć.
To coś jakbym o motorze mówił, a Ty zamiast zobaczyć
samemu jak się nim jeździ tylko mnie słuchał i potakiwał.
Żeby tego doświadczyć musisz tam sam wlać litr paliwa.
A potem wsiąść na niego i z czasem się jeździć nauczyć,
lecz zanim dojdzie do tego klika razy solidnie przewrócić.
Bo bez tych poździeranych kolan i łokci obdrapanych
to nigdy się tu nie nauczysz jak być respektowanym
przez swój własny motocykl. Gdyż tu respekt działa
zawsze w te obie strony, tak Matka Natura chciała.
Gdy już zrozumiesz na czym polega to przebaczenie
ran oraz siniaków, to możesz już spełniać marzenie.

<< Czyli miłość marzeniem jest, a nie iluzją? >>

Wręcz można by tak, to ująć, choć trafniej: jest fuzją.
Milionów jak nie miliardów wszystkich marzeń na raz,
więc z ludzkiego punktu widzenia to niezły ambaras.
Na tym zaś etapie zostawmy tutaj, że jest marzeniem,
co dla większości tutaj wciąż czeka na jego spełnienie.
Gdy je wreszcie spełniamy, wtedy czujemy się bogami.
A tak naprawdę to ktoś nami steruje niczym pionkami,
na tej wielkiej planszy kosmicznej tutejszej szachownicy.
I tak jak w grze: nie znając zasad, pozostajemy z niczym.

<< Czyli marzeniem jest czy partią szachów?>>

Powiedzmy, że grą na dachu wszystkich światów.
Bo, gdy najpierw przegrywasz pierwszą jej partię,
to zaś uczysz się szybko jak rozegrać całą batalię.
Wiadome to, że nie od razu będziesz zwycięzcą,
wcześniej musisz “zagrać” swoją wlasną klęską.
By znowu po kilku latach poczuć się jak szmata,
tonąca w dogmatach pod presją Wielkiego Brata.
I tak przez całe życie poznajemy świat niezmiennie:
raz będąc w siódmym niebie, innym w gehennie.
Po to, żeby z tej każdej naszej życiowej sytuacji
wyciągnąć własne wnioski. Bo nikt nie ma racji
poza nami, którzy tu znają swoje życie najlepiej,
żeby nie spędzać jego czasu w internetowym sklepie,
korku, pracy, banku, kościele, czy przed monitorem,
bo wszystko poza Miłością tu jest kompletnie chore.
I wymaga od nas jak najszybszego uzdrowienia,
dlatego pomagając sobie mamy szanse wybawienia
siebie i innych z tego ciemnego, zamknietęgo kręgu,
w który nas wpisano dawno temu od czasu wylęgu.

<<Ale przecież jak to? – wnet się ktoś rozzłościł –
Od lat mówią: “Nie ma miłości bez zazdrości!” >>

Jeśli każdy ma to, czego naprawdę potrzebuje,
to po co jest ta zazdrość? Ja tego nie pojmuję.
I odkąd zaś pamiętam to zawsze mnie dziwiła.
Owa zazdrość międzyludzka, ta diabelska siła,
która z kwaśną, samolubną wespół tu zawiścią,
co kierowała naszym życiem jak i nienawiścią.

A przecież nasze życie byłoby wnet prostsze,
gdyby każdy umiał wnet stępić swoje ostrze
i pomagać sobie nawzajem w tym życiu,
ułatwiając wszystkim istnienie w zdobyciu
drogi do naszego, jego sensu, tak zwanego,
który niczym się nie różni od porzucenia ego.
Po czym zaprzestania wiecznego narzekania
na świat dookoła i być jego częścią: stawania
się zmian, które chciałbym w swoim życiu widzieć.
A tak ponadto wszystko cieszyć się mym życiem,
jakim by nie było dane, bo na zawsze jest moje
i mogę je wciąż zmienić, gdy tylko się nie boję.
Podejmować coraz nowe, trudniejsze wyzwania,
które uczą mnie na nowo świata postrzegania.
Bowiem wbrew temu, co mówią wszyscy dookoła
tylko ja mam nad nim władzę, która zburzyć zdoła
wszelkie konwenanse tego starodawnego świata.
Żeby zbudować nowy dom dla Siostry i dla Brata.
I nie będzie nim na pewno wirtualna przestrzeń.
Ta, w której ludzie tracą swoje życie za bezcen.
Ale rzeczywistość wręcz tak piękna i wspaniała,
jakiej tutaj choć połowa ludzkości zaś by chciała.
I nawet gdy większość ludzi nazywa to marzeniem
naiwnym, czy dziecięcym ja nadal się nie zmienię.
Ponad dwie dekady (prze)życia mnie już tu nauczyło,
co się tak naprawdę liczy i nie jest to ich ba(bilon).
Więc ja już się nim w życiu w ogóle nie przejmuję,
bo wiem, że każdy tu dostaje, to na co zasługuje.

<< Co to ma znaczyć? Że ja mam cierpieć całe życie?
A Ty je przeżywać w nieustannym zachwycie?
I to ma być ta cała boska sprawiedliwość?
I jak tu u diabła mam wierzyć w tą miłość?
– Ktoś inny zawrzeszczał >>.

To nie o wiarę tutaj chodzi.
Ona była ważna, ale gdy byliśmy młodzi.
Przede wszystkim w siebie i swoje marzenia
i tak zaczęliśmy je spełniać niby “od niechcenia”.
Jeśli będziesz wierzył, że jesteś cierpiętnikiem,
życie swoje spędzisz dokładnie z tym wynikiem.
A jeśli uwierzysz, że swe życie możesz zmienić
to w końcu kiedyś wyjdziesz z tego “gabinetu cieni”.
Wystarczy zrozumieć jedno: to że nasze działanie
determinuje od wieków na tej planecie przetrwanie.
Przez majów, azteków czy średniowiecznych kapłanów,
renesans, światowe wojny, aż po dzisiejszych tyranów.
Poza tym nasza, “niewinna”, próżność i chciwość
jest dla Wszechświata niczym diabelskie paliwo
i jeśli podpisaliśmy kiedykolwiek pakt z diabłem
to, teraz po latach, obserwujemy właśnie tą prawdę.
Gdyż cała ta technokracja, stworzona została, aby
przysłonić odwieczny “Syndrom gotowanej żaby”.
Bo, gdy na Naturę spojrzysz i jej naturalny rozwój,
to jest powolny i spokojny dokładnie jak mój i Twój.
Gdyż również tu jesteśmy Jej częścią niezmiennie
w odróżnieniu do tych, co rządzą nami codziennie.
I jeśli naprawdę chcemy z Nią przeżyć do końca,
to wystarczy się dostroić do rytmu Ziemii i Słońca.
Gdyż jeśli tylko tu nasze serce razem z Nią rezonuje
to, jak w rodzinie: Wszechświat się nami zaopiekuje.

A gdy pomyślę ile jeszcze czasu jest tutaj przede mną,
to w żadnym razie nie chcę wracać tam, gdzie ciemno.
Bowiem, jak każdy tutaj z nas szukam Oświecenia,
a nie gotowych półprawd druzgocących marzenia.
Bo tak naprawdę one dają nam tu sens istnienia,
podczas całego życia dążacym do ich spełnienia
jednostkom, które nigdy tutaj nie przestały marzyć
i wiedzą gdzie i kiedy jest warto by się odważyć.
Gdyż nasza wyobraźnia to ta wewnętrzna siła,
której nie zdławi nikt. Gdy tylko się poszerzyła
nasza wewnętrzna wizja świata tutaj dookoła nas,
wtedy zrozumieliśmy nasz czas tu pośród gwiazd.
Bowiem tylko wtedy naprawdę się coś zmienia,
gdy mocno wierzymy w siebie i swoje marzenia.
I do tego jeszcze jesteśmy tutaj dość cierpliwi
a zaś ponad to wszystko dla kosmosu życzliwi.
Być może nie zmienimy w pojedynkę świata,
bo ci, co nami rządzą znają dzieje Wszechświata.
I wiedzą, że od czasu do czasu jest powtórka
z batalii toczonych tu z ziemskiego podwórka.

<< Co to za jakieś bajki o kosmosie i wszechśwecie?
Poczytajcie lepiej Biblię, tam odpowiedzi znajdziecie!
Ktoś inny zawtórował >>

To prawda, ale zważcie też na to,
że wszystko, co tam napisano i zaś opisano aż tak bogato,
to jest tylko jeden z rozdziałów historii tego Wszechświata,
a każdy z nich to opowieść ówczesnej Siostry czy też Brata.
Więc, jeśli tutaj zaś chcemy mieć obraz jego dosyć szeroki,
to bardzo dobrze jest też poczytać opowieści z innej epoki.

I nie ma tu po co się z motyką na księżyc
porywać by zniszczyć polityków i księży.
Tylko w swoim własnym tu mikrokosmosie
nadać “sens” życiu, by nie spłonęły na stosie
nasze marzenia tak, jak niegdyś te czarownice,
co też zaś były przeszkodą w tamtejszej polityce.
I nawet dzisiaj w dwudziestym pierwszym wieku
cały czas dostrzeżesz polowania na nie człowieku.
Więc najlepszym wyjściem z tej całej tutaj sytuacji
jest dedykowanie swojego życia procesowi kreacji.
I naprawdę mało ważne, co w życiu będziesz tworzyć
najważniejsze jest to, żeby swój mózg w życiu otworzyć.
Bowiem, podczas jakiegokolwiek naszego aktu tworzenia,
poszerzamy swoją świadomość tak niby “od niechcenia”.
Gdyż, jak za pacholęcia w plastelinie kiedyś rzeźbiliśmy
i wciąż cały czas nowe formy co raz odkrywaliśmy.
Tak samo też ten żywot nasz, jak ta owa plastelina,
zaś nowych kształtów wciąż nabierać tu zaczyna.
I ten tak zwany sens, co go wszyscy wciąż szukają
jest tą finalną formą jaką go swemu życiu nadają.
Żeby tu zaś nie była jakaś tylko moja sucha mowa
pozwólcie, że przytoczę tu Pana Koroleva słowa:

“Co łudziło się wiekami nie do pomyślenia, a wczoraj było marzeniem
Dzisiaj jest niesamowitym wyzwaniem, a jutro zaś marzeń spełnieniem.”

<< O! Następny mądry tu! Wy kreacjoniści!
Jakoś nie zmieniliście świata, tak jak faszyści >>

Bo nie o zmianę świata tutaj się rozchodzi,
lecz punktu widzenia, odkąd byliśmy młodzi.
Gdyż cały Wszechświat od zawsze ewoluuje
i każdy/a odpowiedź znajdzie jeśli jej poszukuje.
A tak zwana “zmiana świata” jest efektem ubocznym
tego, jak tu żyjemy w naszym procesie dorocznym.
I najważniejszym zaś tutaj jest nie to, w co wierzysz,
ale jak swoją wiarą dookoła przestrzeń poszerzysz.
I jeśli całe swoje życie wciąż będziesz przywiązany,
jak ci faszyści, do kraju, narodu czy swojego klanu.
To nigdy nie zrozumiesz sensu istnienia naszej Miłości.
Gdyż, przepraszam za stwierdzenie, tak żyją ludzie prości.
A naszym zadaniem jest cały czas się tutaj rozwijać,
żeby bezmyślnie rok po roku wciąż tu nie przemijać,
tylko zrozumieć te różnice w naszym tutaj postrzeganiu,
które nas wznoszą wyżej we Wszechświata pojmowaniu.
I gdy Twój mózg zależny jest od partyjnego komitetu,
religii, wojska lub jakiegokolwiek innego autorytetu,
to ciężko zrozumieć jest o co w Miłości chodzi,
bo rozum nasz ciągle działa jak byliśmy młodzi.
Gdy nasza mama swoim ciepłem nas grzała,
a ojciec nasz, różnie, nagradzał albo nas karał.
Zaś potem odcięliśmy świadomie już tę pępowinę
i swoje życie zaczęlismy budować, jak, to pominę.
Bo każdy z nas wybrał w życiu swoją, inną drogę,
lecz one wszystkie kiedyś zejdą się, jak mogę
przypuszczać, gdyż, rzecz jasna, tego nie wiem
tu co stanie się ze mną po moim pogrzebie.
Lecz to nie ważne jest w tym momencie,
najważniejszym jest tutaj odnaleźć to szczęście.
A ono, tak jak Miłość, jest naszym dzieleniem
się ze wszystkimi tu naszym doświadczeniem
życiowym. Zarówno tymi ciężkimi dniami,
kiedy wciąż nie możemy sypiać nocami.
Jak i tymi momentami w życiu wspaniałymi,
gdy z radości skaczemy do góry z całej siły.

Więc jeśli prawdziwą radość chcesz z życia czerpać,
niczym wiadro ze studni je rześką wodą napełniać.
To spójrz dookoła, tam gdzie lśni piękno natury,
co przysłania swym blaskiem te karykatury
ludzi, co okłamują nas codziennie z ekranów,
dla których jesteśmy jak te stado baranów.
Co są gotowe, by zaprzedać zaś swoje dusze,
by tylko kiedyś przerwać te ziemskie katusze.
Być może, że oni już swoje dawno tu sprzedali
i teraz nas próbują swoim “sukcesem” omamić.
Bo wiedzą, że nie dostąpią nigdy już Oświecenia,
a my zaś wciąż posiadamy tą możliwość i nie ma
tutaj innej drogi niż przez własne doświadczenie,
dzięki któremu nasze życie jest tu jak więzienie.
Z którego cały czas próbujemy się usilnie wydostać,
gdyż podświadomie każdy z nas chce tutaj sprostać
temu ludzkiemu zadaniu, by poznać, co będzie dalej.
Gdyż nasza ciekawość jest tym największym darem.

Więc teraz “spójrz” wewnątrz do środka siebie
i sam/a zadecyduj czy jest Ci tam jak w niebie,
czy raczej jest jak w piekle, które Cię wypełnia,
a wszystko, co odczuwasz, to wielka pustelnia.
Bo, wiedz, tego co czujesz, nigdy nie oszukasz.
Z czasem sam zapominasz i zaś ożywiasz trupa.
Lecz, gdy chcesz tu prawdziwą pełnią życia poić
swe spragnione usta, co wszelkie rany umie goić,
to najpierw bądź szczery/ą w stosunku do siebie.
A z czasem poczujesz się w końcu jak w niebie.
Warunkiem koniecznym jest szczerość do końca,
a nie tylko ta od wschodu do zachodu słońca.
Gdyż nasza podświadomość nie sypia nocami,
tylko wtedy podróżuje sobie wraz z demonami,
które każdy z nas nosi tutaj je wciąż w sobie
i bez Twej szczerości, jest już dawno po Tobie.
W tej codziennej, cichej batalii o Twoją duszę.

I nawet, gdy teraz tekstem Cię takim obruszę.
Tym się nie przejmuj, gdyż też to przeszedłem,
przez te całe, wszystkie bajki o niebie i piekle.
Którymi wciąż nas karmią od samego urodzenia,
próbując nam wmówić, niby tak “od niechcenia”.
Że jak tu będziesz dobry/a to pójdziesz do nieba,
jak zły/a – piekielna zupa z Ciebie, oprócz chleba,
zaś będzie pożywieniem dla tych, co tam konają.
Pytanie mam tu jedno: “Czy oni ten głód udają?”
Odpowiedzi na nie rzecz jasna nie chcę poznać.
Wystarczy mi mój bagaż moich własnych doznań.
Tu na tym codziennym “ziemskich łez padole”,
z którego jak wszyscy kiedyś się wyzwolę.
Lecz zanim to wszystko pewnego dnia nastąpi,
albo nocy którejś, w co zaś tutaj śmiem wątpić.
(Gdyż jak umrę, to tylko przez własną głupotę,
bo ja nie zastanawiam się, co będzie potem).
To będę zgłębiał tą teorię, zebraną przez wieki,
dotyczącą Was, ludzi i ich przodków dalekich.
By poznać co sprawia, nasze życie kłopotem,
zamiast je przeżywać z prawdziwym polotem.
Gdyż odkąd pamiętam wciąż mnie irytuje
riposta na to pytanie, której nie akceptuję.
Bo tak naprawdę wokół to wszystko jest błotem,
w którym sami tarzamy się przez własną głupotę.
I jestem teraz przekonany, że gdy się tego dowiem,
(być może na sam koniec ostatniej księgi opowiem),
jak mam spojrzeć sz(cz)erzej, niczym ptaka lotem,
na własną miernotę i tego kto wciska nam ciemnotę.
To już nic mnie nie zaima na tyle by tutaj zostać
i w innym wymiarze nowym wyzwaniom sprostać.
Zaś przyjdzie znowu kiedyś na kolejnej planecie,
a do tej chwili, teraz, tutaj, tak jakby w odwecie.
(Tylko w nieco innym kierunku niż nas nauczali
o przebiegu linii czasu, odkąd zaś byliśmy mali).
Będę spisywał wszystko, czego tu doświadczyłem
i dzięki czemu reguł Wszechświata się uczyłem.

<< Ha! Patrzcie Go! Nowy car się znalazł!
Czas nam chce odwrocić. Ze śmiechu pęknę zaraz! >>

Spokojnie. Niczego tu odwracać nie chcę,
tylko dać przykład kontroli. Akurat “pech” chce,
że mowa jest o czasie, który nas zaś zniewolił.
Tu wszystkich bez wyjątku i wiem, prawda zawsze boli.
Spójrz dziś na swój nadgarstek: czyż kajdan nie przypomina,
z “nowoczesnego świata”, osiemnastowiecznego murzyna?

Czy nie jest zaś tak, że czas jest złudzeniem?
Albo, zaraz, jak to było z tym powiedzeniem?
Ah! “Czas to pieniądz”, a pieniądz jest bogiem.
A wiara w boga naszym nałogiem.
Gdy się wyzwolimy od tego schematu,
to będzie nasz ten największy atut.
Czyż to nie on zabija w nas spokój,
stwarzając iluzję pośpiechu co roku?
Jak mam porównać piętnaście minut,
w pociągu z Moskwy aż do Pekinu?
Jadąc w kolei transsyberyjskiej
z tym samym, co w kolei paryskiej?
Albo inaczej: w korku stoję godzinę
na obwodnicy stolicy i w końcu ją minę.
A potem słucham przez godzinę plyty
mej ulubionej, gdzie czas jest ukryty
pomiędzy dźwiękami, które go tłumią.
A na sam koniec w lesie jestem, gdzie szumią
drzewa o naszym poczuciu tu czasu,
który się zmenia wraz z wejściem do lasu.

Być może ktoś kiedyś po latach to w sobie odnajdzie
i w przyszłym wieku będzie ciekaw jeszcze bardziej.
Tego niż ja teraz, w tych dość ciekawych czasach,
gdy nam tu zakazano nawet spaceru po lasach(!).
Plażach, parkach i wszystkich tu miejscach publicznych,
podczas gdy po świecie wciąż podróżują ci nieliczni.
Dziwni, tajni, cisi osobnicy, którzy instalują maszty,
dzięki którym internet będzie dostępny w każdym
zakątku naszej planety.Niczym ta wielka pajęczyna,
która już od zeszłego roku powoli “więzić” zaczyna.
Najpierw wszystkie młode tu, “niewinne” pokolenia,
dla których poza internetem innego świata nie ma.
Później też tych starszych, którzy jeszcze pamiętają,
“czasy”, gdy nie było internetu, a dziś się porozumiewają
tutaj pomiędzy sobą tylko za pomocą social-mediów.
I na końcu najstarszych, którzy też wierzą tym bredniom
o “postępie” tego naszego świata tak zwanym naukowym.
Jakby już zapomnieli o tym, że “ryba się psuje od głowy”.

<< Aha! To Pan z teorii spiskowych tu przyszedl
Ci, co wszędzie je widzą zamiast białych myszek.
Że, niby tu ten wirus to taki start do czipowania
całej naszej populacji i przez to, tym jej sterowania! >>

Ja nie wiem, co to znaczy tu “spiskowa teoria”.
Dla mnie brzmi co najmniej jak “chwała i gloria”
Czy “Vae Victis”, w oryginale, sprzed kilku stuleci.
Jedno zaś wiem na pewno. Tego, że Wasze dzieci
dziś problemy tutaj mają ze zrozumieniem Miłości
i tego czym jest Pasja życia. Mowa tu o większości
tej dzisiejszej generacji, co kocha się w Iphonach
z filmikami o fellatio bez kondoma w szkołach.

<<Aha! Teraz wiem kto, ty jesteś! Ty lewacka świnio!
Mordercy nienarodzonych wszyscy w piekle zginą! >>

Nie sądzę zaś by plemniki byly w ustach tragedią.
Proszę zapytać księży, czy może rownież przez to,
zaś dojść tutaj do zapłodnienia komórki jajowej.
O to samo spytać seksuologa. Co Wam odpowie,
najbardziej wręcz chyba tutaj fachowym językiem,
czy ciąża kiedyś była efektem seksu “z połykiem”.

Z własnej perspektywy czterech dekad życia
widzę, że droga do Pasji jest krótsza od wypicia
szklanki spermy dzisiaj. Bo gdy byłem młodszy,
to na płytę się czekało miesiąc, dwa albo trzy.
Miło było mi słyszeć jak przez kolejną dekadę
poziom techniczny kapel naprawdę dawał radę.
Wporównaniu z poprzednim, na przykład, tysiącleciem.
Gdy trzask i hałas gitar zagłuszał wszystko, a przecież
nigdy możliwości tutaj nie były zaś najważniejsze.
Liczyła się tylko Pasja i to, co w niej najcenniejsze.
Teraz wszystko jest tu na jedno kliknięcie “To lubię”
i przyznam tutaj szczerze, że ja już się w tym gubię.
Zresztą widzę po reakcji większości mych znajomych,
że nasza Pasja do muzyki powoli pęka jak kondomy.
Z których nam będą rodzić się nieplanowane dzieci,
dla których muzyką jest ten chłam, co w radio leci.

<< Zamknijcie już tego pajaca w cholerę!
Marek Niedźwiecki naszym bohaterem! >>

Spokojnie! Nic tu nie mam do Pana Niedźwieckiego.
Wręcz przeciwnie,. Ja wciąż pamiętam audycje jego.
Tu w trzecim programie naszego Polskiego Radia.
Niestety w nim dzisiaj zapadła jakaś wielka apatia.
Poza tym w większości stacji ta “muzyka”, która tam leci
steruje naszą wibracją, gdyż jak to Rockefeller zaś zlecił
wszelkim jej stacjom nadawczym. By zmienić swą częstotliwość
na ogłupiającą i eliminującą naszą ludzką tu kreatywność.
Gdyż, jak przed drugą wojną swiatową Goebells tam zarządził
zmianę częstotliwości, dzięki czemu masami ludzi sam rządził.
(Nie zaś jak większość tu cały czas myśli, że Hitler był władcą.
On był tylko marionetką w szponach okultystycznych doradców).
A gdy dziś spojrzymy na Bacha, Mozarta albo “naszego” Szopena,
to w zupełnie innym przedziale częstotliwości tworzyli swe dzieła.
Do tego, jak większość zaś ludzi tutaj do dzisiaj jest nieświadoma,
gdy jesteśmy w odpowiedniej wibracji, rak tutaj nas nie pokona.
Jak to w latach trzydziestych dr. Raymond Rife sam udowodnił.
Z szesnastu takich przypadków, szesnaście pokonał bez zbrodni
na ludzkim ciele, nie używając żadnych ostrych tutaj narzędzi.
Jedynie wibracją sterując uzdrowił tych ludzi. Wiem, że swędzi
już ręka by radio z domu wyrzucić. Zróbcie to też z telewizorem,
a zrozumiecie kto tak naprawdę jest na tym świecie potworem.
Dr. Mousari Moto zrobił też w Japonii eksperymenty z wodą,
poddając ją różnym wibracjom i zamrażając do postaci lodu.
Dzięki czemu można właśnie dokładnie tutaj zaobserwować
jak wpływają na nasze ciało, gdyż większość ciała to woda.
Tak, samo jak w naszym mózgu, w którym pod wpływem emocji,
których wciąż nieustannie doświadczamy, tworzymy wiele opcji.
I zależnie właśnie od tego w jakiej on częstotliwości wibruje,
ukazują nam się obrazy, które z podświadomości przekazuje.
Gdyż odwieczne prawo Wszechświata fale nam tu “zamienia”
do postaci materii, które rzeczywistością się dla nas mienią.
I tak przywiązani mocno do tego materialistycznego świata
nie dostrzegamy naturalnych potrzeb swej Siostry oraz Brata.
Do tego, “na żywo” koncerty, które od zawsze tutaj kochałem
zostały dziś zakazane. Więc ze wspomnieniami tylko zostałem.
Dlatego zaś, też z biegiem czasu, swój wachlarz zaś poszerzyłem
moich zainteresowań o bardzo ciekawe książki, co je zdobyłem.
Jak i również interesujące filmy, które oglądałem sobie w kinie,
gdyż naiwnie w to wierzyłem, że tam Pasja nigdy nie zaginie.
Niestety, kiedy dzisiaj widzę, to co się wszędzie dookoła dzieje,
to tylko w samiutkim sobie wciąż wiernie tu pokładam nadzieję.
Że to czego wlaśnie samemu w życiu tutaj zaś dokonałem,
da mi satysfakcję z tego, że ten żywot mój nie jest banałem.

Dlatego po raz jeszcze ostatni Wam tu powtórzę:
gdy stworzysz cokolwiek, to przeżyjesz dłużej.
I zaś być może, że to jest tylko moje złudzenie,
ale u mnie działa do dzisiaj niczym przedłużenie.
Tego pięknego okresu w życiu, młodością nazwanego
który dzisiaj się sprowadza do Iphone’a nowego.
Zastąpionego, po czasie, najnowszym jego modelem,
co dla większości staje się tutaj życiowym celem.
A sprawą oczywistą jest dla mnie, że każda materia
ulega rozkładowi zaś, z czasem, jak każda bakteria.
Więc jeśli celem życia kogoś jest by wciąż kupować,
to może się tu bardzo grubo później rozczarować.
Pomijam zaś ten fakt tutaj, że żeby za to zapłacić,
to trzeba znowu wcześniej się jakoś wzbogacić.
A to zaś wymaga naszej ciężkiej pracy i czasu,
ktorego nam podobno braknie. Czyż nie lepiej do lasu
pójść i pooddychać jeszcze tym świeżym powietrzem?
Wsłuchać się w szum drzew, które nam tworzą przestrzeń
tą, w której tutaj żyjemy, naturalną od ponad kilku stuleci?
Może to one mogą nauczyć właśnie Miłości naszych dzieci?

<< A co on tak ciągle o tej “miłości”?
Do naszych dzieci i bez zazdrości?
Może to jakiś jest ten, gej pederasta,
co nigdy nie smakował, czym jest niewiasta? >>

Po pierwsze: nie czym, zaś tylko kim.
Dziewczę nie jest przedmiotem, ani nikim
kogo można pogardzać i wykorzystać,
jak lalkę dmuchaną za złotych trzysta.
Gdyż ma takie samo prawo tu do Miłości.
To nie jest tylko mięso, skóra i kości.
To dzięki niej nasze potomstwo mamy.
Po drugie: to proszę zapytać się mamy,
w jakich męczarniach Cię tutaj urodziła
i ile to czasu trwało zanim na świat powiła?
Po trzecie: miłość zaczyna sie od szacunku,
do siebie i innych. A tu w innym kierunku
widzę, że ta dyskusja zmierza wciąż usilnie,
więc na tym etapie niech lepiej już zamillknie.

<< Dobra, dobra już Pana przepraszam
i na wódeczkę pojednania zapraszam >>

Dziękuję bardzo i naprawdę wdzięczny jestem tu za zrozumienie.
Wódki nie pijam już długi czas, bynajmniej dziękuję za zaproszenie.

<< Hmm… Rozumiem, problemy zdrowotne,
Wątroba nie ta, ja też myślałem, że się potnę.>>

To nie w tym rzecz młody człowieku.
Po prostu ja już nie potrzebuje leku
na rzeczywistość, która mnie otacza.
Ja nauczyłem się tego, jak mam wybaczać.

<< Komu? Bo nie do końca rozumiem…
Chciałbym tu tak samo, ale nie umiem.
Wie Pan jak jest, do roboty teraz nie chodzę
Ale pięćset będzie, bo jeden bachor w drodze.>>

Ciężko wytłumaczyć jest, gdy mi ktoś przerywa
choć zaś cały czas tej zdolności tutaj nabywam.
Ale widzę, że o szacunku tu mamy jakieś pojęcie,
więc z tego wnioskuję, że z rozmowy tej coś będzie.
Tak, więc wybaczanie. Trzeba zacząć od siebie.
Podobnie jak z Miłością, ich nie szukamy w niebie.
Czy zaś gdziekolwiek indziej tam poza samym sobą

<< No jak? A! Przepraszam, przecież wszyscy tak robią!>>

I dlatego właśnie żyjemy w takim świecie,
gdzie większości ludzi jest źle na tej planecie.
Chcieliby stąd uciec, więc szukają wyjścia:
seks, wódka narkotyki. Wciąż czekając przyjścia.
Owianego sławą tego tajemniczego zbawiciela,
do którego się modlą w kościele co niedzielę.
A w międzyczasie szukają też wytłumaczenia
dla wszystkiego co robią, prócz przebaczenia.
A to właśnie ono jest tu tym paliwem motoru,
które napędza naszą duszę zależnie od wyboru.
Stanu naszej wibracji przez to, co odczuwamy.
Gdyż to determinuje przez nas świat postrzegany.
Który z kolei my nazywamy rzeczywistością.
(A tak na prawdę to wszystko jest własnością
praw tego Wszechświata, o którym mało wiemy).
I nasz brak pokory sprawia, że wciąż chcemy
być jej jedynymi właścicielami pomimo zasad,
które nas obejmują, jak ta niewidzialna masa.

<< Przepraszam, że przerywam, ale ja dalej nie rozumiem.
Komu ja mam wybaczyć w tym bezimiennym tłumie? >>

Tak jak już wspominałem, trzeba zacząć od siebie,
a potem każdej i każdemu będącym w potrzebie.
Braciom i Siostrom we wspólnym cierpieniu.
Tu na tym łez padole tak jakby w ich imieniu.

<< To znaczy, że mam się za nich tu czasem pomodlić
nawet, gdy są dla mnie cały czas wciąż podli? >>

Nikt z nas nie jest perfekcyjny, każdy musi się nauczyć
tylu przydatnych zdolności, których nas powinni uczyć.
W szkole od samego początku, niestety nasz system trąci
zdechłą myszką od pokoleń, przez co każdy z nas tu błądzi.
Bowiem cały ten arsenał, tak nazwanej, “społecznej edukacji”.
Ma nas tu przystosować do ich zamierzonych celów i wakacji.
Żebyśmy tutaj czasu nigdy na własnej nauce zaś nie spędzali,
o tym jak nasz Wszechświat działa i wciąż tu “żyli” jak ospali.
Inną prawdą jest lenistwo, które mamy zapisane w genach.
Przez co też jesteśmy winni, tego że alternatyw tutaj nie ma.
I dlatego właśnie najpierw sami musimy wybaczyć sobie
swoje niedoskonałości tak, jak od lat już sam tutaj to robię.

<< Chyba zaczynam rozumieć o czym do mnie teraz mowa.
To tak, jak każdego ranka, gdy mnie strasznie boli głowa.
Bo dzień wcześniej ostro chlałem za swoimi znajomymi,
a nazajutrz mam ciężkie myśli razem z tymi samobójczymi.
Ale jakoś jednak wciąż daje radę i następny dzień zaczynam.
Więc, z tego co tu Pan mówi, wybaczaniem rozpoczynam. >>

Widzisz, jesteś bardzo mądry, tylko musisz to zrozumieć.
Że na samym wybaczaniu będziesz ciągle blisko trumien.
Najważniejsza umiejętność, to przyznać sie do własnych błędów
i starać sie ich nie popełniać znowu. Jak i też unikać wykrętów.
Bowiem, jeśli tylko znowu zaczniesz okłamywać siebie,
to znów wracasz na początek i lądujesz mordą w glebie.

<< Aha! To ten szacunek do siebie o którym Pan wspominał.
Tego cały czas mi w brakowało. Już wiem gdzie leży wina!
Kurde, ale to wszystko zawiłe jak na mój chłopski rozum>>

Nie martw się tym za bardzo. To jest ta oś skrętna wozu.
Druga już jest ciut lżejsza, gdy pierwszą zaś zrozumiałeś.

<< Wiem, wiem. Chodzi o innych poza mną jak wspominałeś. >>

O! I gdyby tak wszyscy, których spotykam, byli skorzy do nauki.
O tą Miłość u waszych dzieci nie musiałbym się już wcale martwić.

<< Ja jeszcze raz Pana przepraszam za tamtego pederastę.
Tak mi się jak wymsknęło.>> Przeprosiny przyjęte. Namaste!

<< Że co? Pan zaś wybaczy, alem ja skromny człowiek
i zaś nie wiem co to znaczy.>> Spokojnie. Z miłą chęcią odpowiem.
Cieszę się, że Cię spotkałem na swojej drodze życia. Maluch jestem a Ty?

<< Marian Koniuszko, od dziś się powstrzymujący od picia!
Ale Bruderszafta walniemy jak za starych dobrych czasów?>>

Tylko w książce tego nie opisuj, bo będzie za dużo ambarasu!

<< He? W jakiej książce? Telefonicznej czy skarg i zażaleń?
Bo innych w życiu książek to ja nie przeczytałem wcale. >>
I znów nagiąłem te prawa, o których tutaj wspominałem.
Ale nie jest aż tak źle, jak się tego cały czas obawialem.

<< Że jak? Znowu nie wiem o czym jest ta mowa. >>

Na razie o tym zapomnij, bo Cię zaś rozboli glowa.

<< No, dobra, ale zaś nawijaj to, o tej Miłości.
Bo już wiem, że może istnieć ona bez zazdrości.
Ale co z tym tam dalej? Jak już umiemy wybaczać
sobie oraz innym, także staramy się nie rozpaczać,
tylko być zmianą, którą chce się widzieć jak mówiłeś >>

Widzę Marian, że dość dużo już z tego wychwyciłeś.
Lecz tu pamietaj również o tym, mój drogi Kolego.
Że w tym, co teraz mówisz nie ma nic prawdziwego.
Gdyż wszystko powtarzasz, to co zasłyszałeś,
a nigdy sam tego na sobie nie wypróbowałeś.
Więc nazywanie tego wiedzą to lekka przesada.
Gdyż na wiedzę praktyka wraz z wiarą się składa.
Więc już raczej tu wiary by wypada pojęcie użyć,
a na wiedzę doświadczeniem trzeba sobie zasłużyć.

<< No, ale jak to? Przecież jest praktyczna i teoretyczna.
Jak na egzaminie na traktor. >> Widzisz prawda faktyczna
jest taka, że system wprowadza nas w błąd podczas “edukacji”,
po to, żeby po latach usuwać tych, co tu nie przyznają mu racji.
Weźmy przykład z życia: pół litra wypijesz i wiesz, że przeżyjesz,
ale już przy litrze wiedzy takiej nie masz, Ty wierzysz, że dożyjesz.

<< Tak na chłopski rozum, to prawdę chłopie gadasz
Litra nigdy nie wypiłem znam tylko z opowiadań. >>

I lepiej tego nie próbuj, bo ci którzy to wiedzą,
to albo są pod ziemią, albo po prostu bredzą.
A najważniejszym tutaj jest to wykazanie pokory,
że po prostu tego nie wiesz i nie wchodzisz w spory.
Kolejny przykład na to, że siebie nie oszukujesz.
Bo gdy jest inaczej, wiesz, co potem następuje.

<< Tak! Wracam z powrotem na linię startu
i powtarzam wszystko znów tylko dla żartu. >>

I tu jest zawarta ważna nauka o Wszechświecie:
że świadome, czy też nie, każde oszukiwane dziecię
nigdy nie będzie ze sobą tutaj tak do końca szczere.
Bo dopóki tego nie pozna, nie wejdzie w nową erę.
A pułapek tu pozastawianych jest na nas miliardy
tylko po to, żeby stłamsić każdy umysł otwarty.
Każdy go z nas posiada przed wejściem do szkoły,
z której wychodzą po latach takie “mądre” matoły.
Więc najlepszym tutaj jest roz – wiązaniem
reedukacja tych pojęć wraz z ich czytaniem.
Sen – su ukrytego pomiędzy jego sylabami,
jak również samych relacji między nami.

<< Tego nie rozumiem, ale już nie będę wnikał.
Ja wiem tylko, że lepiej jest walnąć kielicha
wspólnie na imprezie, jak przed własnym lustrem.
Przynajmniej mnie ktoś przykryje kurtką gdy usnę.>>

Widzisz, czyli jednak ludzie czasem pomagają sobie.
Nie jest to tu nic nowego mieć wsparcie w chorobie.
Jednak by do tego doszło trzeba być nim też dla kogoś.
Bowiem cechą natury Wszechświata jest jego złożoność.

<< To tak jak w tym starym człowieku, co dalej może.
Że nikt tu z nas nie jest samodzielna wyspą. O boże! >>

(A mówiłeś wcześniej, że żadnych książek nie czytałeś.
A tu, proszę z jakim mądrym cytatem teraz wyjechałeś!)

Dokładnie! Każdy z nas jest częścią tego Wszechświata
i gdy sobie pomagamy, jest łatwiej. Masz siostrę lub brata?

<< Mam, ale ze dwie dobre dekady już go nie widziałem. >>

Nie szkodzi. Przypomnij sobie jak z nim w piłkę grałeś.
Łatwiej wam było wtedy wspólnie do bramki strzelić gola,
czy jak samotny biegłeś od swej bramki do karnego pola?

<< No, masz Maluchu rację w pojedynkę było trudniej,
a na wykopkach czy żniwach samemu też jest nudniej. >>

Widzę, że zaczynasz tu powoli pojmować o czym mówię.
Tak samo jest z Miłością, w pojedynkę: ciężko. Uwierz.
Gdyż wszyscy dookoła nas są jakby naszym odbiciem,
gdzie możemy dostrzec, że mamy jakiś problem. Z piciem
tu na przykład. A tak samemu ciężko jest dojść do tego.
Ale gdy już zrozumiesz, że potrzebujesz pomocy Kolego
to sam powiedz. Co zaś robisz w takiej życiowej sytuacji?

<< No, szukam wsparcia, a co? Nie przyznasz mi racji?>>

Zgadza się. No i co dalej? Zaś tkwisz tam, gdzie wczoraj.

<< No, bo nie stać mnie na odwagę, by pójść do doktora.>>

Nie w tym rzecz Marian. Odpowiedz tak sobie szczerze:
czy pomogłeś komukolwiek tak z serca? Ja Ci uwierzę.

<< Nnno… Flaszkę to nie raz przecie komu na kacu postawię
Kiełbasa, wiadomo. Na pusty żołądek alkoholu nie trawię.>>

I widzisz. Jeśli od innych takiej samej pomocy oczekujesz,
też Ci postawią. To, co tak naprawdę za pomoc pojmujesz
najważniejsze by zrozumieć i dać to samo od siebie innym.

<< Czekaj! Czyli jak chcę zmienić ten rozum dziecinny.
To ja muszę Tadkowi przetłumaczyć dokladnie to samo,
żeby nie walił wódy zaraz po tym, jak tylko wstanie rano!
To zdecydowanie za dużo jak na mój chłopski rozum. >>

Wobec tego zmieńmy temat. Wróćmy zaś do tego wozu.
Posiada on dwie osie, na których cały ciężar jego spoczywa.
Ty nim sterujesz za pomocą powrozu czyli taka nasza wszywa.
I dopóki powróz nie pęknie, albo zaś jedna z jego osi
wszystko, co na wozie leży, to bez problemu przewozi.
Jednak kiedy awaria nas gdzieś w ciemnym lesie zaskoczy.
Próbujemy ją naprawić. Gdy się nie da, jest wariant roboczy.
Prosimy Tadka o pomoc, żeby swym wozem przyjechał,
a on albo nam wnet pomaga albo, jak mówi, ma pecha.
W zależności od waszych relacji, tych sprzed sytuacji awarii.
Gdy kilka lat wstecz sam “gumę złapał” w drodze z masarni.
(Prosił Ciebie o pomoc, a Ty akurat z kumplami flaszkę robiłeś
i tak nie do końca szczerze pomocy mu zaś odmówiłeś.)
Jak myślisz, co Tadek wtedy poczuł głęboko w żołądku?
I czy Ci teraz pomoże? Nawet, gdy wóz jest w porządku.

<< Wystarczy! Już to rozumiem, żeby w życiu być kochanym
trzeba najpierw kogoś kochać. Ale jak mam na Chrystusa rany
teraz znowu pokochać te jej obwisłe cycki? Ona już nie moja
Wcześniej była zawodowa laska, wiesz taka z “Playboya” >>

No i jak kulą w płot! Czy zapomniałeś już tutaj o szacunku?
Jeśli tak, to rozejdźmy się zaś teraz w przeciwnym kierunku.

<< No, ale jak? Przecież wszyscy to bardzo dobrze znają
że po porodzie u kobiety się kształty dość zmieniają! >>

Nie w tym rzecz Marian. Tu chodzi o Twoje słownictwo,
którego używasz. Zdaję sobie sprawę, że to dziedzictwo
jakiego nabrałeś od swoich przodków, ale zrozum, że jeśli
chcesz być kochanym nie możesz innych, co do Ciebie weszli
tutaj traktować jako przedmioty, bo to są także żyjące istoty.
I “jak masz pokochać obwisłe cycki” to są zaś totalne głupoty.
Gdyż miłość to nie twój wóz, a jedynie zdolność nim jazdy.
Wozem tu może być Twe ciało, ale przyznasz, że nie każdy
tak, jak stary wyga Marian potrafi świetnie ścinać zakręty tutejsze.
Więc, wóz czy przewóz mi powiedz, co jest dla Ciebie ważniejsze?

<< O! Stary, to mi teraz dopiero zaś do pomyślenia dałeś,
sam bym tego nie wymyślił, Miłość wcale nie jest banałem!>>

Pamiętasz jak pierwszy raz w życiu wozem jechałeś?
Jak jeszcze nic, o prowadzeniu jego nie wiedziałeś?
I to podniecenie gdy powróz w swe ręce złapałeś?
Umówmy się, że się wtedy w tym zaś zakochałeś!
A dzisiaj po latach, to już nie jest zaś tak samo.
Już tak Cię to nie bawi, jak wtedy wiozłeś siano.
Ale dalej to kochasz, dzierżyć w rękach te lejce
i wciąż sztuczek się uczyć jak mknąć nim najprędzej.
Może i powróz trochę jest obwisły po latach posługi.
Ale przyznaj, jak go trzymasz, ciężko zamienić na drugi.
A nawet jakbyś tego kiedyś w końcu jednak dokonał.
To od początku musiałbyś się tego uczyć, aż byś skonał!
Mało tego, twój stary, dobry wóz trzeba by też wymienić,
gdyż nie współgrałby już razem z lejcami jak mi się mieni.

<< Uff! Teraz to ja już nie mam nic do powiedzenia
poza wielkie “Dziękuję” za te słowa oświecenia.>>

Nie ma za co Marian.Cała przyjemność po mej stronie.
Jedyna rzecz, od czego zaczynają boleć mnie tu skronie.
To znowuż te Twe słowa, których tutaj używasz.
Pozwól, że Ci wyjaśnię, aż mi się samo wyrywa:
Oświecenie to jest taki “stan” tej absolutnej wiedzy
o dokładnie tutaj wszystkim, a nie o tym co koledzy
między sobą beztrosko teraz w barze rozprawiają.
Bo to są fakty z życia, co wszystkich nas zbliżają.
A powiedz mi tak Marian, proszę z czystej ciekawości,
jak już tak sobie gadamy o tym, co nas podnieca, złości.
Za co, tak naprawdę, nie zasługuje na Twoje dobre imię.
Ta “nie twoja” niewiasta, przepraszam, jak jest jej na imię?

<< Anka się nazywa. No wiesz, jak to w życiu wcześniej było.
Jak byliśmy młodzi, razem na imprezach do rana się piło,
a potem już z łóżka dniami i nocami nie wychodziliśmy,
tylko ostro razem swe marzenia seksualne spełnialiśmy.
Teraz jest inaczej. Już mnie tak nie pociąga jak kiedyś,
“miłość” się wypaliła, a mi, wiesz, dalej się chce i wtedy.
Szukam jakiejś laski od czasu do czasu,
takiej, co nie robi, wiesz, za dużo hałasu.
Żeby swoje stresy życia jakoś rozładować.
Co ja będę gadał, wiesz dobrze o czym mowa.>>

Chyba się domyślam o co Ci tu chodzi
też pamiętam czasy jak byliśmy młodzi,
ale powiedz mi zaś jedno: czy o tym gadacie
z Anką, kiedy o swym związku rozmawiacie?

<< No, co Ty głupi? Przecież by mnie z domu wyrzuciła.
A teściowa to by mnie już na bank wszystkiego pozbawiła!
Przecież jakby ona się o tym kiedyś dowiedziała,
to by już na pewno o tym zaś cała wioska gadała. >>

Nie o to mi chodzi Marian tutaj wcale,
żebyś jej powiedział o zdradzie zaś, ale
o to, jakbyś kiedyś Ankę sam tu poinformował.
Że nie do końca macie, wiesz, jakbyś chorował,
klarowny obraz swoich tutaj oczekiwań
co do życia razem. To tak jak kufel piwa
byś jej obiecał za to, co Anka Ci zaś powie
co jej nie odpowiada. A po wypiciu Ona Tobie
by może wyjaśniła dlaczego, wiesz, już nie lubi
ostatnimi czasy jak kiedyś. Być może się zagubił
gdzieś balans współżycia od tej Waszej młodości.
A to by mogło nauczyć z kolei Was trochę o Miłości.

<< Nie, no wiesz gadamy z sobą o problemach.
To nie jest tak, że kontaktu między nami nie ma.
Tylko, wiesz, gdy ja o seksie zaczynam z nią gadać,
to ona: “seks jest najważniejszy”. A ja bym chciał tu nadać
naszemu związkowi jakiejś intymności, wiesz, trochę czułości.
A jak już uda mi się ją przekonać, by pouprawiać trochę “miłości”.
To zaś w łóżku jej te cholerne hormony
ją wnet tak oplatają jak jakieś demony.
I mi jest też ciężko się wtedy skoncentrować.
Skończyć stosunek, by się nie denerwować.>>

A co takiego tak Cię tam Marian denerwuje?
Że nie możesz sie skupić na tym, co czujesz.

<< Najpierw, to te wszystkie jej rytuały.
Muzyka, smrody, świece i inne banały.
Potem to, że mnie prosi o to, bym jej gadał
jak ją szanuję i kocham. Przecież nie wypada
w czasie seksu rozmawiać o tym, co robię
Zdecydowanie lepiej jest się skupić na sobie.
No, bo jak mam zaś dojść do samego końca,
kiedy już nie zdołam wcisnąć mojego zaskrońca.
Bo zaś mnie rozproszyła tym swoim gadaniem
i teraz potrzebuję czasu, nim mi znowu powstanie. >>

No, bo widzisz Marian, to nie jest wcale takie proste.
Wspominałeś wcześniej o Bracie, a masz też Siostrę?

<< Nie mam, ale co za różnica? Przecież z nią bym o tym
nie gadał nigdy nawet, bo to dopiero by były kłopoty! >>

Nie o to chodzi Marian. Tu chodzi o różnice.
Tak już zostało ułożone zaś całe nasze życie.
O tym, że na zewnątrz chłopcy i dziewczyny
wyglądaja inaczej, co do tego się zgodzimy.
Jednak nasze różnice są równiez i wewnątrz
ciała i rozumu, postrzegania świata zewnątrz.
Weź wyobraź sobie teraz mój Drogi Kolego,
że Anka potrzebuje Ciebie nie zaś dlatego.
Byś jej wkładał, jak to mówisz, swojego zaskrońca,
tylko po to, by wiedziała, żeś jej wierny obrońca.
A, jak wcześniej o tym już tu dzielnie rozprawialiśmy,
wiedza to teoria i praktyka razem, to już skumaliśmy.
Teraz, żeby wszystko to jakiś tu sens zaś miało,
podzielmy sobie Ankę w pół: na duszę i na ciało.
Powiedzmy, że dusza zajmuje się u niej teorią.
Ciało, to chyba jasne, praktyczną stroną. Euforią
zaś kierują takie, jakby, pomosty pomiędzy nimi.
Które pod mikroskopem pokazują, że się różnimy
od siebie i to bardzo w milionowych kwestiach.

<<Wiem chyba o czym mówisz. Ja nie mogę przestać
myśleć od lat jak Anka może siedem rzeczy naraz
w jednej chwili robić. Dla mnie to zwykły ambaras.
Mało tego! Jak się na telefonie z Danką czasem uwiesi.
To dwie połowy meczu, aż mi szkoda czasem tych kolesi,
co przyszli ze mną pooglądać, jest w stanie przegadać.>>

O klapę w toalecie też wojna? <<Nie ma o czym gadać!>>

Widzisz! To wszystko, dlatego, że się między sobą różnimy
i nie ma w tym absolutnie niczyjej z nas winy.
Najważniejsze to chcieć tych różnic się nauczyć
od siebie nawzajem i nikt już nie będzie buczeć
na drugiego. Gdyż będąc świadomym zróżnicowania
o wiele łatwiej jest nam do zakomunikowania
tego, co nam u drugiej osoby zaś nie odpowiada,
ale z pełnym szacunkiem. Nie zaś jak u pradziada
naszego, starego, który żonę swoją miał za własność
i pogardzał nią przy znajomych aż im światło zgasło.

<< No, dobra rozumiem, co chcesz mi tu teraz powiedzieć,
ale dalej nie wiem jak mam ją kochać i chciałbym to wiedzieć. >>

Pamiętasz te pomosty, co łączą nam Ankę w całość?
Są wiele grubsze niż te nasze. Wiem, że zabolało.
I dlatego tutaj dla nas zaś seks i się kochanie
to jedno i to samo, ale już tak nie jest dla niej.
Jeśli mi nie wierzysz, to weź zapytaj jej samej,
o to co woli bardziej: seks czy się kochanie.
Tak jak ten rytuał, o którym tu wspominałeś,
seks jest tu nagrodą, na którą zapracowałeś.
Podobnie jak z naturą, gdyż Anka jest jej częścią
żeby zebrać plony, musisz zasiać wpierw to.
Potem ich doglądać, martwić się, podlewać
a zaś na sam koniec się raczyć pajdą chleba.
Tak samo i Anka od Ciebie też troski potrzebuje,
bezpieczeństwa w łóżku. Dlatego ona zarygluje
przedtem wszystkie wrota i zapali wszędzie świece,
żeby sama atmosfera dookoła jej podniosła kiecę.
Bez tego całego, jak mówisz, jej “babskiego rytału”
nie będzie potrafiła dojść do tego samego szału,
który my możemy spokojnie sobie osiągnąć
przy zapalonym świetle by do orgazmu dobrnąć.
Kobiecie tu nie wystarczy sam akt seksualny.
Jej struktura ciała nie działa w sposób banalny,
jak większość z nas wciąż myśli i próbuje oszukać
ją. A tak naprawdę siebie, bo ona nie jest taka głupia.
Przez te grubsze pomosty właśnie, Anka więcej czuje
od dzięsięciu tutaj nas wszystkich i wcale nie żartuję.
Do tego słyszy dźwięki, ktorych dla na nas tutaj nie ma.
I zawsze znajdzie, to czego szukamy, tak “od niechcenia”.
Więc jeśli chcesz naprawdę z Anką się móc rozkoszować
całym wachlarzem doznań musicie to razem wypracować.
Bo, gdy ją traktujesz tak, jak zwykłą, uliczną tanią prostytutkę
nigdy się z nią nie zespolisz i seks będzie dla Was tylko trutką.
Która powoli, ale skutecznie zabijać w Was będzie to uczucie
aż zaś przed ścianą staniecie i nie będzie już wtedy gdzie uciec.

<< O kurde Stary! Skąd zaś u nieba Ty to wszystko bierzesz?
Ja sobie to wszystko zapiszę i będę z nią teraz gadał szczerze.>>

Cała to moja wiedza, to tak jak Ci wcześniej mówiłem:
teoria podparta mym życiem, niczego tu nie wymyśliłem.
A o czym tam jeszcze ze sobą prócz seksu zaś rozmawiacie?
Bo czuję że coś nie do końca za dobrze jest u Was na chacie.

<< No wiesz, tak jak mówiłem. Kiedyś mi zależało, a dziś?
Zapuściła się Anka trochę i przed kolegami mi wstyd.
Do tego już dawno tych figlarnych majteczek nie nosi
więc, tym też jak pojmuję już o “miłość” mnie nie prosi. >>

Czyli rozumiem, że jakby, dbać o swój wygląd przestała.
I już Cię tak nie podnieca jak kiedyś, gdy była wspaniała?

<< Dokładnie i jeszcze do tego chce się cały czas przytulać,
a sama to mi nie powie czegoś bym to ja obrósł w pióra. >>

A powiedz proszę tak szczerze, Marian tutaj, między nami.
Ile razy ją przytulasz, czy komplementujesz miłymi słowami?

<< Yyy.. Znaczy jak? Wiadomo, co roku jak są jej urodziny,
do tego raz w miesiącu jak się narzeszcie dobrze zabawimy.>>

No to ja już teraz widzę, gdzie ten Wasz problem leży.
Jak się nie zmienicie nie pomogą Wam tu setki pacierzy.
Posłuchaj mnie uważnie Marian, co ja Ci teraz powiem.
A nawet możesz wygrawerować to sobie kiedyś na grobie.
Bowiem prawda w tym zawarta jest jak dwa plus dwa
i od zarania ludzkości natura nieustannie tego chciała:

Jak Marian nie będzie w życiu Agapao
to do samego końca będzie go to bolało.
Bo Anka Erosa mu nigdy nie zaoferuje,
gdyż, odrzucona, nigdy go nie poszanuje!
Gdy Anka Marianowi szacunku nie okaże,
nigdy jej nie zanurzy w ich Miłości czarze!
Bowiem Agapao razem z Erosem połączą
dwie ludzkie istoty w drzewie życia pnącza.
Wtedy, gdy będą się wzajemnie wypełniać
miłować, szanować i swoją misję spełniać!

<< Jak dotąd, to nawet rozumiałem, co do mnie tu mowiłeś.
Ale teraz, to dla mnie czarna magia, to co mi tu przedstawiłeś.>>

Pozwól, że zaś wyjaśnie Ci tą zawiłą filozofię,
żeby zapobiec Waszej małżeńskiej katastrofie.
Wróćmy zatem może lepiej do tematu tego wozu.
Do jego przemieszczenia potrzebujesz powrozu
razem ze swoją wyuczoną umiejętnością jazdy.
Bez ich połączenia nie wzniesiesz się w gwiazdy.
(Tak jak ten Święty Mikołaj razem z reniferami).
A bez tej podróży zostaniecie z Anką tacy sami.
Gdy chcecie zaś szybować po całym kosmosie
to musicie najpierw zacząć od jazdy po błocie.
W czasie szusowania, Anka musi podziwiać Twą jazdę.
To jak sobie radzisz na zakrętach czy omijając gazdę,
a Ty tu w zamian za to za każdy jej taki komentarz,
dziękować jej pocałunkami i dbać o cały inwentarz.
Do tego gdy już z błota na prostą drogę wychodzicie,
(którym tu w przenośni jest wasze całe wspólne życie)
to Twoją rolą tutaj Marian, prawie że nieustannie
jest wciąż przytulać Ankę jakbyście byli w wannie.
I wierz mi, zanim na drodze do Was Maluch gwizdnie
Anka będzie jak z “Playboya” w koronkowej bieliźnie.
A ty nie będziesz się musiał jej przede mną wstydzić.
Mało tego! Przestaniesz na zawsze z jej piersi już szydzić.
A to dlatego Marian, że nareszcie się w końcu dopełnicie
i będziecie razem wiedli bardzo długo szczęśliwe życie.
Bo przyznasz sam, że gdy Anka będzie tu jak Afrodyta,
to Tobie też jazda wozem będzie szła niczym z kopyta.
Ale żeby Anka te figlarne wdzianka sama tutaj wdziała
musi poczuć Agapao. Potem, uwierz, będzie naga cała.
Odda Ci się bez żadnego namawiania, w całej swej okazałości.
Tylko, gdy poczuję od Ciebie trochę prawdziwej Miłości.
Jak wcześniej tu wspominałem wszyscy się zaś różnimy.
My szukamy tu seksu i szacunku i cały czas się dziwimy.
Że kobiety nas, facetów, w ogóle tutaj zaś nie rozumieją,
kiedy sami też nie wiemy, czemu one od środka niszczeją.
A powodem tego stanu jest dla nich ten brak naszej Miłości,
gdyż one, jak bez wody plony usychają i nie ma co się złościć.
Taka jest już po prostu natura tego całego Wszechświata
i gdy chcemy w gwiazdy lecieć, zrozummy Siostrę i Brata.
Uwierz mi Drogi Kolego, że jest warto choć raz spróbować
to o czym tutaj rozprawiam, bo gdy już zaczniecie szybować.
Nie wrócicie więcej do błota, bo tam się zaś tylko grzęźnie,
ale będziecie tam w pełni sobą. Ona Afrodytą a Ty mężnie
będziesz ścinał, nie tylko zakręty, swoim niewidzialnym wozem.
Ale, wierz mi, że nigdy w życiu nie sterowałeś takim powrozem.

<<Uff… Nie wiem jak mam Ci dziękować za te cenne rady
Od dzisiaj będę przytulał Ankę nie szukając żadnej zwady.
I, jak to wspominałeś wcześniej, w cierpliwość się uzbroję.
Resztę życia, aż po grób zaś będę czekał, jakem tutaj stoję!>>

Możesz mi obiecać jedno: że, wszystko to, co teraz mówisz
będzie szczere aż do bólu i bez wykrętów, a się nie pogubisz.
Jedna rzecz, o której jeszcze chciałem tutaj zaś napomnieć.
Buduj resztę swego życia, tak by je było warto wspomnieć.
Bo, jak wcześniej wspominałeś macie razem też potomstwo,
więc zadbajcie o nie wspólnie. Niechaj głód czy też łakomstwo
nie zmarnuje zaś tego tutaj, co, jak mówisz, dzisiaj zaczynasz,
bo jeśli kiedyś do tego dojdzie, to będzie tylko Wasza wina.

<< A jeszcze o jedną rzecz chciałbym zapytać tutaj.>>
Słucham Marian, co Cię tam znów gryzie na dole ucha?

<< Eh! To nic takiego. No, bo jak wcześniej tutaj mowiłeś
że ten rytuał jest ważny. Całowanie, tulenie się i tak przez chwilę
się zastanawiać zacząłem teraz czy, jak Anka wtedy zaś krzyczy
podczas igraszek, to czy ten cały proces. Gdy ja, jak na smyczy
jakiejś sie czuję, jakby mnie trzymała przed samym dojściem.
To w ogóle ma jakiś sens dla tej całej naszej, wspólnej miłości.>>

Poczekaj chwilę! Bo nie do końca to pytanie rozumiem.
Chodzi Ci o to, że jej zaspokoić jeszcze nie umiesz?

<< Nnno, coś w tym sensie. No bo zaś wcześniej,
wiesz, był seks, ja dochodziłem i było swietnie.
A teraz po latach jak się już czasem kochamy,
to ona mi czekać każe. Jak ja bym miał plany
co do tego, żebym swym zaskrońcem sterował.
A to przecież nie jest jakiś ze sexshopu towar. >>

A co Anka mówi o tym, jak później rozmawiacie?
No bo podejrzewam, że o seksie normalnie gadacie.

<< Nnno wiesz. Gadamy, ale nie o takich sprawach
Raczej, jak tam było. I ja zaś muszę wtedy udawać.
Bo też nie chcę jej sprawić, wiesz, jakiejś przykrości,
Ja chcę, żeby ona była zadowolona z tej naszej miłości.
No i chyba mi tutaj wychodzi ta miłość nasza zaś z czasem,
bo Danka się zainteresowała też wkrótce moim złamasem.
A z nią jest jak z Anką, tylko te parę lat wcześniej
wiesz, bez pierdół, raz, dwa, trzy i jest nam świetnie.
Tylko, że ja Ankę zaś bardziej lubię tutaj od Danki.
No i z nią mam dzieci, a Danka jest dla zachcianki.
No i chciałbym jakoś, wiesz Dankę zawlec do łóżka,
by pokazać zaś Ance, jaka już jest z niej staruszka.
Może by w niej to obudziło jakiś ten do mnie szacunek
i ta cała nasza miłość, by zaś obrała właściwy kierunek.
Tylko teraz tu po tym, co tu od Ciebie dziś usłyszałem.
Nie wiem czy to dobry pomysł, tak sobie pomyślałem.>>

Marian, słuchaj dzielnie, co ja Ci teraz powiem
(Uff! Fromm normalnie, przewraca się w grobie.)

Pierwsza rzecz: To jak Wy tam ze sobą baraszkujecie
nie powinno tu obchodzić absolutnie nikogo na świecie
poza Wami. Więc mam nadzieję, że jestem tutaj jedyny
któremu właśnie mówisz, te niespodziewane nowiny.
Druga sprawa jest taka, że to jak długo seks trwa
zależy od was obojga i nikt nikogo nie zmusza
do czegokolwiek. Chyba, że ustalicie to wcześniej,
cokolwiek na ten temat, inaczej zaś jest obleśnie.
Stawiać kochaną osobę przed dokonanym faktem,
jeśli nie jest to dogadane między wami kontraktem.
Trzy: Z tego, co słyszę, to musisz porozmawiać poważnie z Anką.
Przede wszystkim szczerze o waszym romansie tu z Danką.
(Ja wiem, że to jest trudne, niczym wyprawa w Himalaje.)
Później o tym, że gdy Anka dochodzi to Marian tu zostaje
trochę zaś w tyle i cała ta sytuacja Jego strasznie irytuje.
Wytłumaczyć jej dokładnie musisz, co Marian wtedy czuje.
To, że, jak sam tu mówisz, czujesz się wtedy jak towar.
To tak, jakby na odwrót, ona Ci wtedy stawia ten browar.
I dowiaduje się wtedy, że Cię to do końca nie zaspokaja.
Zaproponuj jej zmianę techniki, akurat jest ich cała zgraja.
Tylko to, co Ty o “miłości” mówisz, to tutaj jest seksem dla niej.
I żadna zaś jego technika, nie zakończy się dla was kochaniem.
Wręcz przeciwnie: Miłość, którą razem i ciężko wypracujecie
uszczęśliwi was oboje. Będzie to seks najlepszy na świecie!
Bowiem tutaj seks jest, tak samo, jak tak zwana “zmiana świata”,
efektem ubocznym Miłości. Liczy się szacunek do Siostry i Brata!
I rzecz najważniejsza, że szacunku nie obudzisz
w nikim szantażem. Tym bardziej jak się łudzisz
negocjacją bagażem, którym chcesz obarczyć
tutaj swoją Ankę, (mam na myśli "dostarczyć"
jej do łóżka Dankę.) To na pewno nie pomoże
tej waszej Miłości. A jeszcze tu, nie daj boże,
pomoże zazdrości, która całkiem związek wasz
wypali jak kwasem. Więc wtedy przegrywasz
batalię zaś z impasem. Którą możesz wygrać
rozmawiając z Anką, o tym jak masz sam zebrać
się do rozmowy z Danką. Żeby jej tutaj wyjaśnić,
że romans jest zakończony i ostatni rozdział baśni 
został właśnie skończony. To Ci zaś tutaj pomoże
by być szczerym wobec Anki i jeśli, nie daj boże,
będzie szantaż od Danki. To wtedy się przekonasz
czy matka Twojego dziecka. Jest jak, mawiają poeci,
zdolna stanąć murem, gdy jej kiecka za Tobą wnet wzleci.
Znając kobiecą naturę, to Anka już dawno wyczuła,
że romansujesz z Danką i tylko by bardziej popsuła
wasze ciężkie relacje. Dlatego siedzi cicho w domu,
co nie znaczy, że ma rację, i o tym nie mówi nikomu.
A to dlatego właśnie, że, tak zwana, “kobieca intuicja”
zdradę “wyczuwa” na kilometr i wie, że Ci grozi banicja.
Jednak jej “efektem ubocznym”, który zaś nas tutaj ratuje,
jest litość do tych, których kochają i dlatego to akceptuje.
Ale gdy sam mężnie do niej przyjdziesz i okażesz tutaj pokorę,
powiesz jej szczerze jak było, to może stać się to motorem.
Na którym razem wykaraskacie się po czasie z tego błota.
I wtedy na poważną, szczerą rozmowę przyjdzie Wam ochota.
Pozwól mój Drogi Kolego, że jedną wskazówkę Ci tu doradzę
żebyś “męską dumę” zostawił za drzwiami. Bo ona, jak gazem
by ktoś psiknął, podczas tej rozmowy zepsuje całą atmosferę,
dookoła, między Wami i cały Twój wysiłek pójdzie w cholerę.
Gdyż Anka, pomimo tych jej wielkich pomostów, nie rozumie
jednej, najważniejszej rzeczy. Szacunku do Ciebie i zaś nie umie
po prostu w ten sposób z Tobą rozmawiać, żeby Cię nie drażnić.
I nie jest to absolutnie jej wina, tak chciała natura i jeśli rozważny
będziesz podczas tej rozmowy to zrozumiesz sam czym jest Miłość.
Tak, niestety to działa, byśmy mogli się razem dopełnić i chwilą
tą się zaś połączyć na zawsze. Gdyż, kiedy raz z błota wyjdziecie,
świadomi wszystkiego, co oboje tam doświadczyliście. Będziecie
unikali jak ognia powrotu tamże. Gdyż to w Was wszystko wypala,
co ludzkie wewnątrz i w wyniku tego zostaje księżniczka i mądrala.
Księżniczka, która w życiu nie poczuje czym jest “męska duma”.
Mądrala, co go drażnią “babskie hormony” i nigdy ich nie skuma.
A kiedy ten etap nareszcie wspólnie jakoś przebrniecie.
Wierz mi, najszczęśliwszą parą w tym Wszechświecie
się poczujecie, a On wtedy też “zrozumie”, kim jesteście.
Gdyż takie są jego odwieczne zasady i wtedy nareszcie
otworzą się przed Wami całkiem nowe tutaj możliwości.
Których nigdy, bez przyczyny, nie poznają ludzie prości.
Gdyż, jak to ktoś kiedyś powiedział, “Miłość jest kluczem
do otwarcia skarbca Wszechświata” i tylko tu pilny uczeń
bądź uczennica, którzy, pomimo, że wciąż tutaj zaś błądzą.
Są zaślepieni tą dumą, władzą prestiżem, i pieniądza żądzą.
Pewnego dnia to zrozumieją, że wszystko jest tutaj marne,
a jedyną wartością tutaj jest szczere dawanie siebie ofiarne.
I tu naprawdę nie jest nieważne, czy będzie to Anka.
Brat, którego lata nie widziałeś, Tadek czy też Danka.
Gdyż, jak to wcześniej wspominałem, tu nie rozchodzi
się o obiekt siebie dawania, a o umięjętność. Która płodzi
nowe, szersze spojrzenia na ten Wszechświat dookoła,
jaka naprawdę tutaj jest nam wcześniej przypisana rola.
Którą, tak wbrew pozorom, zaś sami sobie wybraliśmy,
żeby się nauczyć tego, czego wcześniej nie chcieliśmy.
Gdyż, możesz mi tu wierzyć, że datę swojego urodzenia
sam sobie Marian tam ustaliłeś, tak jakby od niechcenia.
Spełniając tu swe marzenia z trochę innego wymiaru.
I zdaję sobie sprawę, że z perspektywy tego baru,
w którym właśnie teraz się razem tutaj znajdujemy
brzmi to jak średniowieczna herezja. Której nie chcemy
nawet dopuszczać do swego świata postrzegania.
Lecz pamiętaj jedno: prawda zawsze boli od zarania
dziejów. Ale gdy ją przyjmiesz zaś do swojego serca,
nie będzie Ci zaś straszny polityk, ksiądz, czy morderca.
Gdyż zrozumiesz jedno, że tutaj tak samo jak Ty, tak oni.
Też spełniają swe marzenia: kłamiąc, czy używając broni.
I wierz mi Drogi Kolego, że to nie jest żadna historia,
którą z palca wyssałem i gadam z nudów. Gdyż Euforia,
której sam nie raz w tym życiu przez lata doświadczyłem.
Pokazała mi tu możliwości o jakich nawet nie śniłem.
Zdaję sobie sprawę, że wszyscy, co teraz to czytają
śmieją się do rozpuku i w czoło się cały czas stukają.
Jak wspomniałem wcześniej, już się tym nie przejmuję
i dalej po Wszechświecie sobie z gwiazdami podróżuję.
Gdyż wibracja, w którą wprowadza Cię sztuka Miłości.
Łączy Cię z gwiazdami sercem, a nie jak ludzie “dorośli”
dzisiaj. Kontaktują się między sobą pismem obrazkowym.
Bo jeśli to jest postęp ludzkości, to ja wybieram skowyt.
Podczas pełni księżyca zaś na górskim tutaj sczczycie,
gdzie w pełni czuję w całym mym ciele swoje życie.
A nie w zatłoczonych, duszących mnie metropoliach,
w których narkotyki, seks i alkohol to jedyna “euforia”.
Która, co prawda, nam daje chwilową ucieczkę z tego świata,
ale płacimy za nią dość słono: Miłością naszej Siostry czy Brata.
I jak sam/a możesz tu przeczytać jedną linijkę ciut wyżej.
Specjalnie nie użyłem przyimka “Do”, gdyż to nas niżej
stawia podświadomie zaś w obiekcie zainteresowania.
A moja osobiście wypracowana zdolność dostrzegania
pułapek życiowych pozastawianych na nas tutaj wszędzie.
Mnie informuje, by nie tkwić nigdy już w tym błędzie,
w którym znajduje się niestety dzisiaj większość ludzi.
I na lepszą przyszłość różnymi uzależnieniami się łudzi.
A jeśli sami nie wyzwolą siebie z tego więzienia dookoła.
Nikt za nich niestety tego, za żadne skarby, zrobić nie zdoła.
To tak jakbyśmy zdecydowali wziąć udział w partii szachów.
A potem poprosili kogoś, żeby zagrał za nas, gdyż ze strachu
przed klęską z, o wiele bardziej doświadczonym przeciwnikiem,
poddalibyśmy się. A tu grą mamy się raczyć, nie zaś jej wynikem.
Gra owa się toczy we Wszechświecie, od zarania, nieustannie.
Nie tylko teraz, gdy cały nasz świat pogrążony jest w kwarantannie.
Bo, gdy spojrzymy szerokim okiem na odwieczną historię ludzkości,
człowiek od zawsze błądził. Gdyż bezustannie potrzebował Miłości.
Różniły się tutaj tylko okoliczności i panujące wtedy systemy,
od Philoteknos przez Storge po świat, w którym dzisiaj żyjemy.
I może tak być, że właśnie dzisiaj, podobnie jak byliśmy mali,
odcinamy powoli tę pępowinę, która nas łączyła. Byśmy cali
mogli wzrastać w połączeniu matczynej i ojcowskiej Miłości,
żeby finalnie wszyscy mogli poczuć niezastąpiony smak wolności.
Gdyż bez jednego, nie ma tu drugiego jak i zaś również odwrotnie:
Miłość dzieckiem wolności, a wolność Miłości i tak wielokrotnie.
Właśnie powtarza się historia cyklicznie, a nie jak nam wmawiają
od dzieciństwa, że z przeszłości przyszłe zdarzenia wynikają.
Bo, gdy dziś spojrzymy chociażby na kulturę Egiptu starożytnego.
To ciężko wyjaśnić budowę piramid bez rozwoju zaawansowanego.
I to nawet takiego, o którym nie możemy dziś nawet tutaj marzyć,
więc jak przy użyciu prymitywnych narzędzi mogło się to wydarzć?
Odpowiedzią tu jest architektura i budowa “zamku koralowego”,
który został zbudowany przy pomocy prawa anty-grawitacyjnego.
Czyli są na świecie przesłanki co do zaawansowanych okresów,
ludzkości sprzed biblijnego raju, które pełne były takich ekscesów.
Jak również po wyjściu z Edenu, gdy morze się rozstąpiło.
Albo, gdy Babel wraz z Sodomą i Gomorą “coś” tam zatopiło.
   A powiedz Marian jak tam Ci idzie z tą abstynencją Twoją?
<< No powiem Ci, że postępy robię, aż mnie koledzy się boją.
Dzisiaj, dokładnie po tygodniu jak się ostatnio spotkaliśmy
siedziałem na grillu z nimi i po jednym litrze tylko wypiliśmy.
Ale piwa, przecież nie gorzoły, a potem wjechała zaś na stół
następna butelka i czmychnąłem czym prędzej. Jakbym czuł
że to ten moment, w którym należy przerwać ten czas trwonić
i zająć się gotowaniem. Czymś, co zawsze lubiłem. I zadzwonił
mi wtedy telefon, wiesz, tak jakoś niespodziewanie, dosyć ważny.
I przez to zacząłem nad tym wszystkim rozmyślać, jak gwiazdy,
co wcześniej sam wspominałeś, się między sobą tu komunikują.
I zaczynam już w to wierzyć, że one naprawdę się mną opiekują.>>
Heh! Ja już słyszę, po tym co mówisz, że rozmowę z Anką odbyłeś,
co zakończyła się waszym sukcesem i że już sam to przetrawiłeś.
Chciałbym Ci tu z całego serca serdecznie tego pogratulować.
I, jeśli pozwolisz, troszeczkę do następnego kroku zmotywować.
To właśnie jest jedno z z praw tego Wszechświata,
które nazywa się “przyciąganiem” Siostry albo Brata.
Bo gdy na określonej tu częstotliwości sam wibrujesz,
przyciągasz gwiazdę, które dokładnie tak samo “czuje”.
To, co w większości ludzie nazywa tutaj “przypadkiem”,
jest po prostu synchronizacją wibracji. Która “ukradkiem”,
jakby magnesem, przyciąga nas i wszystko dookoła do siebie.
W zależności od tego w jakiej znajdujemy akurat się potrzebie.
I nie ma tutaj absolutnego znaczenia, czy jest to “szczęśliwy”
albo “nieszczęśliwy” moment, gdyż nasza potrzeba w kłopotliwy
lub zaś łatwy sposób zostaje, tak czy inaczej, zawsze spełniona.
I w ten sposób równowaga Wszechświata zostaje przywrócona.
Gdyż wszystko tutaj we Wszechświecie cały czas wibruje.
Tak samo jak dżwięk, światło, czy cokolwiek, co tu czujesz.
I masz Marian tą możliwość, żeby samemu zadecydować
na jakiej częstotliwości chce być, i uwierz, to nie są puste słowa.
<< Ale co przez to rozumiesz? Sterowanie swą częstotliwością?
Coś w głębi zaś czuję, że to ma związek z naszą Milością.>>
Trafiłeś tutaj w sedno mój Drogi Bracie! Miłość umożliwia nam
razem z Pasją wibrację na najwyższych częstotliwościach tam,
podczas, gdy najniższymi tutaj są poczucie wstydu, jak i winy.
<<Wiem, o czym mówisz teraz. Nigdy nie miałem takiej miny
okrutnej w życiu, gdy na ciężkim kacu, do lustra czasem zaglądam.
Póżniej zaś dochodzę jakoś do siebie i kiedy w końcu posprzątam
ten bałagan wokół siebie. I znów spojrzę do lustra, inaczej wyglądam.>>
Dlatego, że gdy zaglądasz do lustra chcesz sprawdzić jak On tam
się w tej chwili czuje. Pamiętasz tekst: “Lustro prawdę Ci powie”?
To nie żadna poezja, to drogowskaz, napisany w prostej mowie.
Gdyż tam możesz zobaczyć na jakich częstotliwościach wibrujesz.
Gdy sprzątasz, jesteś aktywny, powiedzmy, że w połowie czujesz
to, czego możesz doświadczyć gdy zmienisz swoją częstotliwość.
Na o wiele wyższą jak entuzjazm, optymizm Pasja czy też Miłość.
To, że rodzimy się nadzy i sami 
i zarazem sami też tu umieramy,
powoduje, że się wciąż wstydzimy 
i wibrując najniżej zwyczajnie błądzimy.
Lecz, gdy swoją wibrację zaś podniesiemy,
do poziomu Miłości, jak wszyscy tego chcemy.
Zaczynamy pojmować owe prawa Wszechświata.
Które dają nam możliwość między gwiazdami latać!
Widzisz, to, że dzisiaj sam zdecydowałeś w porę
zmienić swą drogę życia. Kosmos wysyła Ci, torem
trochę innym niż zazwyczaj, jakby to potwierdzenie.
Że przyjął do wiadomości już Twoje oświadczenie
tutaj w sprawie Miłości i Twojej szczerej chęci nauki.
I będzie Cię “wspierał” tu, wierz mi codziennie, dopóki
sam się wypierał nie będziesz swojego postanowienia.
I nie będziesz chciał przerwać tego procesu. Dla Ziemian
ciężko jest ten szał zrozumieć, ale tak działa nasz Wszechświat.
Właśnie od zarania. I gdy wibrujesz wysoko, postrzegasz ten świat,
podobnie jak “zjarana” osoba. Podejrzewam, że nie próbowałeś
w swoim życiu marihuany. I wcale nie musisz, gdyż zostałeś,
jak każdy z nas, “utkany” niewidzialną dla Ciebie teraz nicią.
Która łączy nas wszystkich w jeden gigantyczny kłębek życia:
Hunab Ku. I jeśli się teraz dostroisz do kogoś, kto sobie wibruje
na tym poziomie, gdzie to dokładnie widać, to to zaobserwujesz.
<< A, przepraszam, że przerywam, jak mam się tutaj “dostroić”?>>
Dla wyjścia poza zmysłowe postrzeganie musisz się tutaj uzbroić
przede wszystkim w cierpliwość i spokój. Do tego są różne metody
od modlitwy, przez medytację, oddech aż po “prymitywne” sposoby.
(Którymi są tu na przykład lsd, ayahuasca czy grzybki halucynogenne),
ale te ostatnie bym Ci szczerze odradzał, gdyż powodują one niezmienne
pytania wewnątrz Twojego mózgu i jeśli na codzień żyjesz zaś poza naturą,
wszystko, czego po nich doświadczysz będzie dla Ciebie absolutną bzdurą.
Lepiej jest więc w zatłoczonym mieście, w jego hałasie zaś skupić się na sobie.
Za pomocą kontroli oddechu, medytacji, modlitwy, jak ja od roku to robię.
Wszystkie owe nazwy zaś jedno i to samo nasze działanie tutaj nam określają.
Chodzi o odzyskanie kontroli nad swoją podświadomością, które z kolei nam daje
możliwość spojrzenia na Wszechświat z zupełnie tutaj odmiennej perspektywy.
Doświadczenie swojego prawdziwego Ja. Wcześniej niż te nasze pierwsze pływy
w naszej matki ciele, kiedy nas tutaj rodziła i Miłością swoją na świat nas powiła.
Wiesz Marian, ja nigdy w kraju nad Wisłą nie żyłem zbyt religijnie
(co też wcale nie znaczy, że teraz do kościoła uczęszczam usilnie,
ale nie w tym rzecz.) Chodzi mi o to, że moim największym atutem
zawsze była szczerość wobec siebie, bym nie zginął pod czyimś butem.
Obserwując świat dookoła wiedziałem, że jestem tu od wszystkich inny
i budowałem swe życie jak chciałem. Nie zważając na to, czy zaś winny
się czuję. Gdy wciąż, jak mi wciskali, grzeszyłem: ruchałem, ćpałem i piłem.
Chodziłem na miasto z kumplami, gdzie nie jedną z nimi “zadymę” przeżyłem.
Ale, gdy rok temu stanąłem obok Jezusa na krzyżu, to coś we mnie jakby pękło.
I gdy z Machno, podczas rewolucji walczyłem, zrozumiałem w czym leży sedno.
Nie bój się, nie będe Cię teraz zamęczał opowieściami zaś z mojej przeszłości.
Chcę tylko tutaj Tobie wyjaśnić, dlaczego wciąż opowiadam tu tyle o Miłości.
Nigdy w życiu w Nią nie wierzyłem i uważałem że jest, jak pieniądz, iluzją.
Ale gdy jej na sobie doświadczyłem razem z tą wprost niesamowitą zaś fuzją
Euforii, wiedzy o Wszechświecie oraz współczucia do każdego tutaj istnienia.
Nie moge przejść obojętnie obok tego wszystkiego, gdyż cały czas doceniam
wciąż i bardzo szanuję moje kochane życie, które nauczyło tutaj mnie wiele.
Chciałbym, więc jakoś tak od siebie, całemu Wszechświatowi w owym ciele
na zawsze tutaj podziękować,
więc dlatego z Tobą się dzielę.
Tą wiedzą ubraną w te słowa:
“Chetverik” to taka stara, antyczna słowiańska metoda
do odnalezienia, poprzez “obserwację” tu emocji, “boga”.
Zaczyna się od naszego na własnym oddechu skupienia.
Poprzez “spojrzenie” głęboko wewnątrz siebie i zrozumienia
tych zasad rządzących tutaj wszędzie na tym Wszechświecie.
A jeśli chcesz możesz wypróbować ją na sobie w “odwecie”.
Za to, w jakim bagnie przyszło Ci tutaj swój żywot dokonać.
Abyś mógł wszystkich swych “wrogów” Miłością “pokonać”.
Stań prosto, zamknij oczy i skup się tylko i wyłącznie na oddechu swoim.
Wdechem wciągasz energię Wszechświata, która poprzez Twoje dłonie,
dokładniej ich środek, wędruje wzdłuż rąk i ramion aż do Twojego karku.
Wydechem ją kierujesz w dół trzy palce niżej pępka. Gdzie zaś w “garnku”
zbierasz ją za każdym razem aż poczujesz że go aż do końca napełniłe/aś.
Wtedy zebraną kulę energii swoim kręgosłupem do hipokampu przesyłasz.
Hipokamp tu orientacyjnie leży w środku mózgu, obok ciała migdałowatego.
Stąd ją wysyłasz dalej niż wyciągnięte ramię, ciut wyżej linii ucha prawego.
Następnie wyobrażasz sobie jak wiruje przeciwnie do wskazówek zegara.
I teraz zaczyna się obserwacja emocji, wszystkiego, co tam się dzieje naraz.
(Po to, żebyś później mógł w życiu rozpoznać co się w Tobie dzieje i zostać
sprawcą, a nie ofiarą wszystkich dookoła emocji), która nie jest taka prosta.
Więc będziesz musiał/a powtarzać wszystko aż sam/a w końcu zrozumiesz
o co dokładnie tutaj chodzi. Potem zaś “wirującą kulę” sam/a zatrzymujesz.
Po dziesięciu minutach analizy powtarzasz, jak przedtem: od dłoni, poprzez
kark do “garnka”, potem hipokamp lecz teraz zamiast zaś prawej, lewą też
stronę “wirujesz”. Znów wszystko “oglądasz”, później sam/a “zatrzymujesz”.
I powtarzasz to samo z tylnią częścią swej aury, a tu nie ważne jak “wiruje”.
Ostatnią i najprzyjemniejszą tu częścią tego starożytnego sposobu na wiedzę
o sobie i kosmosie jest obserwacja przedniej części aury. Do której pomiędzy
brwiami wysyłasz energii kulę, która teraz ze wskazówkami zegara “wiruje”.
W tej właśnie to części z wewnętrznym Ja, czyli swą duszą się kontaktujesz.
Lot ten będzie zależny od tego jak szybko “rozkręcisz” kulę energii uprzednio.
Następnie, jak pewien zespół tu śpiewał, kończymy to wszystko odpowiednio.
Na przemian: wdech – zaciskając i wydech – rozluźniając swe dłonie. Chcę tu
jeszcze napomknąć jedną dość ważną kwestię. Otóż kolejność stron, z punktu
widzenia naszych przodków, odgrywa tu dość ważną rolę. Więc, to powtarzając
tak samo jak oni, dojdziemy do perfekcji afirmacji życia tutaj, zamiast jej udając.
Ja Cię teraz tu zostawię i podróżuję sobie dalej, ale jakbyś kiedyś zechciał Marian.
To, żebyś nie zapomniał, możesz to sobie zapisać i może, jak Hayastan Shakarian.
Dasz szansę tym ludziom, którzy wciąż bładzą tutaj pomiędzy Bugiem, a Odrą
znaleźć zadośćuczynienie na tym “ziemskim łez padole” swoją książką mądrą.
A być może wtedy Oni, oczywiście jeśli tylko sami zechcą, zdejmą swe maski
czerwieni i bieli, co im tu nie pozwalają dziś oddychać, i prześlą dla siebie “łaski”
trochę i zrozumienia. Że w tym samym bagnie przez stulecia tutaj zawsze grzęźli.
Pomagając w życiu wzajemnie sobie, sami się przekonają, że będąc na siebie źli,
wibrując na niższych częstotliwościach nie wznoszą się wyżej, oprócz swej dumy.
I tkwiącej w nich nadziei, że pewnego dnia przyjdzie Zbawiciel, co zawiedzie tlumy
do “Królestwa Niebieskiego” , czy Ziemii Obiecanej, miodem i mlekiem płynącej.
Dopóki dzban, goryczą i żółcią napełniany, będzie wszystko nosił, póki, będące
jego uchem, ich własne dzieci dusz nie zaprzedadzą zamieniając się w automaty.
Które łatwo będzie sterować: włączyć i wyłączyć, gdy przeszkadzają. Wtedy, straty
dla tego kraju i świata, bedą ogromne w porównaniu do Czarnobyla, czy Hiroszimy
razem zebranych z wszystkimi wojnami. Od nich zależy, gdzie się wtedy obudzimy.
Jak dawno Lomonosov w “Elementach chemii matematycznej” ujął to w zdanie:
“Jeśli robisz coś, to rób to ciężko i dobrze, a trudy przeminą i samo dobro zostanie,
aie gdy zło tworzysz z przyjemnością, przyjemność zginie a samo zło pozostanie.”
Nie jest to czcza mowa, a jedynie pięknie dla nas opisane Wszechświata działanie.
Ale zanim jeszcze Ciebie Marian, wraz z resztą Ziemian, tutaj opusczczę.
Pozwól, że jedną melodię w akasha, dobrze Wam zaś znaną, teraz puszczę
Przebój dobrze znany, więc zaśpiewajmy go wszyscy razem z Gwiazdami.
(Będzie się różnił w naszym wykonaniu i jest naładowany innymi słowami):
“My bilionlatki, zerolatki, milonlatki, tysiąclatki, to ja i Ty. To właśnie My.
Sam zapytaj Ojca Słońca i zapytaj Ziemii Matki jakie się wtedy ma sny!”

 

Post pankom:
Jeśli wciąż myślisz dalej, że to wszystko jest poetycką fantazją.
Przeczytaj wszystko raz jeszcze i porównaj z Orwell’a Eurazją.
Gdzie, tak jak dziś, dookoła powoli wszystko się staje nicością.
Pank jest wciąż w nas Miłością, a my tu tej Miłości Wolnością!

W dwa lata po ewikcji ADM, największego skłotu w Amsterdamie
Spisane przez MAluCH-NO-JESUS w Cerdanyoli Pank Podziemie
10.01.2021 – 14.02.2021 05:55, czyli w 35 Dni dokładnie
(Jakby czas miał tu kiedykolwiek jakieś dla nas znaczenie)

KSIĘGA (WOLNOŚCI) TRZECIA

I Z POWROTEM NA (PŁASKĄ) ZIEMIĘ.

Wyprawa arimana po totalną władzę na Ziemię –
Tajemnicza organizacja “barany na rzeź” od wieków wciąż nieustannie pasie –
– Podobieństwo dusz sprzedania
do przejażdżki cieniów arystokrackich – Gatunki strachotworów –
– Marian w świątyni dumania – Porady tyczące się duchowego rozwoju Mariana –
– Marian protagonista – Malucha uwagi nad ubraniami i obłokami – Cykliczne sprzątanie we wspólnym Domu – Ostatni Dzwon Babilonu – Bilecik – Pobudka Mospani(e)!
Ariman powoli wracał już do siebie; ale prawdę skutecznie ukrywał,
W głowach ludzi cały czas mącił, Trzeciej Wojny usilnie wypatrywał.
Nie raz już się tu wydarzyła. Światowy kryzys trzeba było stworzyć
oraz swoich najsilniejszych oponentów w oczach ludzi zaś upokorzyć.
Następnie “Strażnik wolności i demokracji” na całym naszym świecie
powoli, aczkolwiek skutecznie swój odwieczny plan tu wdrażał będzie.
Najpierw, poprzez antyczne reklamy, sztuczne potrzeby stwarzano.
Później do narodu, pogrążonego w jego wizji, wroga wprowadzano.
Na końcu, jak zawsze przedtem, trzeba stworzyć kryzys ekonomiczny
wśród najmożniejszych państw. To spowoduje nasilenie opinii publicznej.
Żeby przekonanie ich do użycia śmiertelnej broni było czystą formalnością
Przez co cała planeta w pięć minut pokryje się nieskończoną ciemnością.
Gdyż doskonale wie, że do przedłużenia ludzkiego gatunku, tylko potrzeba
sto tysięcy ludzkich istot, dla których wcześniej zbudował miasto pod ziemią.
Plan “Agarty”, znany już nam dość dobrze z czasów Drugiej Wojny Światowej,
gdy broń nuklerna stawiała pierwsze kroki w ustanawianiu, tak zwanej, nowej
wizji świata. Nieważne, czy osiągniętej “pokojowymi” pertraktacjami z ludźmi,
czy przez totalną anihilację, podporządkowaniem ich i zarządzaniem podludźmi.
“Nowy Porządek Świata”, ponad trzystuletni (a może i starszy), jest kilkutorowy.
Celem jego jest: Jedna Wiara i Jedna Waluta, a na końcu: Jeden Rząd Światowy.
Przedostatnim etapem realizacji i jego wprowadzenia na całym świecie
jest podzielenie wszystkich ludzi na dwie polityczne opcje. Którzy w odwecie
za warunki w jakich im przyszło egzystować będą chcieli zniszczyć wroga.
Połączy ich Jeden Wielki Rzad Światowy pod przewodnictwem arimana Boga.
Wiekszość będzie wtedy wdzięczna tej jego “boskiej łasce” ocalenia ludzi
Tych, co będą protestować się pozabija, żeby nikt wolnością już się nie łudził.
I widząc to, co się dzieje dookoła dzisiaj, w dwudziestym pierwszym wieku
trudno nie zauważyc konfliktu komunistyczno-kapitalistycznego w człowieku.
W końcu on kiedyś będzie musiał wybrać po której stronie się opowiedzieć,
zamiast dzisiaj połączyć siły i pokonać potwora. A nie zaś bezczynnie sedzieć.
Codziennie przed monitorem i czekać na zbawiciela, który przyjdzie z nieba.
Przede wszystkim zmiany obecnego punktu widzenia ludzkości dzisiaj potrzeba.
A to można osiągnąć tylko przez własne doświadczenie miłości do bliźniego.
Bo bez tej wiedzy zaś nigdy nie pojmiemy punktu widzenia galaktycznego.
Nieustannie będziemy niczym ci średniowieczni świata naszego obywatele,
którzy z dzisiejszej perspektywy o postępie cywilizacji wiedzieli bardzo niewiele.
Najstarsze ślady sprzed pięciu tysięcy lat temu, kiedy to nowoczesna wiedza,
pochodząca od “bogów”, o murarstwie oraz uprawie ziemi, niczym jak świeca
olśniła swą mocą ówczesnych amerykanów. Zarówno z północy jak i z południa,
Ci, nauczeni nowych, “boskich” umiejętności, zaczęli powoli “dziki ląd” zaludniać.
Jak możemy się dzisiaj dowiedzieć z tego przekazu od “starożytnych” Inków,
na Ziemii zaś trwa odwieczna walka dwóch przeciwstawnych sobie kultów.
Jednym z nich jest stary, “dziki” kult węża, a drugim “oswojony” kult słońca,
których odwieczna walka o nasze dusze we Wszechświecie nie ma końca.
Podobne zaś przesłanie również możemy znaleźć w każdej, następnej epoce:
poprzez Egipt, Babilon, Grecję oraz Rzym, po dzisiejszy Tybet. Obie te moce
nieustannie walczą ze sobą tutaj o nasze dusze, gdyż to nasza prana zasila
jedną ze stron tej batalii. Zależnie jak wysoko wibrujemy: albo nam umila
czas tutaj na Ziemii albo go nam utrudnia. W wyniku tego żywimy innych
swoją energią. Tylko w tej walce nie ma zwycięzcow i ofiar “niewinnych”
Gdyż tak, jak w całym Wszechświecie nie ważny jest tu efekt końcowy.
Zaś jedynie sam, nigdy niekończący się, ten pojedynek jest tu kluczowy.
I tak w nieskonczoność, świadomi tego czy nie, ciągle sobie wibrujemy
zaczynając od strachu do Miłości, w zależności, co sami sobie wybierzemy.
I właśnie w ten sposób cały Wszechświat też wibruje razem z nami
i przyciąga do nas wibrujących na takich samych obrotach wiekami.
Fakt ten był dosyć sprytnie przez stulecia przed nami ukrywany
przez tłamszących ludzkość bogów. Prowadzili oni “na rzeź barany”.
Od Meksyku, czy Peru poprzez Egipt i Irlandię, aż po czasy dzisiejsze,
gdzie zaś tu, w Watykanie wciąż praktykują rytuały najciemniejsze.
O, których tylko tu mówiąc, już się nie dobrze robi z nas każdemu.
Gdyż nasze współczucie dla każdego czlowieka nie pozwala temu
przejść obojetnie. Jak tym, co dali się zwieść obietnicy życia wiecznego.
A dzisiaj płacą za to najwyższą cenę: powtarzanego błądzenia doczesnego.
Bowiem to, co im życiem wiecznym ariman kiedyś dawno temu wmówił
jest świadomą reinkarnacją w kolejnych ciałach. Każdy się w tym pogubił.
W ten sposób zaprzepaścili swoją niepowtrarzalną szansę na oświecenie.
I pozostalo im tylko około tysiącletnie, po ziemskich ciałach, błądzenie.
Świadomi tego faktu, powoduje to w nich nigdy niekończąca sie zawisć.
I probują to odreagować złością na ludziach jakby mogło ich to zbawić.
Bowiem oni nigdy nie doświadczyli tu podczas swojego życia Miłości
“Zaprzedali swoje dusze diabłu” za cenę bogactw, władzy i popularności.
I wciąż swoimi kłamstwami oraz obłudą rekrutują nowych naiwnych,
którzy zaślepieni żądzą pieniądza i władzy okłamuja następnych niewinnych.
Dzisiejszy, tak zwany, postep technologiczny znacznie im to zadanie ułatwia
gdyż ludzkość pozbawiona kontaktu z naturą jest jak taka dryfująca tratwa.
Ktora szybko popłynie zgodnie z prądem historii napisanej przez ich autorów.
Zamiast, spokojnie synchronizując się z wiatrem, odkrywać paletę kolorów
naszego swiata. Tego dookoła, co nas otacza, jak i tego, co w naszym sercu
Obie ekspansje są dla nas ważne, bo obie są częścią częstotliwości hertzów.
Gdyż cała nasza historia przebiegała wiekami w dwóch różnych kierunkach:
odkrywania świata wewnątrz nas (u Vesaliusa) i na zewnątrz (u Kolumba).
.
Po słynnym odkryciu Krzysztofa Kolumba w piętnastym wieku
najzamożniejsze kraje Europy zaczęły kolonizować w pośpiechu
“dziki ląd”. Do pracy na plantacjach bawełny i tytoniu importowali
czarnoskórych ludzi z Afryki, którzy później niewolnikami się stali.
Gdy poszczególne, europejskie kraje już rywalizowały o teren ze sobą,
tajne organizacje organizowały tam swoje loże. Potem, jak już mogą
zacząć wdrażać swój plan, podżegają do wojen pomiędzy koloniami.
Po czym “wybuchła wojna” zakończona “zjednoczonymi stanami”.
O dziwo! Traktat o niepodległości stanów tu w Europie podpisano.
W podparyskim Wersalu, gdzie Ameryki niepodległość tam uznano.
Od tego czasu, aż po dzień dzisiejszy, prezydentem tylko może zostać
“lojalna osoba”. Która, piastując urząd, jest w stanie planowi sprostać.
Za to w siedemnastym wieku, zaraz pod koniec “rewolucji angielskiej”
“Pomarańczowy Król” Wiliam zastąpił dynastię Stuartów podstępem.
W tym samym roku założył “Pomarańczowy Zakon”, który do dziś
działa jako religijna instytucja, która wdraża w Anglii protestantyzm.
Następnie prowadził kraj do najbardziej kosztownej wojny z Francją.
Dzięki czemu, obie strony sporu, tonęły w długach. Więc gwarancją
rozwoju i odbudowy kraju była pożyczka od zamożnych bankierów.
Rzecz jasna, nie tylko pieniądze były przedmiotem umowy. Klakierów
swoich do kolejnych działań pozyskali tym sposobem na kolejne lata.
Następnie założono pierwszy prywatny Bank Anglii, w którym spłata
długu jego obywateli, zgodnie z umową odbywała się poprzez podatki.
W ten sposób bank, przy inwestycji pięcioprocentowej, przez te datki
wymuszone od obywateli, “zarobił” pięćdziesięcioprocentowe zyski.
“Pożyczając” dziesięć funtów za każdą “funtową” sztabkę z ich miski
ustanowił standard złota, na którym opiera się też dzisiejsza waluta.
Taka taktyka, prawnie usprawiedliwionej kradzieży, spłaciła “z buta”
żydowskim bankierom milion i ćwierć szterlingów zaś w cztery lata.
Ariman pozyskał władzę nad angielskim rządem, więc “mała strata”.
Niespodziewanie jednak Wiliam Trzeci wkrótce “wyciągnął kopyta”
i zastąpiła go na tronie Anna – ostatnia z dynastii Stuartów. Zapytaj
swoich nauczycieli historii o to, kto objął tron zaraz po śmierci Anny.
Był nim Grzegorz Pierwszy z Dynastii Hanowerskiej, który bezradny,
nie potrafił nawet zrozumieć ani jednego słowa do końca swojego życia,
a władzę sprawowało siedemdziesiąt rodzin, nie wychodząc z ukrycia.
W ten czas polityka międzynarodowa wyrządziła szkód tyle na świecie
całym, co dwie wojny światowe zebrane razem. I tutaj zaś nie będziecie
zbyt zaszokowani tym, że one obie były sponsorowane i planowane przez
te same rodziny. Które sukcesywnie zdobywaly władzę, oficjalnie, “bez
rozlewu krwi i rewolucji”, zaś w rzeczywistości na sumieniu mają miliardy
ludzkich ofiar. Podobnie jak Rotschild, który ze swego pseudonimu odarty
nazywa się tak naprawdę Mayel Amschel Bauer. Od wczesnej młodości,
włączony w krąg “oświeconych”, został nieprzypadkowo sierotą. Miłości
w życiu nie zaznał, a jedynie poznał “tajemnicę świata”, która, rzecz jasna
jest niepełna w kręgach “wtajemniczonych”. (Bo chodzi o to, żeby własna
wyższość nad innymi przesłoniła główny cel tej wiedzy, którą jest pojęcie
zasad całego Wszechświata, i finalnie bycie kolejną marionetką. Święcie
przekonaną o swojej misji, za której wypełnienie czeka ją życie wieczne.)
W podobnej sytuacji było wiele “znanych” figur, co niby mają sprzeczne
interesy na świecie. Tak, więc Rotschild w wieku dwudziestu kilku lat
został doradcą finansowym księcia Wiliama Dziewiątego, który w świat
wysyłał swoich najemnych żołnierzy, którzy walczyli tylko za pieniądze,
a nie dla jakichś szczytnych ideałów. Na przykład w Ameryce Północnej,
pod wodzą Washingtona, gdzie armia Wiliama walczyła tam o “niepodległą
Amerykę” z przeciwnikem, którymi to byli ci sami najemnicy, co polegną
w osławionej już bitwie o “niepodległość”. Po wypełnionej swej misji, książę
Wiliam sam poległ w “wojnach napoleońskich”. Po czym, do czego tu dążę,
jeden z najbogatszych ludzi w Europie zmuszony był uciekać z kraju i żyć
na emigracji, a cały majątek swój przekazał Rotschildowi. Który miał być
z kolei głównym sponsorem “Iluminatów bawarskich”. Tajnej organizacji,
która od jej założenia, werbowała najbardziej wpływowe tu osoby. Z racji
tego, że reprezentowali dziedziny, które decydowały o naszej przyszłości:
przemysł, biznes oraz edukację. Szantażowali ich błędami teraźniejszości.
Wymuszali w ten sposób na nich początek ich “Nowego Porządku Świata”.
Podpisanie “Deklaracji Niepodległości” i start “Iluminatów” to ta sama data.
Czternaście lat później ten sam schemat działania. Tym razem na wolnej
ziemii, jak o USA z dumą mówią jej dzisiejsi mieszkańcy, według szkolnej
“wiedzy”. Tutaj marionetką jest Hamilton, który Washingtonowi “doradzał”,
będąc jego sekretarzem podczas tej wojny o “niepodległość”. Przeszkadzał
teraz wszystkim zwykłym obywatelom w życiu, gdy pierwszy bank założył,
(którego schemat działania podobny był do “Banku Anglii” – tak jakby odżył),
kierowany właśnie przez nikgo innego, jak samego Rotschilda z Londynu.
Którym był potomek starego Amschela Bauera. Jeden z jego pięciu synów.
Otworzyli oni zaś swoje własne banki w poszczególnych miastach Europy:
Neapolu, Londynie, Wiedniu, Paryżu oraz Berlinie, skąd śledzili USA tropy.
Rok wcześniej “przypadkiem” wybuchła “francuska rewolucja” w Europie,
po której zakończeniu, nastała dyktatura. Napoleon był na samym jej topie.
Wszystkie jego wojny razem z embargo USA “podniosły” przemysł stanów.
Oraz też ich ekonomię. Powoli zaczynala się epoka największych tyranów.
Którzy zaś, zaledwie w przeciągu ubiegłych, niecałych trzech stuleci,
wszędzie gdzie to możliwe wywolywali wojny. Prawie na calym świecie
nie ma kraju, który by się z czasem nie poddał ich druzgocącej hegemonii.
Od krajów europejskich, przez te z trzeciego świata aż do azjatyckiej Japonii.
Krwawym efektem tego właśnie postępowania były tu dwie wojny światowe,
kolonizacja Afryki i anihilacja Hiroszimy i Nagasaki poprzez wybuchy atomowe.
Gdyż głównym ich celem była i jest absolutna władza nad ludzkim gatunkiem,
który będzie ich pożywieniem. Zgodnie z ich zamierzonym rozwoju kierunkiem.
Aczkolwiek trwa to tak dlugo, gdyż ludzki „kult słońca” im wciąż przeszkadza,
mobilizujac wszystkich uśpionych do przebudzenia czym jest naprawdę władza.
Która, jak każdy narkotyk, powoduje uzależnienie się u kolejnego narkomana.
Przyczyną wszystkich uzależnień jest brak Miłości siebie. A nie boga, czy pana.
Gdyż nasza dusza jest cały czas wolna, a umysł dość często tkwi w kajdanach
schematów, przyzwyczajeń i uzaleznień, które zaś aktywujemy każdego rana.
Robimy to najczęsciej podświadomie i bez jakiejkolwiek naszej autorefleksji,
co powoduje, ze tkwimy wciąż tam gdzie wczoraj, powoli zmierzajac do apopleksji.
A pierwszym i zarazem koniecznym etapem jakiejkolwiek zmiany w naszym życiu
jest uświadomienie i wybaczenie sobie własnych błędów pozostających w ukryciu.
Następnym zaś etapem jest ich skuteczna eliminacja, a raczej ich tutaj nie powtarzanie
Potem skupienie sie na kolejnych decyzjach powodujących naszej percepcji zmienianie.
W życiu, jak we Wszechświecie, nie chodzi o zmianę swiata, a jedynie punktu widzenia.
Wtedy rozumiemy, że wszystko co się na świecie zmienia, nie dzieje sie tak od niechcenia.
Jak Heraklit to powiedział: “Jedyną stałą we Wszechświecie jest jego nieustanna zmiana”.
Bazowe prawo fizyki: bez akcji nie ma reakcji nawet, gdy to brzmi jak starożytny banał.
Drugą stroną medalu jest nasze ciągłe, codzienne uzależnienie od świata materialnego,
które nam ”nie daje czasu” na poznawanie i rozszerzanie naszego wymiaru duchowego.
Gdyż zdesperowany ariman ze swoimi niewolnikami tak świat nam tutaj próbuje ustawić
byśmy mózg swój zajmowali szczegółami przetrwania na codzień zamiast się sami zbawić.
Gdy spojrzymy na szybki wzrost cen mieszkań, jedzenia i innych podstawowych potrzeb
ciężko uwierzyć, że w ciągu kilku dekad był taki kryzys, co zmusił banki by ceny podnieść.
Wszystko to dzieje się poza naszymi oczami, gdyż prawie cały pieniądz dziś jest wirtualny.
Więc korporacje, banki wraz z każdymi rządami rabują wszystkich w sposób legalny.
Rzecz jasna, że wszystko to zmierza do całkowitego wyeliminowania gotówki materialnej
Wtedy bankierzy I korporacje będą już mogły uzależnić wszystkich od siebie oficjalnie.
I gdy już wszyscy ludzie na całym swiecie nie będą w stanie zaś spokojnie po pracy zasnąć,
będą żywic swoimi najniższymi wibracjami swoich łaskawych I wyrozumiałych władców.
Wszystkiego tego można dzisiaj jeszcze uniknąć wciąż podnosząc swoje własne wibracje,
kolektywnie wysyłamy tak arimanowi wiadomość, by jechał sobie na wieczne wakacje.
Zostawił zaś ludzkość na całej planecie spokojną od jej nieustannego tutaj eksploatowania
Lecz by do tego wreszcie doszło, potrzeba nieustannego, ludzkiego się zaangażowania.
Przede wszystkim dziś trzeba pomóc innym w zrozumieniu każdego drugiego czlowieka.
Tego, że wszyscy urodzeni tkwimy w tym samym bagnie I każdy z nas to życiowy kaleka.
Słynnym nadprzyrodzonym “cudem”, który może tutaj uzdrowić każdego na tym świecie
jest Miłość bliźniego, jak siebie samego. I tak jak kochamy każde nowo narodzone dziecię
powinniśmy zacząć wpierw kochać siebie, potem każdego człowieka w życiu spotkanego.
To doprowadzi wszystkich do wibrowania, na najwyższej częstotliwości, kolektywnego.
Różnica między strachem a tchórzostwem jest zasadnicza: strach jest w nas od urodzenia
niezależnie od naszej woli, tchórzostwo nabywamy z wiekiem przez różne doświadczenia.
W każdym momencie wybieramy czy wciąż chcemy się bać tego, czego nie rozumiemy
czy postanowimy spróbować przezwyciężyć strach i poznać to, czego naprawdę chcemy.
Nasza ciekawość nie jest tu, jak nam wmawiali całe życie, pierwszym stopniem do piekła
a naszym wrodzonym instytnktem poznawania Wszechswiata, która gdzieś nam uciekła.
Zaufalismy naszym fałszywym prorokom, władcom i wszystkim wiedzącym od nas lepiej
zamiast posłuchać głosu swego serca i własnej intuicji, które oszczędzą nam tu cierpień.
Pierwszym i najważniejszym zarazem strachem do przezwyciężenia jest poznanie Prawdy.
Gdyż nauczeni od małego wiemy, że zawsze przynosi ból, więc boi się jej dotknąć każdy.
Lecz, gdy zrozumiemy jedną prostą zasadę: to co najtrudniejsze w życiu uczy nas najwięcej
wtedy przestaniemy podążać za innymi i doświadczać wszystkiego tutaj własnym sercem.
Gdyż tylko i wyłącznie nasze życiowe doświadczenie może nas nauczyć na świecie Prawdy,
bowiem sami jesteśmy jej ważną częścią i nosimy ją ciągle w sobie od urodzenia zawżdy.
Więc jeśli zechcemy ją kiedys w życiu poznać, to musimy zajrzeć głęboko do środka siebie.
Nie, jak większość ludzi to robi, szukać jej gdzieś poza sobą, w bajkach o piekle i niebie.
Bowiem z Prawdą jest dokładnie jak z Miłością: całe nasze życie nosimy obie je w sobie
Tylko i wyłącznie od nas zależy kiedy chcemy je znaleźć i przestać tutaj żyć w chorobie.
Definicją zdrowego życia nie jest tylko brak choroby, lecz balans organizmu całego
Nasze ciało składa sie z komórek, zaś rozum z myśli, a dusza z emocji, które zasłania ego.
W momencie, gdy zdecydujemy porzucić swe maski i spojrzymy wprost Prawdzie w oczy
wtedy zrozumiemy czym naprawdę jest nasze życie i ta wiadomość nas bardzo zaskoczy.
Ale dokładnie, tak jak wczesniej już wspominalem, “Prawda od zawsze nas w oczy kłuje”
Od nas zależy czy odważymy sie przezwyciężyć strach przed nią i żyć tak jak się czuje.
Bowiem to właśnie uczucia nasze kontrolują myśli, a te władają naszym postępowaniem.
Gdy nauczymy się je rozpoznawać, łatwiej nam będzie z każdym kolejnym wyzwaniem.
Bo dokładnie wszystko, co dzieje się w naszym życiu jest jakby takim małym egzaminem.
Nie ważne czy przynosi nam to zyski, czy straty. Najważniejsze jest, czego się nauczyłem.
Podstawowym tu problemem dla nas w jaki wpędza nas od małego cały system edukacji
jest nagradzanie tych, którzy mu zaufali, lub karanie innych, co mu nie przyznają racji.
Aczkolwiek samą esencją, czy tez źródłowym procesem, jakiegokolwiek w życiu nauczania
jest konstruktywna I kreatywna wymiana doświadczeń prowadząca do tematu poznania.
Gdyż to przez ten właśnie proces sami uczymy sie wszystkiego w naszym życiu najbardziej
To ona, nasza kreatywność rozwija nasz punkt widzenia, który to nas zbliża ku Prawdzie.
Jeśli nieustannie dziś tkwimy dokładnie w tym samym miejscu, tam gdzie byliśmy wczoraj
ciężko jest mówić o jakimkolwiek rozwoju tutaj świadomosci. Nasza wizja życia jest chora.
I jeśli świadomie zechcemy ją w jakikolwiek sposób pewnego dnia wreszcie sami uzdrowić
trzeba pamiętać, że nic w naturze nie dzieje się od razu. W cierpliwość musimy się uzbroić.
I w tym właśnie momencie naszego życia stawiamy czoła kolejnemu rodzajowi strachu:
upływu czasu, który nas więzi od urodzenia aż po ostatni nasz wydech pełen piachu.
Gdyż wszystkich nas jednakowo nauczono, że życie nasze trwa od narodzin aż do śmierci.
Tymczasem jest to tylko egzystencja ludzkiego ciała. A życie nasze składa sie z kilku części.
Oprócz ciała mamy też jeszcze rozum, który to zawsze, jak nasza nadzieja, umiera ostatni.
Ponad wszystkim jest jeszcze nieśmiertelna dusza, dla której ciało jest ubraniem z szatni.
Jeśli naprawdę chcemy, możemy się nauczyć sztuki przebierania w zupełnie inne ubrania,
czy wybierania szatni. Nie jest to jednak przydatne jeśli chcemy nauczyć się kochania.
Miłość jest tutaj sztuką życia, żeby wyjść z tej szatni na zupełnie świeże powietrze.
Nie tkwić wciąż w tym nieustannym kręgu zmiany ubrań, czy szatni, na te nowsze i lepsze.
W ten sposób stawiamy czoła najstraszniejszemu z wszystkich strachów: przemijaniem.
Które kończy sie śmiercią, a dokładniej smiercią naszego ciała, którym jest to ubranie.
Kolejnym jest strach przed samotnością, któremu stawiamy czoła swoją własną Miłością.
Gdy zaczynamy kochać siebie samego, świat powoli przestaje być dla nas tu ciemnością.
Ostatnim do przezwyciężenia, a w zasadzie powinien być pierwszym, jest zmiana nas.
Naszej świadomości. Pozwala to spojrzeć z ziemskiego punktu widzenia ostatni raz.
Gdy nasza percepcja wreszcie przyjmie galaktyczny lub kosmiczny punkt widzenia,
nic już nie będzie takie jak przedtem. Zarówno w nas jak i wkoło wszystko się pozmienia.
Jedynym sposobem dowiedzenia się, czy rozprawiam tutaj prawdziwie, czy też oszukuję
jest przetestowanie wszystkiego na sobie i to właśnie najbardziej mnie w Miłości rajcuje.
Z Nią jest tak samo jak z każda sztuką. Jeśli chcemy być jakiejś sztuki kiedyś mistrzami
nic nie może być od niej ważniejsze. Ponadto trzeba wciąż trenować miesiącami i latami.
Wtedy dojdziemy naszą upartością i ciężką pracą sami pewnego dnia do jej mistrzostwa
oraz docenimy nasze własne poświęcenie i zrozumiemy, że droga ta nie jest wcale prosta.
Za to daje nam nieoczekiwane efekty, które poszerzają nasz światopogląd pod jej koniec. Następnym, naturalnym etapem mistrza danej sztuki, przekazanie zdobytej wiedzy o niej.
Może on to zrobić na różne sposoby. Wszystko zależy od stopnia kreatywności mistrza
i jego emocjonalnego zaangażowania w daną sztukę. Albo Wybrać opcję Occama ostrza, powiedzieć wprost, punkt po punkcie, od początku do końca przebieg nauki danej sztuki,
lub ubrać wszystko w ładne słowa, śliczne wizje ekranowe, nie zapominając dodać muzyki.
W ten właśnie “magiczny” sposób powstają na świecie filmy, płyty, obrazy oraz literatura,
będące efektem przedłużenia posiadanej wiedzy mistrza, chcącego podzielić się nią. Która
przekazywana z pokolenia na pokolenie pozwala ludzkości wciąż ewoluować. Rozwijać
się nieustannie, by mogła wciąż poznawać świat wokół siebie. Jak i ten wewnątrz, co owija dookoła ten pierwszy. Bowiem oba światy istnieją równocześnie podczas naszego życia
i zadaniem naszym tutaj na Ziemii, albo jego sensem jest zmierzanie do obu ich odkrycia.
To jak szybko nam się uda cel owy osiągnąć zależy oczywiście od naszego zaangażowania
w poznanie wiedzy o obu światach. Tym miejscem do tego może być świątynia dumania.
Możemy ją znaleźć tutaj praktycznie wszędzie. Wszystko zależy od naszej kreatywności.
Niekoniecznie kościół, synagoga, czy klasztor. Najważniejsze poczuć trochę samotności.
Gdy już się z nią w życiu na dobre oswoimy, przełamiemy pierwszy strach przed zmianą,
a to jest najważniejszy krok w naszym życiu, który kończy się dla nas całkowitą przemianą.
Wtedy o wiele łatwiej nam będzie przełamać strach przed samotnością oraz przed wiedzą.
Zmiana będzie dla nas czymś naturalnym. Przyzwyczajeniem, jak to uczeni nam powiedzą.
Nie będzie dla nas czymś strasznym, przed czym musimy wciąż cały czas w życiu uciekać,
a naturalnym, naszym procesem, którego z czasem sami się nie będziemy mogli doczekać.
Bo gdy, dla przykładu, spojrzymy na rytm natury, której sami również jesteśmy też częścią
zauważymy, że wszystko sie zmienia nieustannie, w każdej chwili, co jest tu dobrą wieścią.
Gdy będziemy sie wciąż bali tej zmiany, strach ten się nigdy nam w życiu nie skończy
Zmieniamy sie ciągle, tak jak świat dookola, czy wewnątrz nas. Wystarczy kropki połączyć.
Czas w samotności nie jest niczym negatywnym, gdyż uczy nas tylko szczerości do siebie.
Bez tej ostatniej jest ciężko sie zmieniać, gdyż dalej cierpimy, tkwiąc w tej samej potrzebie.
Potrzeba owa przede wszystkim dotyczy naszej pokory i szacunku tu do siebie samego.
Bo bez tego cały czas wracamy do tego samego miejsca cały czas wciąż powtarzanego.
<<Widzę, Marian, że się dużo nauczyłeś od tego czasu, gdy się ostatnio spotkaliśmy.>>
Maluch!, jak miło Cię znowu słyszeć, ale dlaczego Cie nie widzę jak wtedy? Zniknęliśmy?
<<Coś w tym sensie, można tak tu odpowiedzieć. Dla Ciebie tak, a dla mnie niekoniecznie.
Ty mnie nie widzisz, a ja Ciebie dość dobrze. Dlatego nasze spojrzenia sa sprzeczne.>>
Ale, jak to mozliwe? Jesteś duchem? Umarleś? Zmartwychwstaleś? Czy to jakieś zludzenie?
<<Nazywaj sobie to jak chcesz. Najważniejsze, że mamy między sobą porozumienie>>
Dobra, powiedzmy, że wpadłeś znów do mnie z wizytą, której celem jest mnie nauczenie.
<<Prawie odgadłeś! Co do wizyty, ale już nie do końca z jej celem,
gdyż nauczanie to droga do niego, a celem jej jest Oświecenie.
Które osiągnąć możesz przez własne boga i Wszechświata zrozumienie
Bo tak naprawdę to jedno i to samo, tylko ktoś tu słowami ukrył znaczenie.>>
Czekaj chwileczkę. Chcesz mi powiedzieć, że Bóg i Wszechświat to według ciebie to samo?
Że oni stworzyli Adama, Ewę. I mnie, i ciebie i wszystkich, których widzę codziennie rano?
<< Nie do końca nas stworzyli, ale bardziej tutaj określili
formę jaką przybraliśmy. Abyśmy się znów zniewolili,
gdy już sami wybraliśmy datę oraz miejsce urodzenia.
(Jak już wiesz doskonale, nic nie dzieje sie od niechcenia)
I w tym to kosmicznym szale caly czas się zmieniamy.
W środku ciała i na zewnątrz różne formy przybieramy,
żeby ta cała nasza wiedza wciąż sie tutaj poszerzała.
A gdy już mądrość w końcu posiądziemy, wtedy cała
szczodrość tu Wszechswiata wypełni zaś nas po brzegi
I wszelkie jej tajemnice, które zawierają “święte księgi”
wnet staną sie wtedy dla nas tak bardzo przejrzyste
że wszystkie pytania poznikają. Wszystko będzie już oczywiste! >>
Nie wiem, co w tym momencie powiedzieć, ani jak się zachować,
wiem, że chcę wiedzieć więcej. Przed prawdą już się nie chować.
Wiem również, że w tym to właśnie momencie sam przełamałem
swój strach, co nie zaśnie nigdy. Strach przed bogiem i szatanem.
<< Nigdy, tak samo jak i zawsze, tak naprawdę nie istnieje
Jest tylko tu i teraz i to w nim wystarczy pokładać nadzieje.
Bo wszystko to jest iluzją budowaną na nieświadomości
taką troche transfuzją “wiedzy”, co znają ją ludzie prości.
Którzy się dali omamić “fałszywym prorokom” na świecie
próbujących wszystkich “zbawić” za swoje błędy w odwecie.
Dlatego nas wciąż ciągle straszą bajkami o niebie i piekle
byśmy ufali “prorokom”, a pozostałych odczuwali wściekle.
Żeby w końcu przekonać wszystkich, że tylko oni znają prawdę.
To wtedy zapominamy o sobie. Zaczynamy wierzyć im nagle.
Bowiem Prawdę można poznać tylko przez jej doświadczenie,
a nie przez bajki i “święte księgi”, które atakują nasze sumienie.
Najważniejszym etapem poznawania jest, jak wspominałeś,
chęć zmiany punktu widzenia. Deklaracja, że się jej nie bałeś.
Następnie jest konsekwencja, czyli idziemy od słów do czynów
doświadczając danego tematu zdobywamy coraz wiecej rymów.
Czyli takiej “magicznej” synchronizacji wersów naszego tutaj życia
Warunkiem koniecznym jest tu znowu, by nie mieć nic do ukrycia.
Przede wszystkim przed samym sobą, jak i tymi których kochamy,
inaczej synchronizacja przepadnie, a my się znowu zaś oszukamy.
To, co z naszego punktu widzenia zwiemy “zbiegiem okoliczności”
jest naprawdę synchronizacją podobnych do siebie częstotliwości.
Tych wibracji, które wysyła każda część Wszechświata, czy Natury,
a “szczęście w nieszczęściu” w życiu to są te największe bzdury.
W które wierzymy bardzo mocno i w ten sposób je tutaj kreujemy,
bo wszystko, w co uwierzymy, stwarzamy, nawet gdy tego nie wiemy.
Więc chyba lepiej zacząć wierzyć w to, czego tak naprawdę chcemy
Nawet jeśli się to teraz nie wydarzy, przynajmniej się nie oszukujemy.
A kto wie, być może te najwyższe wibracje wymagają więcej wysiłku
Tak jak w tej chińskiej legendzie o głupim góralu, zaangażowania kilku.
Nie tylko dziś samych ludzi, ale również później ich następnych pokoleń,
co dziedzicząc i wspólnie podtrzymując tą wiarę uwolnią świat od wojen.
Brzmi to dzisiaj jak jakaś herezja, ale nie ma w tym nic negatywnego,
bowiem to właśnie ona nas wyzwoliła z myślenia średniowiecznego.
Byśmy później jako gatunek mogli doświadczyć wreszcie Oświecenia,
które otworzyło nam wszystkim oczy, pokazując jak świat się zmienia.
Jeśli dzisiaj żyjemy w średnioweczu dwudziestego pierwszego wieku,
to zdecydowanie jej nam potrzeba, by obudziła Miłość w człowieku. >>
Dobrze rozprawiasz Maluchu, bo po tym czego sam już tu doświadczyłem,
będę heretykiem spalonym na stosie. Na bank nie wrócę tam, gdzie byłem.
Bo cała ta moja życiowa przeszlość z trzeźwego dziś punktu widzenia
wygląda jak mroczne mokradła, domagające się mojego zniewolenia.
Wiem, że tam gdzie byłem kilka lat wcześniej, większość ludzi utkwiła,
będąc szczerym dla siebie zrobię wszystko, by się w nich nie utopiła.
Tylko o jedno chciałbym Cię prosić mój Drogi Oświecony Przyjacielu
jak moge im wytłumaczyć coś, o czym wie tu tak naprawdę niewielu.
<< Marian, to bardzo proste. Tych co już wiedza rozpoznasz po zachowaniu
a reszcie nie trzeba tłumaczyc Prawdy, a jedynie jej brak w ich pojmowaniu.
Bo brak czegokolwiek można tylko wypełnić, aby wszystko stanowiło całość
więc sami muszą ja znaleźć głęboko w sobie, nawet gdy będzie ich to bolało.
Bowiem naprawdę tutaj wszyscy jestesmy częścią jednej olbrzymiej całości.
Wiedzę o tym nabywasz stopniowo. Nieustannie nurkujac w oceanie Miłości.
Obserwując dziś Twoje zachowanie, wiem, że problem miał będziesz spory
w wytłumaczeniu ich strachu przed umieraniem, który jest najbardziej chory.
Gdyż ciężko jest tłumaczyc coś komuś, czego się samemu zaś nie rozumie,
więc pozwól, że Ci tu lekko pomogę, byś nie wyszedl na błazna w tym tłumie.
Przemijanie na Ziemii, czy umieranie to, tak jak wspomniałeś, zmiana ubrania
i od nas zależy wybór kolejnego, lub też szatni. Pomocna jest tu sztuka latania.
Doskonale ją od zeszłego roku, a tak naprawdę jest przygotowaniem tu do śmierci,
byśmy wiedzieli, jak się wtedy zachować w tym momencie. Co się tak wiercisz? >>
Nie będę tutaj ukrywał, że tematu w ogóle nie rozumiem, ale mnie strasznie fascynuje
Dlatego poruszam się tak, a nie inaczej. No, ale proszę kontynuuj. Ja sobie to pozapisuję.
<< Widzisz, pierwsze co, to chciałbym pogratulować Ci Twojej otwartej szczerości.
Tego, że się sam przyznałeś do fascynacji śmiercią, czego nie zrobią zaś ludzie prości.
Bo się sami wciąż boją nie tylko śmierci, ale również opinii tej reszty ludzi dookoła.
Strach ten będzie trzymał świadomość zamkniętą w rozumie, co pojąć tego nie zdoła.
Bowiem, żeby zrozumieć w życiu pojęcia, tak zwane przez mądre mózgi, abstrakcyjne
trzeba wyjść naszą percepcją, przez zmianę postrzegania pozazmysłowego na intuicyjne.
Nie mam tu na myśli postępu technologicznego, który wciąż tylko nas oddala od Prawdy,
ale rozwoju duchowego, ułatwiającego nam jej pojmowanie. Prawdę nosi w sobie każdy.
Prawda jest Miłością, a Miłość naszym Życiem.
Życie jest jej poznawaniem, poznanie – byciem na szczycie.
Góry, którą wciąż probują usunąć przeciwnicy jej poznawania,
byśmy mogli z niej w dół runąć zamiast się uczyć sztuki latania.
Która pomaga zrozumieć czym jest Wolność w naszym życiu.
Przestali już żyć w szumie i naszym codziennym lustra odbciu.
A zaczęli budować między sobą zdrowe, nie udawane relacje.
W efekcie spowodować chęć arimana na wieczne wakacje.
Bo tak, jak w tej chińskiej, starej przypowieści o której tu wczesniej Ci wspominałem:
góra dziś jeszcze stoi, możemy się po niej tu wspinać. Lecz gdy runie, kiedy ja spałem,
to bardzo ciężko dla mnie będzie się wtedy nauczyć najważniejszej tutaj sztuki latania
Z poziomu morza jest trudniej wznieść się w obłoki, jak ze szczytu, bez jej poznania. >>
No dobra Maluchu, to skoro ja już tu jestem na tej życiowej góry szczycie
to jak mam się nauczyć latać, zanim ja zburzą i wyląduję na swym odbycie?
<<Nie tak szybko Marian. Z mojej perspektywy to ty jesteś dopiero w jej połowie
więc możesz probówać jej podstaw doświadczając wskazówek, które Ci powiem.
Na szczycie tej góry znajdziesz się dopiero, gdy wybaczysz wszystko wszystkim,
a do tego potrzebujesz czystego sumienia, którego nie zakrywaja już figowe listki
Bowiem nasz gatunek ludzki jest tylko jednym z kilku, które zamieszkuja wymiar tutejszy.
Sa tu cierpiętnicy, zwierzeta, piekielnicy oraz bogowie i ich przeciwnicy. Najważniejszym
tutaj jest ich wszystkich nieustanny wpływ na nas i na to jak w życiu wciąż postepujemy.
Kazdy z nich nas przenika, a od nas samym zależy, które wibracje od nich wybierzemy.
Bardziej obrazowo tu mówiąc, do których z nich się, świadomie czy też nie, dostroimy
bowiem z tą wibracją będziemy prowadzić swe życie za dnia i w nocy w każdej chwili.
Każda z nich charakteryzuje się tutaj odmiennymi emocjami, które w życiu odczuwamy.
Dla przykładu Piekielnicy wibrują najniżej. To ich strach, złość i nienawiść odbieramy
Troche wyżej są Cierpiętnicy, nieustannie narzekający na wszystko, bo są zbyt uwiązani.
Żądze od nich, egzaltację od bogow, a zazdrość czerpiemy od ich przeciwnikow latami.
Wibracje złudzenia, że wszystko jest racjonalne, to nasi mniejsi przyjaciele nam wysyłają:
optymizm i entuzjazm. Datego się do nich przywiązujemy nawet, gdy wcześniej umierają.
Cały sekret Oświecenia w tym życiu tkwi w dostrojeniu się do tych najwyższych wibracji,
będących poza tym wymiarem. Aczkolwiek można ich doznać podczas koncentracji.
Nieważny naprawdę jest jej obiekt czy też jego brak. Najważniejsze by ona była pełna.
Wtedy świadomość nasza zmienia sobie ten wymiar i zwiedza inny, bo jest niepodzielna.
I gdy zaznajomimy się już w pewnym momencie z tymi pozostałymi wymiarami dookoła,
zrozumiemy wreszcie, ze nie jestesmy tutaj sami i tej wiedzy nikt pozbawić nas nie zdoła.
W tym samym momencie rozpadnie się, pierwszy z trzech filarow materialnego babilonu
Wpajanej od małego wyższości nad innymi, szowinizmu wobec reszty z naszego Domu.
Jest nim owy Wszechświat otaczający nas wokoło. Ziemia jest tylko jego jednym pokojem,
których jest zdecydowanie więcej. Jeśli chcemy się wreszcie całkowicie cieszyć spokojem
wystarczy go posprzątać. Przywrócić balans, który jest najważniejszą cechą Wszechświata.
Innymi pokojami się zajmują tamtejsi mieszkańcy i tak cały czas wszystko się nam splata.
Z tą tylko rożnicą, że Dom nasz nie jest stały i czasami nasze pokoje zbliżają się do siebie
i wtedy się wzajemnie przenikają, a potem zaś oddalają, co zauwazyć możemy na niebie.
W tych właśnie momentach wspólnego razem przenikania, jako że pokoje sobie wibrują
odczuwamy zmiany w swym zachowaniu. Astrologowie dosyć trafnie nam to prezentują.
Mało tego, gdyż Kuchnia, z której tutaj się wszyscy wspólnie żywimy energią słoneczną
końcem swego cyklu przechodzi trzydniowy remanent. Aby przetrwać tą niebezpieczną
porę dla wszystkich, jest wręcz konieczne wibrowanie na najwyższych częstotliwościach.
Gdyż te pokoje o najniższych przemieszczą się do spiżarni o dość innych wlaściwościach.
Bo podczas jej sprzątania wszystkie pokoje w naszym wspólnym domu, wibrujące najniżej
przyciągają i przemieszczają naszych wspołlokatorów, jako że ci zaś nie wznieśli się wyżej.
Dlatego właśnie ważna jest wtedy nasza pełna koncentracja, gdyż nas przyciągnie Miłość.
Której możemy się wciąż nauczyć do remanentu, gdy ponownie się stanie, co nastapiło.
W ten sposób rozpadną się pozostałe filary babilonu: rozproszenie uwagi i czas linearny.
Ale nim to wszystko ponownie nastapi, zadzwoni Ostatni Dzwon Babilonu: kozioł ofiarny.
Było już trochę przykładów tych kozłów ofiarnych w historii, co poświęcili się tu ludzkości.
My, zwiedzeni obietnicami i półprawdami, oddalamy się coraz dalej od poznania Miłości.
Kolejnym czynnikiem, który również na to wpływa jest nasze zakłócone poczucie czasu,
gdyż nasz naturalny rytm, tak zwany “zegar biologiczny”, gra wtedy, gdy idziemy do lasu.
I tam w pełnej ciszy oraz skupieniu, zachwyceni, rozkoszujemy się jego różnorodnością.
A w zatłoczonych i głośnych miastach, tak zwanej, cywilizacji mamy kontakt ze złością.
Nieustannym pośpiechem, rozproszeniem uwagi, agresją i wszystkim, czego nie lubimy.
Ciężko jest nam się tam skoncentrować, gdyż zwyczajnie na świecie, po ludzku błądzimy.
Gdyż rytm nasz naturalny, nie różni się niczym od codziennego zachodu i wschodu słońca.
Zatem dostrojenie się do niego przynosi tu niesamowite efekty. Słońce to nasz obrońca.
Chociaż nie zwracamy na to naszej uwagi, właśnie ono daje nam wszystko, co konieczne:
ciepło, oświetlenie, czy energię, dającą nam pożywienie. Bez niego jest tu niebezpiecznie.
Więc, myśląc, tak “na chłopski rozum”, jeśli się od niego odwracamy, krzywdzimy siebie.
Nie ważne, czy robimy to świadomie, czy też nie. Dowiemy się tego na swoim pogrzebie.
Zatem zanim do niego dojdzie, może lepiej świadomie zwrócić się ku naszemu obrońcy?
Porzucić wszystkie iluzje, spojrzeć Miłością w oczy Wolności nim nasz czas się tu skończy.
Nawet jeśli się skończy tylko tu na Ziemii warto się nauczyć czegoś uniwersalnego.
Coś, co możemy przekazac następnemu pokoleniu, sposobu tu życia wartościowego.
I spoglądając na to wszystko, co się dzisiaj dzieje wszędzie na naszej tutaj planecie
łatwo dojsć do wniosku, że to jest ostatnia chwila, by się tego już nauczyć przecież.
Niestety gatunek ludzki, na zdobywanie jakiejkolwiek wiedzy, od zawsze był odporny.
Więc zmuszając tu kogoś do poznania tak rozległego tematu czyminy go przekornym.
Poza tym, nie oszukujmy się, temat ten też nie jest do zgłębienia dla wszystkich ludzi
Równowaga we Wszechswiecie będzie i tak zachowana przez tych co się będą łudzić.
Właśnie to oni po swojej śmierci będą wciąż błądzić po tym ich upragnionym wymiarze,
aż do momentu, gdy się nauczą w końcu Miłości, przybierając takie albo inne tu twarze.
Niestety dla nich, niech wszyscy wiedzą, że szansa nie będzie trwac w nieskończoność.
Po dziesięciu, maksymalnie dwunastu próbach Wszechświat anuluje wyboru wolnosć.
Doskonale wiedzą to, ci wszyscy, co zaufali wszystkim fałszywym prorokom arimana
Teraz próbuja przekonać do tego samego wszystkich nieświadomych. Więc szamana
rolą w każdym plemieniu, czy grupie ludzi w tych wszystkich kulturach “prymitywnych”
było umiejętne przekazywanie im wiedzy. Bez kodeksu postępowania i reguł sztywnych.
Tak i ja też dnia pewnego postanowiłem nieść reszcie ludziom tu kaganek Oświecenia
Nie żadnej oswiaty, która z pokolenia na pokolenie nie wiele tak naprawdę tutaj zmienia.
Podstawowym prawem calego Wszechświata jest nieograniczona wolna wola każdego,
I to jak ten każdy postępuje w swoim życiu jest wyłącznie i tylko sprawą jego samego.
Nie chodzi mi tutaj wcale o nasz strach przed ziemskimi grzechami, czy pokutę za nie.
Oświecenia doznać może każdy. Wszystko zależy od tego jak mocno się pracuje na nie.
Aczkolwiek już calkiem niedlugo szansa ta przeminie, gdyż remanent Kuchni się zbliża.
Więc dziś, tak samo jak przed ostatnim jej posprzątaniem, zanim nastapi całkowita cisza
i każdy dostanie do ręki bilecik: do świeżej, posprzątanej Kuchni, lub do zimnej spiżarni,
najpierw budzą się z tego kolektywnego snu szamani. Których misją tutaj jest nakarmić
swoim doświadczeniem oraz tą wiedzą wszystkich pozostałych ludzi, którzy tego pragną.
Co oni z tą wiedzą zrobią, to ich własny wybór: czy już zechcą latać, czy spadać na dno.
Bowiem, gdy wybiorą naukę sztuki latania, to będzie ich pierwszy krok do przebudzenia.
Mogą osiągnąć je w jedyny sposób: być szczerym wobec siebie i się nie bać wybaczenia.
Przede wszystkim sobie i braku własnej wiedzy, wszystkich swych błędów, które popełnili.
Zacząć od uczenia się dokładnie na nich. Żeby ich nie powtarzać w kółko, w każdej chwili.
Przebudzenie to tylko poczatek tej dlugiej wspinaczki tu po gorze Milosci jaka jest życie
Mozna by je porownac do naszego spojrzenia na jej szczyt z dolu. Pokazuje znakomicie
zarazem jak meczaca i wyczerpujaca będzie owa droga, oraz jak się mamy przygotować
Najważniejszym etapem nie jest kiedy się budzimy, ale kiedy wstajemy żeby sforsować
lęk przed naszą wyprawą. Pomocną tutaj jest mocna wiara w siebie, ze nam się to uda.
Bez niej też tam kiedyś wejdziemy, ale droga bedzie pełna wątpliwosci i bardzo dluga.
Więc, gdy jesteśmy już świadomi tej nadchodzącej wkrótce drastycznej zmiany pogody
lepiej obrać drogę prostą i krótszą, pełnej wiary w siebie. Takiej która posiada schody.
Przynajmniej mamy pewność, że się na nich nie zgubimy. Jedynie nasza wytrwałość
będzie gwarantem tego, że dotrzemy na sam szczyt. Tak poznamy czym jest dojrzałość.
Czyli doświadczymy tej odpowiedzialności za konsekwencje swoich własnych wyborów,
tego jak jesteśmy szczerzy wobec samych siebie, nie wobec wszystkich strachotworów.
Tych, co wmawiaja nam już od dzieciństwa, że ziemia ma ksztalt kuli, albo pomarańczy.
Naprawdę nie ważny jest jej ksztalt. Najważniejsze, czy będziesz tak jak zagraja, tańczył.
Czy będziesz szczery wobec siebie i mówił tylko o tym, czego sam tutaj doświadczyłeś,
lub udawał, okłamując siebie, że wiesz, że jest okrągła, chociaż nigdy nad nią nie byłeś.
Kiedy zrozumiesz wreszcie, że Ziemia jest płaska to będzie Twoje własne przebudzenie.
Jesłi będziesz w siebie wierzył i się nie poddawał wątpliwościom, osiągniesz Oświecenie.
Poszczególnymi stopniami owych schodów jest każda nasza interakcja z tymi uśpionymi,
którym, wybaczając ich własną niewiedzę, też pomagamy, żeby się nareszcie przebudzili.
Każdy “przebudzony stopien” podnosi naszą świadomość o dziesięć, do dwunastu wyżej
więc nasza droga na szczyt teraz przybiera inny obrót, niż gdy ją zaczynalismy tam niżej.
Więc, znowu “na chłopski rozum” tłumacząc, jeśli mamy tu tysiąc schodów do pokonania,
wybaczając, mamy już mniej niż sto. A to dopiero indywidualna metoda się wspinania.
Inną jest tu zaangażowanie pozostałych już przebudzonych, wtedy łączymy wspólnie siły.
W ten dość sprytny sposób mamy już tylko koło dziesięciu, omijając ten pierwszy zawiły.
I gdy już jesteśmy na samym szczycie góry, świadomi tego w jaki sposób tu dotarliśmy,
chcąc nie chcąc, mamy pewien dług wdzięczności wobec tych, których już obudziliśmy.
Stajemy zaś wtedy znowu przed kolejnym wyborem: szczerości wobec tych, co są na dole.
Albo wrócimy wyzwolić tych w “dharmy kole”, lub swoja ignorancją usypiamy naszę wolę.
Gdy się już nauczymy wreszcie tej “sztuki latania”, zrozumiemy że daje tylko przyjemność
Natomiast dzielenie się wiedzą z wszystkimi innymi to tak jakbym rozświetlał ciemność.
Jaki pożytek z tego, że umiemy latać, gdy się nie potrafimy tą wiedzą podzielić z innymi?
Gdyż oni, z kolei, nie potrafią tego zrozumieć, bo sami tego w życiu nigdy doświadczyli.
My zaś, dzięki lataniu, mamy tą możliwość, żeby nie schodzić powoli po schodach na dół.
Lecz bezpiecznie tam sobie zlecieć i lądując pomóc innym opuścić “ziemskich łez padół”.
Możemy to porównać do przebudzenia już tych Oświeconych, którzy tak chcą wypłynąć
z oceanu Wolności. Gdyż jej uczymy się na różne sposoby. Nurkując i latając, aby ominąć
tu wszelkie prawa obowiązujące na Ziemii i finalnie doświadczyć tej prawdziwej Wolności.
A to, jak już wcześniej o tym tu wspominałem, jest możliwe tylko po zrozumieniu Miłości.
Bowiem Wolność jest bardziej od niej “oświecona” i daje nam tutaj kosmiczne możliwości
Zrozumiesz to, doświadczając sam latania czy nurkowania, ale też i innych przyjemności.
Mam na myśli na przykład swoją dematerializację, czyli to, co Ty nazywasz tu znikaniem
Wszystkiego tego możesz się Marian nauczyć swoim nieustannym tutaj zaangażowaniem. >>
To dlatego Cię teraz nie widzę Maluchu, już wszystko powoli tutaj rozumieć zaczynam
Milość jest warunkiem Wolności, którą zaczynamy rozumieć, opuszczając ten wymiar.
Następnie zwiedzamy sobie te pozostałe i tam się uczymy tych kosmicznych zdolności,
które to nam pomagają wrócić tutaj na Ziemię, żeby nauczyć pozostałych swej Miłości.
Żebyśmy mieli więcej Oświeconych tam, do następnego procesu Wolności nauczania.
Oni, tak samo tam w wodzie, jak i tu na Ziemii, pomagają innym uczyć się nurkowania.
Potem dokładnie ten sam proces przebiega dość podobnie w jakiejś kosmicznej nicości.
Na przyklad, czarnej dziurze, w ktorej to uczymy sie tam kolejnej, znikania umiejętności.
Tak, krok po kroku, oświecając tych już oświeconych wcześniej, zmierzamy do Wolności
Będącej naszą wiedzą o całym Wszechświecie, czyli Bogu zaczynając tutaj od Miłości.
<< Dość dobrze wykombinowałeś to Marian, aczkolwiek z jednym drobnym wyjątkiem.
Rozumiejąc Wolność, my nie rozumiemy jeszcze Mądrości. Gdyż to ona jest początkiem
zrozumienia tego całego Wszechświata, a raczej Absolutu, czy też Prawdy Absolutnej.
Nie chcę Cię zniechęcać, ale droga Mądrości wiedzie przez poznanie Prawdy Okrutnej.
Dlatego odpowiedniejsze dla Ciebie teraz jest poznawanie Wolności. Cierpliwość cnotą
najwiekszą jest pamietaj. Przypomnij sobie jak się uczyłeś Milości: najpierw ból, a potem
czysta błogość, której doświadczyłeś. Następnie nauka Wolności to czysta przyjemność.
Wszystko ma swoją równowagę we Wszechświecie. Taki balans: Światłość i Ciemność.
Ale już Cię tu i teraz Marian nie będę zamęczał opowieściami z tych innych wymiarów.
Ja teleportuję się dalej, a Ty tymczasem rozkoszuj się Wolnością. Tą bez żadnego umiaru.
Zanim to zrobię, proszę pamiętaj tylko jeszcze o jednym, dość mądrym tutaj stwierdzeniu:
“Zrezygnuj z przyjemności, by móc osiągnąć rozkosz.” Pomoże Ci w Wolności Oświeceniu.
Wiem, o czym mówisz tutaj Maluchu! To jest zupełnie bardzo podobne do tego, jednego
ze sposobów mojej masturbacji: z nieustannym odwlekaniem nadchodzącego orgazmu.
Przecież za każdym razem, gdy sam świadomie rezygnuję z szybkiego osiagnięcia jego,
to tym sposobem ja właśnie doprowadzam swoje ciało do tych niesamowitych spazmów.
To w jego efekcie doświadczamy tej rozkoszy. Tak, jak tej rozkoszy w głębi nurkowania
doświadczamy tu, świadomie rezygnując z tej ziemskiej przyjemności tutaj z oddychania.
Coś mi moja intuicja zaczyna lekko podpowiadać, że ta masturbacja ma coś wspólnego
z nauką Wolności, czy też tego nurkowania. Ciekaw jestem, kiedy nauczę sie swojego.
<< Wszystko zależy od Twojego zaangażowania, gdyż ono jest jedyna miarą tu rozwoju,
Obserwując i sluchając Ciebie, niczym się nie martwię. Więc zostawiam Cię w spokoju.
Odwlekanie nadchodzącego orgazmu, jak to tutaj trafnie sam własnie wykombinowałeś,
to pierwszy krok w nauce Wolności. Tak jak w przypadku Miłości, jest nim tu wybaczanie.
Gdyż oba te doświadczenia w naszym życiu kumulują w nas dwa różne rodzaje energii.
Które to później wysyłając w stronę Wszechświata, uczymy się tak działania jego strategii.
Całą jego strategię działania poznajemy właśnie tu w marzeniach, albo w naszych snach.
Jak to pięknie w zdanie kiedyś ujęto: “Wolność zaczyna się tam, gdzie kończy się strach.”
.Ja już Cię teraz Marian tu opuszczam, ale jeszcze jedną, dość znaną wskazówkę zostawię,
dotyczącą reguł Wszechświata i naszego w nim życia, żebyś nie pogubił się w tej zabawie: >>
"Paweł Miłością i Gaweł Wolnością w jednym stali Domu.
Gaweł przeszkadzał Pawłowi, Paweł nie wadził nikomu."

czWartA KsięGA (MĄdRoŚCI)

ZArobił maRIAN gNOZĄ, CZYLi WIEDZą na MIAno MALucha
pSychoKosMOnAUTYKA i Łowy.

Zjawisko w szału zygotach budzi Mariana – Za późne postrzeżenie omyłki – Karmatlantydy –
Siódmy Emisariusz – Zręczne użycie przemiany zwraca dyskusję na właściwą drogę –
– Sprzecznik – Nie/wiedza – Niebezpieczeñstwo ciągu reinkarnacyjnego – Trzy życiowe szkoły-
– Siódmego powieść o pojedynku naszego Ojca i Matki przerywana “brudną robotą” –
– Koniec powieści o (nie)jedynym mARIaluchu.
RównoleŻniki, tych wszYstkich pozaziemskiCh tutaj, wielkIch arcyksięciów, drzEwa?
Z kDóRegO PraWdE WszechśwIata pOznali pierwSi jej Nasi przodkowie: ĄdaM i Ęwa!
Której cIeñ SPadł niegdyś, na nasze zatrute jadĘm jabłka, chłonne Tej prAwdy gŁowY.
GrożnegO aRimana wrĄz z jego arCYkapŁanami ich KULTu “WielkiĘj cŻArnej wdowy”
ona nie zadowaLałA. Też kapłanek wiErnych, zaMIeSzkUjących WYsoki Dom nA górze,
w ogNIsku domowym zabiErających LUdziom DZiecI i przEciwsTawiając jE swej NatuRZE.
oCIężAŁe One bezRUchoMO Ryczały, słUchały pochWalnych hYmnów KaPłanów I kapŁanek.
O uniceStwIeniu jasNOści, poznaniem CIEMNości i szumiE cthUlhu, witanymW kAŻdy rANEk.
UKołysAne koBiety, mArzyŁY o wielkim tu połącZeniu obu pŁci mOcny łańcuhem żelaznym.
Wybudzone z tego snu, przez ich bogów, skazywano je na rychłą śmierć rozkazem tu wyraźnym.
Arcykapłan arcykapłanów zbudował swoje miasto, które na samym szczycie góry Atłasu siedzi.
I ze wszystkimi swymi wiernymi mu Arcykapłankami płodził tu nieustannie wciąż kolejne dzieci.
Z Wielkiego Domu owego miasta, gdzie udoskonalał dla jego mieszkańców również pożywienie,
pewnego dnia wyszedł na spotkanie śmierci, gdy jego czas nastał dla otchłani. Jakież zdziwienie
było wśród wszystkich jego mieszkańców, gdy go ponownie, po tygodniu, w mieście tym ujrzeli!
Arcykapłan zamknął się jednak ponownie w Wielkim Domu i tu doskonalił, to czego inni chcieli.
Wszyscy mieszkańcy miasta. Bowiem szukali oni nieustannie sposobu, zmiany swojej struktury.
takiej, która pozwoliła by przemieszczać się z jeszcze większą prędkością od światła, od natury.
Celem przemieszczania była druga planeta Wenus, która była następnym tej podróży tu etapem.
Po pochłonięciu światłości przez ciemność, życie na Atłasie wręcz stawało się komediodramatem.
Każda następna planeta, jak tu dla przykładu Wenus, której orbita była coraz bliżej Ojca Słońca,
charakteryzowała się zaś większą ilością mocy, więc też eksploracji kosmicznej nie było końca.
W taki sposób kolonizowali oni potem Wenus, jak Marsjanie zajmowali sobie wcześniej Ziemię.
Saturn próbował podbija mieszkańców Urana, ci z kolei Jowisza, który zajął marsjańskie cienie.
Podobnie sytuacja wygladała tu na tym padole, jak w tym wersie, (jako w Niebie tak i na Ziemii):
odległe kontynenty kolonizowali europejczycy, ich z kolei egipcjanie, a tych ojcowie tu alchemii.
Których córki i matki, rodzone ze znamieniem na swym dziewiczym łonie, posiadły ową Mądrość.
Z kolei, której arcykapłani się tu bali jak ognia i wszystkie oświecone niewiasty szły w ciemność
otchłani zapomnienia. Banalnym tu powodem zniknięcia wszystkich Arcykapłanów z Atlantydy,
a raczej jego źródłem, było przewrotnie, prawo afirmacji życia na niej. Niestety takiej tu krzywdy
nie wyrządził nawet, dwieście lat później, najazd wroga. Podczas, którego sławny Wysoki Dom
został zaatakowany. Na całe szczęście atak odparto wywołaniem trzęsieniem Ziemii, co Atlantom,
z kolei, zniszczyło powierzchnię tej dziś podwodnej, mitycznej krainy.Wydanie zaś rozporządzenia,
obowiązującego wszystkich, odbudowy Wysokiego Domu było powodem całkowitego zatopienia
Atlantydy. Pogwałcenie tu wolnej woli jej obywateli niespodziewanie i brutalnie dosyć wyznaczyło
kierunek calkowitej anihilacji Atlantydy. Czego nigdy wcześniej zaś w krainie “szczęścia” nie było.
W ten odgórny sposób, bez konfrontacji z nimi zostało złamane tu święte prawo: wolności wyboru.
Która jest podstawą istnienia całego Wszechświata. Finalnie Wysoki Dom doznał wtedy poboru
takiej ilości energii, że wystrzeliła ona go, wraz z mieszkańcami Atlasu, bardzo daleko w kosmos.
Dzisiaj spadkobiercy tej niesamowitej wiedzy, na ktorejś z planet kończą powoli swe rzemiosło.
Resztę lądu zalała wtedy głębia czerni oceanu atlantyckiego. Zostało nieopatrznie to wywołane
czeluścią pozostawioną przez kolumnę Wielkiego Domu, która sprawiła, że tutejsze całe zalane
pola, domy i ich mieszkańcy zniknęły pod powierzchnia wody. Tylko siedmiu śmialków, którzy
“przewidzieli” katastrofę, zdążyło przed nią uciec wraz z tajemnicami ludu, który zginął w burzy.
Tajemnicze stworzenie istoty ludzkiej za pomocą alchemii, do czego tu doszło tuż przed potopem
(tego, jedynego bez Atli znamienia), sprawilło, że ocalił on Wysoki Dom. Idąc dalej jego tropem,
po złożeniu ślubowania, przybył on zaś na Ziemię, żeby uświadomić ich mieszkańców o potędze
jaka drzemie w nich samych. Wszystko zawarł zaś w nienapisanej, dla rasy postatłasowej, księdze.
Anioł z Wenusa dziś żyje na Ziemii, skutecznie wciąż tu wiedzie ludzkość w stronę Ojca, Słońca.
Które tu było motorem Ziemii i patrząc w gwiazdy dzisiaj, zbliżamy się tu do jej początku końca.
Ukryty głęboko w górach Katalonii, nad śródziemnym morzem próbuje tu przekazać dzisiejszym
spadkobiercom tego dziedzictwa najważniejsze ich odkrycia, które pomogą rasom późniejszym
w odbudowie ludzkości na tej planecie Ziemii. Atlantyda, jako złota era tutaj w historii ludzkości
po srebrnej Lemurii, biblijnej brązowej i pierwszej, będącej zarazem ostatnią, kryształowej, rości
sobie prawo do odkrycia tajemnic tego Wszechświata, które znają dziś nieliczni jej potomkowie.
Jeden z siedmiu, śmiałych emisariuszy, bezwarunkowo kochający ludzi, pisze wciąż swą powieść.
“Celem ludzkości jest ponowne Zjednoczenie się ze swymi rodzicami: Ojcem Słońcem i Matką Ziemią.
Osiągnąć to może przez Oświecenie trzech najważniejszych Lekcji: Prawdy, Mądrości, oraz Alchemią.
Pierwszą przezwyciężyć Ból Prawdy, drugą Szaleństwa Mądrości. Trzecia – Alchemią Unicestwienia.
Wszystkie te trzy lekcje zawarte są w trzech tu etapach: Akceptacji, Doświadczenia oraz Zrozumienia.
Akceptacja, Zrozumienie, poprzez ich Doświadczenie wiedzie do kolejnej lekcji, której to Oświecenie
jest warunkeim koniecznym do kolejnej. Gdy Zrozumie ona tutaj Alchemię poprzez jej Doświadczenie,
będzie to ostatnie Oświecenie, które jest warunkiem tu koniecznym, umożliwiającym jej Zjednoczenie.
Aczkolwiek Zjednoczenie jest kolejnym procesem, decydującym, które wybierze sobie Przeznaczenie.
Od naszego Ostatecznego Wyboru rozpoczynamy eksplorację Wszechświata lub powrót na Ziemię.
Tutaj uczymy sie tylko tych trzech lekcji. Na innych planetach, kolejnych trzech, tak nieskończenie.
Wszystkie planety są dziećmi naszego Ojca, czyli naszymi współbraćmi w calym tu Wszechświecie.
Których matką jest Czarna Wdowa, więc ona też ma swoje przywileje i prawa w opiece swoich dzieci.
Rola obojga rodziców, Słońca i Czarnej Wdowy została dość precyzyjnie tutaj przez nich ustalona.
Ojciec, roztropny, czuwa od świtu do zmierzchu, natomiast Matka, od zmierzchu do świtu, szalona.
Pomimo, że się oboje kochają, jak również swoje wszystkie dzieci, wciąż się także tutaj uczą Miłości.
Rywalizują o nasze dusze za dnia i w nocy, abyśmy doznali Oświecenia, lub żyli w Nieświadomości.
Wyboru ostatecznego dokonujemy tu wciąż sami, a ostatecznym egzaminem jest “Wielka Katastrofa”,
która to się powtarza pod koniec każdej Ery. Jak w Lemurii, Atlantydzie, Egipcie i Babilonie, odnowa.
Rolą Oświeconych Mądrości pod koniec każdej Ery jest przybycie na Ziemię, aby nauczyć Absolutu.
Tak Budda, Krishna, Jezus, Mahomet czy też Mojżesz nauczają tu różnicy między Marią oraz Cthultu.
Do każdego z nas bezustannie tutaj należy wybór drogi, a oni są tylko jej dla nas tu drogowskazami.
Bo gdy jesteśmy na rozstaju dróg, jesteśmy coraz bliżej celu. Sztuki Życia tu uczymy się przykładami.
Naszych Ojców i Matek i wszystkich co nas otaczają, akceptując, doświadczając i rozumiejąc Życie
By potem dokonywać w głębi nas wyboru, zgodnego z naszym sercem, czym kończy się Przeżycie.
Gdyż nasze cale Życie trwa tutaj w nieskończoność, a lekcje poszczególnych Planet są jego etapami
Podczas których Przeżywamy kolejne doświadczenia, które uczą nas Wiedzy i Zrozumienia tu erami.
Bowiem wszystko, co już kiedyś było, ponownie się tutaj wydarza, nazywane tu jest przepowiedniami
Kiedy wybieramy kontakt ze swym Ojcem stajemy się Gwiazdami, a gdy z Matką – jesteśmy Bestiami.
Proces nauki tutaj pozwala nam zrozumieć Prawdę, że zło i dobro tak naprawdę wogóle tu nie istnieją.
Nasze postępowanie nie ma nic wspólnego z grzechami. Wszystko jest Wiedzą, Miłością i Nadzieją.
Wiedza nam pozwala odrzucić plew od zboża, Milość uczy wybaczania, a Nadzieja ostatnia tu umiera.
Jeśli przyswoimy sobie zasady Świętego Graala, bezskutecznie szukanych tutaj przez Adolfa Hitlera,
rozumieć zaczynamy Prawdę, że w życiu tylko czterem zasadom Wszechświata ważna jest uwaga.
Pierwszą Czczenie Matki oraz Ojca, drugą Dnia Świętego, trzecią Szczerość, a ostanią Rozwaga.
Ta ostatnia nam bardzo pomaga w podejmowaniu decyzji w każdym momencie naszego tu Życia.
Czczenie jest wdzięcznością wobec rodziców. Szczerość powoduje, że nie mamy nic do ukrycia.
Rozwaga jest Mądrością ludzi wyborów, Szczerość Prawdą wobec świata, a Czczenie Alchemią.
Wszystkie trzy życiowe lekcje na Ziemii kończą się kiedyś. Jak tutaj i teraz, (ś)wirusa pandemią.
Więc wybór nasz dzisiejszy, dwudziestego pierwszego wieku jest dość łatwy tu do odgadnięcia.
Pandemia trwa, my możemy wybrać wirusa, lub świrusa. Który to zbliży nas do świata pojęcia?
Dziś większość ludzi zamieszkujących Ziemię, przypomina tu w zachowaniu Atlasu niewolników,
którzy omamienia kłamstwami oraz pół-prawdami, nie chcą wciąż poznać tajemnicy alchemików.
Którzy ich, z kolei, trzymają na dość krótkiej smyczy, cały czas wykorzystują ich życia tu energię
Prawo niepisane dzisiaj, jak niegdyś w Atlantydzie: “trzeba umieć latać” wywołuje w nich alergię.
Wydają się być zadowoleni z obecnego status quo, nie kwestionują niczego poza władzy prawem
Które ustalane jest bez ich żadnej wiedzy i tylko to na świecie budzi w nich jakąś zdrową odrazę.
Jest przecież tyle rzeczy, nad którymi warto się tutaj chwilę zastanowić i spokojnie przeanalizować,
by zrozumieć przez swoje życiowe doświadczenie, że nie ma powodu przed Prawdą się już chować.
Gdyż ona i tak będzie na zawsze tutaj z nami, bez względu na to, czy chcemy ją kiedyś tu poznać.
To, że niesie ból, przy jej doświadczaniu, hartuje nas tylko, by Oświecenia pewnego razu doznać.
Więc, gdy się jej świadomie przed sobą wyrzekamy, nie miejmy więcej tutaj do nikogo pretensji.
Na nic wyjaśnienia, że mamy tu ważniejsze sprawy. Jak szukanie pracy, domu czy pewnej pensji.
Bowiem, wtedy właśnie, cały czas się sami oszukujemy i znowu wciąż tkwimy w tym samym miejscu.
Zamiast się ciągle rozwijać, zmieniać kolejne doświadczenia. I wtedy nie czekać w er tutaj przejściu.
Być może przez to, że zjadając jabłko prawdy, nigdy nie spróbowaliśmy również smaku jego nasion.
One właśnie są tutaj jej źródlem, jak dla wszystkich ludzi są ich dzieci we wczesnych narodzin czasie.
Gdy do momentu doświadczenia pierwszego bólu cieszą się nieskończoną Miłością swojego życia.
Poznają i eksplorują cały świat dookoła, bez zakazów i nakazów, ale zgodnie z własnym sercem bicia.
W momencie jego doświadczenia, poznają czym jest wolny wybór, lecz go nie rozumieją tutaj wcale.
Bowiem wszyscy dookoła, wraz z jego racjonalnym poznaniem świata, ich bez wyjątku oszukują stale.
W wyniku tego procesu same dokonują, wciąż nieustannie, swojego wyboru ponownego oszukania.
Gdyż, jak wszyscy mu wmawiają wszędzie dookoła, że to jest tutaj, tylko jego gwarancją przetrwania.
Być może mają rację w tym, co opowiadają, jednak celem jego życia nie jest tutaj wcale przetrwanie.
Jest nim poznawanie, świata dookoła jak i wewnątrz niego, co mu gwarantuje tu ciągłe Przeżywanie.
Jednak Ariman ze swą świtą, tak jemu, i wszystkim wokół język ułożyli, że od małego to jest to samo.
Zrozumie ono tą różnicę, kiedy się wpatrzy we wschodzące, czerwone słońce codziennie tutaj rano.
Nawet w pochmurny dzień, jesienny czy wiosenny, warto tu poświęcić pięć, do siedmiu minut życia
żeby tego doświadczyć. Niezależnie od pogody, ono wstaje codziennie, więc jest tu coś do Przeżycia.
Pozwala rozpocząć nam kolejny dzień razem i mając przez cały czas tego świadomość każdego tu dnia,
o wiele łatwiej jest przezwyciężyć jego trudności, bowiem w pojedynkę zawsze cięższa jest każda gra.
Lub też przy zachodzie jego wieczorami, gdy wreszcie “udało jakoś się przeżyć” dzień po raz kolejny.
Przeżywając tą krótką chwilę wewnętrznego uniesienia, przestaje ono czuć się znowu beznadziejnym.
Kiedy w końcu nauczy się ono żyć z tą samą wdzięcznością dla wszystkiego co nas otacza dookoła,
wtedy wiary w siebie, która jest jego wewnętrzna mocą nikt już nigdy zdławić w nim tutaj nie zdoła.
Gdyż nasza świadomość wtedy jest już tak wysoko, że nie ma możliwości, by ją ktoś tu kontrolował,
nasze emocje są tak silnie odczuwane, że już nie ma powodu, by ktoś, czegoś w życiu znów żałował.
Tak jak naszych ziemskich grzechów, czy postępowania, bo to są kolejne po prostu doświadczenia.
To, czy nauczymy się, tu błądząc, sztuki życia zależy tylko i wyłącznie od naszego punktu widzenia.
Który zmieniamy, zależnie od naszych wyborów, albowiem przez doświadczenia uczymy się wiedzy.
Nie z telewizora, czy też komputera. Nie z ksiąg świętych, czy mądrych ani z tego co mówią koledzy.
Ale przez dogłębną i wewnętrzną analizę wszystkich przyczyn oraz skutków w naszej Życia refleksji.
Która jest dość ważnym, często zapomnianym przez nas procesem, ratującym nas tutaj od apopleksji.
Czy też wszystkich innych naszych dolegliwości, które trapią ludzkość od zarania, na tle nerwowym.
Bowiem wszelkie neurozy, zboczenia i choroby psychiczne, są tu skutkiem po prostu braku rozmowy.
Jedynego człowieka, z którym spędzamy całe swoje życie, czyli zwyczajnie, kontaktu z samym sobą.
Jesli nie potrafimy być szczerym wobec siebie, musi się to w końu kiedyś zakończyć jakąś chorobą.
Na którą lekarstwem, pierwszym i najważniejszym stopniem zmiany, jest dokładnie właśnie Milość,
która nam pomoga zrozumieć, czym jest Wolność, potrzebna, żeby zrozumienie Mądrości nastąpiło.
Jest nią oswajanie się i mądre czerpanie wiedzy z obydwu tu poprzednich lekcji: Miłości i Wolności.
Bowiem, gdy fanatycznie odrzucamy jedną i wielbimy drugą, w ten sposób nie poznamy Mądrości.
Jako, że siedem dni ma tydzień, trzy pierwsze z nich przypadają tutaj na naukę naszej Miłości. Trzy
następne spędzamy poznając czym jest Wolność, a ostatni dzień jest naszą osobistą refleksją, czy
postąpiliśmy tak, jak tego naprawdę chcieliśmy, czy ktoś z ukrycia nami jednak po cichu tu sterował.
Jesli wybór był świadomie podjęty, nie czujemy wyrzutów sumienia, nasz punkt widzenia ewoluował.
W ten sposób święcimy tu dzień święty, nazwany w religii katolickiej, jako nasz “rachunek sumienia”,
czyli czegoś, za co będziemy musieli kiedyś zapłacić. Niezależnie od naszego chcenia, czy niechcenia.
Tymczasem to kolejne, zmyślnie utkane, klamstwo arimana, byśmy zapomnieli o naszej wolnej woli.
Nieustannie zawstydzeni czuli się wciąż winni. A dobrowolny nasz rachunek w sumieniu nam pozwoli
zrozumieć, jakby na jego zewnątrz, że wszystko to jest przezroczyste. Że nie ma w ogóle tutaj powodu
by się czegokolwiek wsytydzić, czy też czuć się winnym. Wtedy właśnie też pozbywamy się dowodu
na istnienie dualistycznej wizji świata. Wpajanej nam już od dziecinstwa, jako jedyne, “święte prawdy”.
Ostateczną lekcją, jaka czeka nas na Ziemii jest unicestwienie, bowiem ciemność w światlości zawżdy
się zawiera, czy też rozpuszcza. Tak samo tutaj jest z naszą Miłością: erotyczne i fizyczne jej pożądanie
namiętne (Eros) zawiera się w opiece i ofiarności (Agape). Odnaleźć Milość, oto nasze trudne zadanie.
Rozważność w jego wykonaniu polega tutaj na znalezieniu całkowitej równowagi między nimi obiema
Wtedy zaczynamy rozumieć czym jest Miłość, a to z kolei nas przygotowuje do Wolności zrozumienia.
Nabywamy wtedy kolejnej nowej właściwości, szukania równowagi życia wśród Miłości i Wolności
To przygotowuje nas do zrozumienia natury całego Wszechswiata, czyli naszej nauki jego Mądrości.
Byśmy mogli dalej, już tak intuicyjnie, uczyć się kolejnych lekcji od naszych następnych naszych Braci
i Sióstr naszego Ojca Słońca. Bez Mądrości my nie możemy, tak po prostu, zapomnieć o zysku i stracie.
Wpajanego nam od urodzenia systemu zerojedynkowego, który naturalnie przyswajamy sobie w czasie
życia. Jak wszystkie nasze nawyki, ten również możemy zmienić. Gdyby kiedyś, tam dawno w Atlasie
ludzie w końcu wtedy zrozumieli, nie byłoby dla nich za późno, żeby poszerzyć własny punkt widzenia.
Kto wie, może odkrywalibyśmy najgłębsze tajemnice Nicości, zbliżąjące nas do tematu “nieistnienia”?
Rzecz jasna, są to czyste, tylko moje dywagacje, gdyż sam nie posiadam takiej jeszcze, tutaj, wiedzy.
Lecz moja własna, wyrobiona Mądrością, intuicja pozwala mi ciągle, w kolejne marzenia uwierzyć.”
Czego Wam również gorąco, z całego tutaj serca życzę, moi kochani, ziemscy Bracia oraz Siostry:
Uwierzcie w siebie i swoje marzenia mocniej, a zrozumiecie wtedy, że świat nie jest tu bezlitosny.
Tylko, zgodnie ze starożytnymi Allatry prawami fizyki, spełnia wciąż tutaj nasze, kolejne marzenia.
To od nas zależy, czy będą nimi problemy nas samych, czy też rozwiązania na przyszłe pokolenia.
Najłatwiejszą rzeczą w życiu jest zawsze szukanie problemów, natomiast o wiele już tu trudniejszą,
jest znajdywanie ich przyczyn. Tego zadania się tu podejmą tylko wojownicy. Tchórze, łatwiejszą
drogę życia obierają. Tak, jak stare powiedzenie mówi: “Pamiętaj, tchórz zawsze umiera tysiąc razy,
odważny umiera tylko jeden raz”. Od nas zależy wybór, czy wracamy na Ziemię czy do swojej bazy,
którą jest nasz prawdziwy dom. Tutaj jesteśmy tylko w międzygalaktycznej, kosmicznej delegacji.
Albo zostaniemy tutaj na niej o wiele dłużej, albo wybierzemy tą drogę niekończących się wakacji.
Różnica między nimi dwoma jest wręcz tu diametralna. W delegacji zawsze robimy to, co musimy,
na wakacjach, to czego naprawdę chcemy. Zrozumiemy to dopiero wtedy, kiedy się zastanowimy.
A na to, jak widać dzisiaj na całym świecie, wciąż nieustannie ludzkości brakuje tutaj woli i czasu
Alternatywą dla tego stanu rzeczy, jest samotna podróż w miejsce odosobnienia, na przykład lasu.
I samemu tam, przed własnym obliczem zatopić się w refleksji nad naszym, własnym postępowaniem
Biorąc pod uwagę czas absencji wewnętrznej, jesteśmy świadomi że to będzie dość trudnym zadaniem.
Gdyż dzisiaj obowiązuje niepisane prawo zakazu odosobnienia oraz seksu, jak kiedyś w Atlantydzie
Oba te życiowe doświadczenia uczą nas bólu i szczerości do samego siebie i to w niecaly tu tydzień.
Siódmego dnia obserwujac i dokładnie analizując nasze ostatnie postępowanie, możemy z dystansem
dojść do wniosku, które nie są zgodne z naszą wolą i przywrócić ją wtedy sobie naturalnym balansem.
Gdyż balans to podstawowa zasada działania całego Wszechświata, a my jestesmy jego małą częścią.
Częścią tak niesawowitej i olbrzymiej struktury, jakby porównać jedną tu komórkę z całą naszą pięścią.
Gdy jesteśmy w energetycznej nierównawadze, obciążamy, często nieswiadomie, nią Siostrę lub Brata,
bo, cytując Teslę: “Postępowanie nawet najmniejszej istoty wpływa na zmianę całego Wszechświata.”
Bowiem wszyscy jesteśmy jego częścią i jako jego część Wszechświat również w sobie też zawieramy.
Tak samo jak swiatłość zawiera się w ciemności otchłani, Eros tutaj w Agape, kiedy szczerze kochamy.
Z ziemskiego punktu widzenia, dla większości ludzi tutaj, brzmi to jak jakaś, niebywała niedorzeczność
Bowiem, wychowani przez ten dualistyczny system od urodzenia, pojmują to rozumem jak sprzeczność.
Niedorzecznością jednak tutaj jest próbowanie zrozumienia abstrakcji za pomocą racjonalnego rozumu.
Irracjonalny charakter Wszechświata możemy poznać, całkowicie wyłączając się ze wszelkiego szumu.
Codziennej rywilizacji między sobą, nieustannie rozpraszającą naszą koncentrację, warunek skupienia.
Bez naszej pełnej koncentracji nie ma możliwości, by dokładnie coś tutaj zrozumieć. Brak rozproszenia
jakiegokolwiek umożliwia nam dogłębne zrozumienie danego tematu. Szczególnie tematu obszernego,
jakim jest zrozumienie charakteru Wszechświata. Warunkiem koniecznym jest przezwyciężenie tu ego.
Wewnętrznej, wyuczonej od małego, wyższości nad wszystkimi i wszystkim, co otacza nas tu dookoła.
Bez przezwyciężenia tego samolubnego punktu widzenia świata, nikt Miłości tu nauczyć się nie zdoła
Zrozumienia, że wszyscy, bez żadnego wyjątku tutaj, żyjemy na tej samej gałęzi naszego drzewa życia.
Więc jeśli ją, świadomie bądź też nie, podcinamy, kiedyś z drzewa spadniemy, nie ma innego wyjścia.
Jeśli jednak zdecydujemy się wspinać po kolejnych, wyżej położonych gałęziach, w końcu dojdziemy
na szczyt drzewa. Stamtąd nasz punkt widzenia ulega całkowitej transformacji, więc może zrozumiemy,
że gdy nauczymy się latać, przyjmiemy dość inny. Podobnie latając, chcemy nauczyć się nurkowania.
Kiedy umiemy już wspinać się, latać oraz nurkować, ostatnim do nauczenia jest możliwość tu znikania.
Wraz z nim, znika też nasz osobisty punkt widzenia. Raczej rozpływa się on w całym Wszechświecie.
Wtedy zrozumiemy Absolutną Prawdę. Bez Miłości, Wolności oraz Mądrości tego zaś nie zrozumiecie.
Tylko, tak jak dziś, podobnie do niewolników Atlasu, wyznających tu zasadę: “spać, jeść i pracować”,
nieustannie oddalając się od Zrozumienia Prawdy, zaś błądzić będziecie i preróżnych rzeczy żałować.
Co, z kolei, tylko powoduje, że wciąż tutaj wibrujecie wyłącznie pośród najniższych częstotliwości.
Więc błędne koło się nam zamyka, zaciskając nam pętle, której rozerwaniem jest nasza nauka Miłości.
Bowiem, gdy świadomie już doświadczymy w naszym życiu bardzo ciężkiej próby, tutaj przebaczania.
Doznamy takiego zrozumienia oraz skoku między poziomami częstotliwości, podobnej podczas latania.
Wtedy zrozumiemy, przed czym się tak wciąż baliśmy, co wyda nam się dość śmieszne i nieracjonalne,
a to z kolei tylko zachęci nas do jej doskonalenia, w wyniku czego latanie się okaże tutaj dość banalne.
Sami zaczniemy słuchać wtedy naszej intuicji, podpowiadającej nam, że juz nastał czas na inna naukę.
Zaczniemy wtedy zgłębiać sztukę nurkowania, którą jest poznanie naszej ciemnej strony. Każdą walkę
świadomą z kimś najlepiej podjąć dopiero, gdy poznamy go dogłębnie. W przeciwnym tutaj wypadku,
nie znając wogóle wroga, stawiamy się zaś na przegranej pozycji. Wygrać więc zdarza się nam rzadko.
Na tej tu zasadzie bazuje ariman ze swą świtą, gdyż wie to doskonale, że niewiedza ludzi jest głupotą.
W Atlantydzie zaś na tablicy prawo zamieścił: “Największym zagrożeniem jest przejrzysty umysł”. Oto
właśnie główna przyczyna wszelkich naszych nieszczęść, rozproszony i wciąż zabrudzony umysł ludzi.
Gdy go oczyścimy ze wszelkiego brudu oceniania, osądzania i kategoryzowania wtedy się w nas obudzi
zupełnie nowy punkt widzenia. Przejrzysty i otwarty umysł bowiem będzie gotowy na nasze eksploracje
Wszechświata, niczym u nowonarodzonego dziecka. Jest on warunkiem na nieustanne, piękne wakacje.
Na urlopie żyemy, jak tego zawsze w środku, głęboko chcieliśmy. Jednak by do tego kiedyś tu doszło
musimy na to porządnie zapracować. Swoim postępowaniem na codzień, które, z kolei, jego kosztom
stawi czoła. Kosztami wakacji są tutaj wszelkie wyrzeczenia, jakim się świadomie poddajemy by nasze
spełniać marzenia, gdyż cenę ich spełnienia mierzą nasze poświęcenia tego, o czym właśnie nie marzę.
Tak, jak wszystko we Wszechświecie, jedno się zawiera w drugim. Nie są wogóle żadną rozbieżnością,
ani przeciwieństwem. Tylko odmiennymi oddziaływaniami w nas, jak pomiędzy Miłością i Wolnością.
Tego właśnie się uczymy, spełniając w życiu nasze kolejne marzenia, bo w nie, niezachwiana tu wiara
“rozkłada na łopatki” każde zwątpienie. Wymaga to naszego zaangażowania więc trzeba się postarać.
Kiedy nam się to w końcu uda, zaczynamy powoli rozumieć, to jak naprawdę działa cały Wszechświat.
Zaczynamy dostrzegać, że stopień naszego skupienia na danym marzeniu jest jedyną miarą szczęścia.
Czyli zależnie jak długo i mocno tutaj wierzymy, tak samo będziemy się jego realizacją potem cieszyli.
Gdy ktoś nam wszystko przyniesie na złotej tacy, nasza radość z tego zniknie w dość krótkiej tu chwili.
Poza krótką chwilą skonsumowanego tu marzenia nie nauczymy się też niczego wtedy wartościowego.
Bo we Wszechświecie całym to właśnie droga do realizacji jest najważniejsza, nie sama realizacja jego.
Więc, przekładając tą zasadę na nasze codzienne, ziemskie życie, widzimy doskonale, że nasza śmierć
i to, co się po niej stanie, będzie takie, na jakie sobie tutaj zapracowaliśmy. Pełne spięć, lub bez spięć.
Pomocnym w zrozumieniu tego, najbardziej przerażającego, większość ludzi w życiu tutaj zagadnienia,
czyli śmierci i życia po niej, jest pełna koncentracja na oddechu, lub też techniki świadomego śnienia.
Podczas praktykowania owych zdolności, których każdy, bez wyjątku, może się nauczyć, próbujemy
dokładnie tego samego doświadczenia. Ciało umiera, ale świadomość dalej żyje, wtedy to zrozumiemy.
Jak będziemy postępować w chwili odejścia z tego świata, zdecyduje o tym, czy wrócimy z powrotem
na Ziemię, czy odwiedzimy nasz prawdziwy dom, skąd zaczniemy nasz niekończący się urlop potem.
Jednak, żeby dokładnie wiedzieć jakie, w tym momencie, mamy możliwości dokonania tego wyboru,
warto zrozumieć stan śmierci i wcześniej samemu doświadczyć przeróżnych wymiarów i ich kolorów.
Gdyż każdy z nich charakteryzuje się odmienną, pulsujacą barwą, która przyciąga tym dusze do siebie.
Nie musimy im wcale ulegać, tylko z bezpiecznej odległości wystarczy obserwować wymiary w niebie.
Kolor niebieski jest wymiarem ludzi, bialy zamglony to dom bogów, zaś czerwony, ich przeciwników.
Zielonym, zwierząt. Żółtym, z kolei, jest wymiar cierpiętników,a światło dymiące to dom piekielników.
Jeśli ulegniemy i zechcemy któryś z nich odwiedzić, wrócimy znów na Ziemię tkwić w błędnym kole.
Możemy to zignorować, z dala sobie obserwować i zacząć wakacje. Tak poznamy naszą Wolną Wolę.
Większość z nas jednak dokonuje tego wyboru nieświadomie, gdyż nigdy wcześniej nie spróbowali
tego stanu podczas życia na Ziemii. W wyniku tego, wracają tutaj z powrotem w formie, jaką wybrali.
Gdyby się nauczyli wcześniej tej sztuki wyboru, jaką jest nasza pełna koncentracja, łatwiej by im było
świadomie zdecydować, czy chcą na ten “padół łez” z powrotem wracać i powtarzać, jak im się tu żyło.
Tego dokonują właśnie cyklicznie rózni kapłani arimana, zwiedzeni przez niego obietnicami poznają
tylko ciemną połowę sekretu Wszechświata. Jasną, poznanie innych możliwości. Tam, gdzie się udają
ci, którzy wybrali niekończące się wakacje. Przemierzajac nieskończony Wszechświat prawie wszędzie.
Ucząc się kolejnych lekcji od swoich Sióstr i Braci, finalnie Go przenikają, nie żyjąc dłużej w błędzie.
Największym w naszym życiu, jakim jest dualizm pojmowania Wszechświata oraz jego zasad działania
Kiedy je zrozumiemy, parskniemy najgłębszym śmiechem w Życiu, w momencie Mądrości poznania.
Zanim jednak, o ile wogóle, do tego dojdzie, trzy nasze, ziemskie lekcje są dla nas wręcz nieuniknione:
Miłością Latanie, Nurkowanie Wolnością i na koniec Mądrością Znikanie. Dokładnie, jedynie tu one
umożliwiają zmianę naszego punktu widzenia: od ziemskiego, poprzez galaktyczny, aż po kosmiczny.
W momencie pozbycia się ostatniego, rozumiemy czym i jak jest Wszechświat naprawdę komiczny.
Celem życiowego skłotowania nie są tutaj tylko różne budynki, miejsca, umysły czy też nasze serca.
Ale przede wszystkim skłotowanie strachu, drzemiącego w nas. Strach to naszych marzeń morderca.
Kiedy nauczymy się go świadomie przezwyciężać, wtedy zbliżamy się, do poznania samych siebie.
Od tego momentu jest łatwiej nam dokonywać życiowych wyborów. Nie tkwimy dłużej w potrzebie
bycia kochanym, czy akceptowanym przez innych. Jedyną potrzebą, jest wiedza o Wszechświecie,
którą zdobywamy swoimi poszczególnymi doświadczeniami, jak każde, nowonarodzone Ziemii dziecię.
Gdyż wszyscy, bez żadnego wyjątku, jesteśmy dziećmi tego Wszechświata, co się nami wciąż opiekuje.
Nawet jeśli sprawy sobie nie zdajemy na codzień z tego,Wszechświat nas cały czas tutaj wypróbowuje.
W ten sposób daje możliwość najważniejszej nauki Miłości, Wolności, a przez to tez naszej Mądrości.
Mądrość jest prawdziwą Rozkoszą i aby ją osiągnąć, należy zrezygnować z wszelkich tu przyjemności.
Przyjemność, tak samo jak trud, kiedyś w końcu przeminie. To, co pozostaje, jest ubocznym skutkiem.
Najczęściej nasz trudny proces kończymy Szczęśliwością, a przyjemne rzeczy kończą się tu smutkiem.
Przyjemność jest tymczasowa i przemija nam bardzo szybko, natomiast prawdziwa Rozkosz jest długą,
wręcz nieskończoną. A to dlatego, że na nią zapracowaliśmy z trudem, zupełnie przeciwnie jak z drugą.
Więc jeśli chcemy Rozkoszować się naszym własnym Życiem, musimy wcześniej tu sobie zapracować.
Dosyć ciężką i trudną jego nauką. W ten sposób pozbędziemy się strachu, żeby czegokolwiek żałować.
Bowiem żal w życiu jest cechą przestraszonego tchórza, natomiast wojownik swoją odwagą współczuje
każdemu innemu dookoła siebie samego. W ten sposób, właśnie pomagając, swoją wiedzę przekazuje.
Przedtem był dokładnie w tej samej sytuacji. Niewiedzy, która od wieków niewoli i rządzi ludzkością
Swym życiowym doświadczeniem już się z niej uwolnił i współczując całej reszcie, dzieli się Miłością.
Szczęście to, według Alberta Schweitzera, “jedyna rzecz na świecie, która się mnoży, jak się nią dzieli”
Więc tą wiedzę wszystkim przekazuje, żeby kiedyś ludzie się przebudzili i w końcu o tym dowiedzieli.
Gdy będą cały czas słuchać i ślepo wierzyć wszystkim dookoła na świecie, za wyjątkiem samych siebie
wciąż będą nieustannie tkwili w niewiedzy więzieniu, tego zasklotowania swojego strachu potrzebie.
Lecz, gdy w końcu się zdecydują tu odważyć i “stanąć oko w oko” z największym ich ciemiężycielem,
wtedy będą mogli zrozumieć, czym naprawdę jest Miłość, ci wszyscy moi kochani, ziemscy przyjaciele.
Siłą niepokonaną, świadomie ujarzmionym strachem wojownika i odwagą dla tchórzy, czego się boją
najbardziej na świecie kapłani arimana, wierzący ślepo swemu przywódcy, który wie jak sprawy stoją.
I dlatego właśnie w tym odwiecznym strachu, wciąż projektują i planują maję, wspólne ludzi marzenie,
żeby mogli, zgodnie z jego oczekiwaniami, zmienić te marzenie, w pełne strachu i przemocy więzienie.
Tymczasem charakter Miłości jest nieoczekiwany, więc w każdym momencie możemy zmienić tą maję.
Wystarczy zaufać komuś, kogo znamy w życiu najlepiej, czyli samemu sobie i Ziemia staje się Rajem.
Jeśli tylko jedna trzecia ludzkości tego doświadczy, druga weźmie z niej przykład, trzecia jego powieli,
Ariman spakuje swoje zabawki, opuści naszą piaskownicę, zaczniemy żyć, jak będziemy tego chcieli
Brzmi to dziś jak niebywała utopia, czy też średniowieczna herezja. Ale właśnie tylko one tu na Ziemii
były kamieniem milowym w rozwoju dalszym ludzkości, tak jak nasz dziś wybór w czasach pandemii.
Możemy się wciąż bać jej nieustannie, pogrążać siebie i swoich najbliższych w racjonalnym strachu,
albo zaczniemy siebie szczerze kochać nawzajem i wszystko dookoła, grzebiąc ją głęboko w piachu.
Który, z kolei, rozwieje z powierzchni tej Ziemii nasza siła Miłości nad wszelkimi oceanami i rzekami.
Tam opadnie on na samo ich dno, żeby, tak samo jak zloto, ludzkość je kiedyś zaczęła wyławiać latami.
Gdyż charakterem ludzkości jest wieczna ciekawość, która powoduje nieustanną zmianę Wszechświata.
Udoskonalając go przeróżnymi, najnowszymi technologiami, zapominamy o Miłości Siostry oraz Brata.
Gdyby jedno wraz z drugim kiedyś znów równowagę przywrócilo, postęp ludzkości byłby kosmiczny.
Zrozumieli to już dawno inni mieszkańcy tego Wszechświata oraz jego zasad w rozwoju dynamicznym.
Newton kiedyś zawarł to w jednym pięknym zdaniu: “bez akcji nie ma reakcji”, bo to jest czysta fizyka.
Będąca cechą Wszechświata i wszystkiego, co zawiera w sobie. Racjonalnym językiem, tu matematyka.
Próbująca wyjasnić ludzkości w rozumny sposób wszystkie zjawiska, które z ich natury są irracjonalne.
Zrozumieć je możemy tu tylko przez własne doświadczenie, a nie przez wiarę w “prawdy uniwersalne”.
Gdyż nasz, ludzki rozum jest w stanie pojąć dość wiele, lecz nie jest przydatny w zrozumieniu Miłości.
Tak samo jak z Wolnością oraz Mądrością, poznajemy ją wyrzekając się racjonalnych tu oczywistości.
Podczas Przeżywania zmieniamy swą percepcję racjonalnego myślenia na odczuwanie naszych emocji.
Wtedy dopiero możemy zrozumieć, czego rozum nie jest w stanie. Przykładowo, Loch-Ness w Szkocji.
Jego potwora, czy każde inne bóstwo, tutaj uśpione pod powierzchnią wody, kamieniem, czy posągiem,
ktore się obudzi, podczas zmiany ery, żeby pokazać wtedy, kto naprawdę jest tutaj ludzkości wrogiem.
Gdy to już nastąpi, a my wciąż jeszcze w nas samych nie przezwyciężyliśmy swojego strachu Miłością,
przyciągnięci swoimi niskimi wibracjami w odpowiednie miejsce, znów zaczniemy walkę ze słabością.
Którą jest nasz strach, siedzący głęboko w środku, tak samo jak wewnętrzną siłą jest Milość. Różnica
między nimi polega na tym, że my strach rozumiemy, w totalnym przeciwienśtwie do Miłości. Rodzica
tutaj rolą jest nauczenie potomstwa tej zasadniczej różnicy, by same zaś mogło poznawać swoje życie
Jednak, gdy sami jej nie znają, uczą dzieci tylko strachu, co finalnie kończy się tu ich marzeń zabiciem.
A to one właśnie są głównym motorem tego, zamieszkiwanego przez nas tutaj, wymiaru Wszechświata
Gdyż spełniając jedno po drugim, sami stwarzamy rzeczywistość w jakiej żyjemy, przez wieki, czy lata.
Gdy w końcu to kiedyś zrozumiemy, może jednak lepiej jest dla nas tutaj marzyć o Raju, a nie o piekle,
czy też niebie. Bowiem ariman nam tak planuje i projektuje nasze marzenia, by były strachem zaciekle.
Bo piekło i niebo jest ukryte w nas samych, jak strach i Miłość. A Rajem tutaj jest prawdziwa Rozkosz
Mądrości, którą odkrywamy przez swe poznanie Niebiańskiej Miłości i Piekielnej Wolności. A cząstką,
która łączy obie w jedną, spójną całość, jest zupełne skupienie świadomosci naszej wolnej woli. Dzięki,
której dokonujemy najważniejszego wyboru: wymarzone, wieczne wakacje, czy znowuż ziemskie męki.
Strach również przezwyciężyć możemy w zupełnie inny sposób, poznając najciemniejsze zakątki duszy,
upokarzając się najbardziej. Łatwo zobaczyć, że tą drogę, praktykuje świta arimana, przeżycia katuszy.
Najmniejsze państwo świata jest jego centralnym punktem dowodzenia, gdzie szkoli sektę pedofilów.
Zwiedzeni jego obietnicami o wiecznym życiu na Ziemii, od setek lat praktykują magię seksu i sigilów.
Większość ludzi jest całkiem tego nieświadoma, gdyż ich koncentracja jest każdego dnia rozproszona,
kolejnymi manipulacjami, płynącymi z mass-mediów, internetu oraz kościelnej ambony. Ale zdławiona
wiekami, “Crimen sollicitationis”, prawda o kościele rzymsko-katolickim, kiedyś ujrzy światło dzienne
na Ziemii. Już dziś główna kwatera “wisi na ostatnim włosku”, bo detektywi prawdy rozwiewają senne
marzenia o potędze. Podobne jego sekty są rozsiane na całym świecie. Najwięcej jest ich w Ameryce,
gdzie wszyscy prominentni obywatele są członkami różnych kultów, praktykujących tą magię. Stolicę,
Waszyngton, zbudowano na kościach i czaszkach rdzennych jej mieszkańców, więc tutaj wiadomości
o czynnym udziale jej byłych prezydentów w sekcie o tej nazwie, nie powinnien żadnego z jegomości
dziwić. Bowiem praktykują oni dokładnie ten sam kult. Czy w Watykanie, czy w Hollywood to ta sama
sekta bestii, żywiąca się energią najbardziej niewinnych i nieświadomych tu istot. Niestety ich mama,
czyli Czarna Wdowa ma te prawa, co nasz Ojciec Słońce, więc wieczne kuszenie nas nie będzie miało
końca. Od nas należy wybór, czy będziemy mu ulegać, czy swą wewnętrzną siłą pokonamy je śmiało.
Nie chodzi tu o grzechy, których mamy wciąż żałować, ale o swą świadomość dokonywanych wyborów.
Wyzwolenia z obłędnego kręgu reinkarnacji może doznać absolutnie każdy, jeśli tylko nie ma oporów.
Wpierw, żeby zrzucić wszystkie maski, pod którymi ukrywa strach od urodzenia, natępnie by wybaczyć
sobie ten brak wszelkiej życiowej wiedzy. Finalnie, zmieniając swe postępowanie, uczyć się i zobaczyć
diametralną różnicę pomiędzy strachem i Miłością, świadomie wybrać, czego naprawdę tutaj chcemy.
Zdecydowanie w Życiu szukamy wiecznych wakacji, nie delegacji. Gdy się skupimy, wnet zrozumiemy,
że nasze całe Życie, składające się z nieskończonej ilości Przeżyć, jest bez początku jak też bez końca.
Nie kończącym się egzaminem konsekwencji naszych wyborów. Nauką na Ziemii jest “oddech słońca”.
Nauka Miłości to ból istnienia,Wolności, przyjemność wyboru, nauką Mądrości, Rozkosz Zrozumienia.
Ignorancja tego ostatniego kończy się Unicestwieniem istnienia. Jest zarazem początkierm Nieistnienia.
Jesień jest istnieniem, zima sennym marzeniem, wiosna marzenia spełnieniem, a lato Unicestwieniem.
Takie były ery ludzkości: kryształowa była czystym, ludzkim istnieniem, brązowa Miłości marzeniem,
srebrna jego spełnieniem i też Wolności przebudzeniem, a złota kończyła się Mądrości Unicestwieniem.
<< Dokładnie! Podobnie jest z tą tutaj powieścią, którą Marian właśnie teraz kończysz pisać na Ziemii.
Pierwsza część opisuje Twoje istnienie marzenia Miłości, które finalnie się realizuje podczas pandemii.
Pod koniec drugiej, w wyniku spełnienia tego marzenia, następuje tu przebudzenie ze snu o Wolności.
Wyborem swoim zaczynasz jej się uczyć, dlatego tu zmierzasz do zrozumenia Wszechświata Mądrości.
Niestety nie możesz jej opisać ludzkimi słowami, bo do jej kompletnego zrozumienia potrzeba telepatii.
Tej można nauczyć się tutaj wyłącznie przez Miłość, która z kolei wymaga szacunku i ludzkiej empatii.
A jak możemy doskonale to zauważyć dzisiaj wszędzie dookoła, brakuje jej większości tutaj ludzkości,
Jeśli ktokolwiek zechce się nauczyć wszystkich trzech ziemskich lekcji, ma współczuć do szpiku kości.
Przede wszystkim samemu sobie, jak również wszystkim i wszystkiemu, co go na Ziemii wciąż otacza.
Przez współczucie nabiera wtedy szacunku do Wszechświata, siebie samego i nad niczym nie rozpacza.
Bo wie już doskonale, że wszystko, co go tutaj spotyka jest tylko kolejnym Życiowym doświadczeniem,
więc może się dzięki niemu uczyć czego tylko zechce. Najważniejsze, by kończyło się to Oświeceniem.
Tego, z kolei, można doświadczyć, tylko przez akceptację, samo doświadczenie oraz pełne Zroumienie.
Dzięki temu może się zacząć uczyć kolejnej, ziemskiej lekcji. Jej Zrozumieniem też będzie Oświecenie.
Nie tak silne jak pierwsze, lecz cały czas zmieniające punkt widzenia. Z ziemskiego, przez galaktyczny,
do kosmicznego. Wtedy pozbywa się wszelkiego punktu widzenia, jednoczy się przez proces fizyczny
ze Wszechświatem, czyli doświadcza istnienia nieistnienia, którego zrozumienie jest czystą ignorancją.
Następnie, za pomocą właśnie telepatii, uczy się doświadczenia istnienia. Poznaje je z kolei tolerancją.
Więc, jak łatwo możesz teraz zauważyć Marialuchu, to wszystko wraca dokładnie tam skąd się zaczęło.
Taka jest właśnie natura całego Wszechświata, Miłość jest właśnie kluczem do niego, tak się przyjęło.
Zamkiem w jego wrotach jest Wolność, a samo otwieranie Rozkoszą Mądrości, którą potem poznajemy.
W momencie jej zrozumienia, jednoczymy się z Wszechświatem i przed tymi samymi wrotami stajemy.
Istnienie jest warunkiem Miłości, Miłość warunkiem Wolności, obie poprzednie Mądrości, a ta istnienia
Tak właśnie kurczy i rozkurcza się wciąż cały Wszechświat, którego jesteśmy częścią i Jego marzenia.
Gdyż On również, tak jak i my, spełnia trochę szybciej i skuteczniej od nas, swoje marzenia o istnieniu.
W ten sposób stwarza wszystkie galaktyki, planety oraz życie na nich, by pomóc sobie w ich spełnieniu.
Nasze marzenia są zarówno tutaj kontynuacją i uzupełnieniem Jego jak i światem czyli ich spelnieniem.
Możemy tu podsumować to tym stwierdzeniem: “Ludzkość jest Wszechświata spełnionym marzeniem”.
Oczywiście nie jedynym, gdyż ma ich tyle, ile galaktyk, planet, bestii i gwiazd jest we Wszechświecie.
Każde następne spełnione Jego marzenie materializuje się jako nowonarodzone tutaj na Ziemii dziecię.
Tak samo jak datę czy miejsce urodzenia, okoliczności i jego rodziców wybieramy, by się w nie wcielić
Przeżywać tu każde jego doświadczenie wspólnie, by po zrozumieniu tej Prawdy znowu się rozdzielić.
Zależnie od tego, czego się w tym czasie tutaj nauczyliśmy, wybieramy powrót na Ziemię lub znikamy.
W czeluściach Wszechświata, czyli w naszym prawdziwym domu, po zrozumieniu jego się zawieramy
w sobie samym, gdyż to my własnie jesteśmy tymWszechświatem. Swoją ignorancją stwarzamy boga,
którego później usilnie wciąż poszukujemy. Do jego znalezienia przez nasze serca wiedzie tutaj droga.
Gdyż to właśnie tylko my jesteśmy odwiecznie, tutaj i teraz, Bogiem oraz tym Wszechświatem całym.
Droga do poznania tej jedynej, Absolutnej Prawdy, wiedzie przez nasze doświadczenia w ruchu stałym.
Planet oraz gwiazd i tego jak na nas wciąż oddziaływują. Przybliżając się i oddalając od Ziemii cyklami
Tak samo jak fazy księżyca, zsynchronizowane dokładnie z przypływami i odpływami oceanów latami,
które wpływają na nasze myśli, przez silne odczuwanie emocji, a ostatecznie na nasze całe zachowanie.
Wszystko jest ze sobą głęboko powiązane we Wszechświecie. Tylko pojąć tego nie jesteśmy w stanie.
Podobnie jak ci, którzy uwięzili i skazali na smierć Mansura Al-Hallaja, próbującego pomóc zrozumieć
Doskonale widać to dzisiaj. Prawda zawsze boli, a do jej pojęcia wystarczy tylko nie bać się jej umieć.
Nie bać się znaczy całkowicie przezwyciężyć strach w sobie. To możemy zrobić tylko naszą Miłością.
Bowiem to właśnie Ona jest najmocniejszą siłą dla ludzkości. Nie można jej pokonać nawet Wolnością
Tylko ona we Wszechświecie jest w stanie nasz strach całkowicie pochłonąć i otworzyć szeroko wrota.
Jest jak łom dla skłotersów, tym uniwersalnym kluczem Wszechświata. Do nas należy “brudna robota”
otwierania jego zamkniętych wrót i Rozkoszowania się zaś całym, nieskończonym jego tu bogactwem.
Po zrozumieniu Mądrości w wyniku Jego przenikania, zamykania ich z powrotem, naszym wariactwem.
Naturą nas samych,a zatem też Wszechświata, który w sobie zawieramy jest nie tylko nasza ewolucja,
ale też inwolucja, która wbrew pozorom, nie jest tutaj jej przeciwieństwem, a następstwem. Rewolucja
tego spojrzenia z ziemskiego punktu widzenia wygląda właśnie jak wariactwo, czy też niedorzeczność.
Tymczasem jedynie w dualistycznym pojmowaniu rzeczywistości występuje jakakolwiek sprzeczność.
Bardzo łatwo możemy to zauważyć w oceanie naszej Wolności. Fale tu nie są żadnym zaprzeczeniem.
Mało tego, pomimo, że są one tu falami samymi w sobie, również tworzą ten cały ocean nieskończenie.
Tak my sami nie jesteśmy zaprzeczeniem Boga. Będąc człowiekiem na Ziemii, stwarzamy Go tu ciągle,
Po odnalezieniu tej Uniwersalnej Prawdy Absolutnej, będąc sami Bogiem, człowieka lepimy przeciągle.
Jak w Biblii to ładnie opisano “na własny wzór i podobieństwo”, więc jesteśmy tutaj Swoim odbiciem.
Jednym z nieskończonej ilości Wszechświata możliwości, którym jest tutaj dla nas dzisiejsze Przeżycie.
Akurat wybraliśmy sobie wszyscy opcję “Przeżywanie wirusa pandemii”, która skończy się Katastrofą.
Tak samo, jak w Lemurii, Atlantydzie, czy Egipcie, będącą finalnym egzaminem dla nas, czyli filozofią.
Gdyż etymologia tego słowa w tłumaczeniu na polski to Miłość Mądrości, a całe nasze życie na Ziemii
jest nauką. Najpierw Miłości, później Wolności w końcu Mądrości, przypadającej w czasach pandemii.
Jeśli nie nauczymy się ich teraz, potem wybierzemy sobie inne okoliczności do nauki tych trzech lekcji,
które równiez kończą się Katatrofą na Ziemii. Bóg bez Miłości nudzi się i samotny szuka tu projekcji.
Więc, jak łatwo zauważyć, jedynym wyjściem z tego błędnego dharmy koła, jest nasza nauka Miłości.
Dopiero, kiedy ją tutaj zrozumiemy, nie będziemy czuć się samotnym Bogiem tylko dla przyjemności.
Rezygnując z niej, doświadczymy tu Prawdziwej Rozkoszy nas Wszechmogących i Wszechwiedzących
Rozumiejąc Miłość Mądrości, nauczonej na Ziemii, wybierzemy wieczne wakacje pośród błądzących.
Ci ostatni popełniają jeden podstawowy błąd, uczą się najpierw tej naprzyjemniejszej lekcji, Wolności,
bo nie wiedzą, że rzeczy w życiu najtrudniejsze uczą nas najwięcej. Najlepiej naukę zacząć od Miłości.
Wtedy ta kolejna będzie wypracowaną i zasłużoną przez nas nagrodą, która nauczy nas przyjemności.
O wiele łatwiej nam będzie później z niej zrezygnować, żeby finalnie doświadczyć Rozkoszy Mądrości.
Gdy zaczniemy tą naukę od strony przyjemności bardzo ciężko będzie nam z niej później zrezygnować.
Tak już zostaliśmy wychowani, że najtrudniejsze i najcięższe nauki w życiu staramy się bagatelizować,
nie znając ich prawdziwej mocy. Dlatego pogrążamy się coraz głębiej w doczesnych przyjemnościach,
zamiast rozkoszować się całym wachlarzem doświadczeń, będącym Przeżyciem w kilku możliwościach.
Bowiem, kiedy mamy tylko jeden punkt widzenia bardzo ciężko jet nam dokonać właściwego wyboru.
Poznając zatem kolejny, poszerzamy swoją świadomość i doświadczamy coraz większej ilości kolorów.
O wiele łatwiej jest nam namalować jakikolwiek obraz, oddając jego obiekt przez różnokolorwe barwy,
jak za pomocą czerni lub bieli. Znając możliwości ich mieszania, przekształcamy się w motyla z larwy.
Większość ludzi jednak na świecie, zaczynając od nauki Wolności, nie poznaje kolejnych możliwości,
bo akurat jest najłatwiejsza i najprzyjemniejsza ze wszystkich i emocjonalnie nas pozbywa szczerości
do samych siebie. Można by rzecz, wręcz paradoksalnie, że my stajemy się wtedy więźniami Wolności.
Aby się uwolnić z tego niewidzialnego dla nas więzienia pełnego stabilizacji doczesnych przyjemności
wystarczy zacząć nie bać się w życiu jakiejkolwiek zmiany. Najlepiej zmiany swojego punktu widzenia.
Zmiana jest nieustannym procesem, więc bojąc się jej nie przestaniemy tego nigdy tak “od niechcenia”
Tkwiąc w tym samym, niezmiennym od kilkunastu lat przekonaniu, będziemy jak ta stara zużyta sofa.
Gdyż jak słowami Wiliama Blake’a możemy podsumować: “Staus quo to największa ludzka katastrofa”.
Kiedy spojrzymy na stan obecny ucywilizowanych mieszkanców świata jak i “kultur prymitywnych”,
łatwo dostrzec, że ci ostatni mają swe domy, a pierwsi jedynie długi wobec swych panów, naiwnych.
Którzy przeświadczeni o swej wyższości, statusem społecznym, nad tą szarą masą którą chcą rządzić,
zaślepieni są władzą. Która podobnie, jak każdy narkotyk uzależnia od siebie, też nie przestają błądzić.
A ci, którzy żyją w równouprawnionych kolektywach czy wspólnotach, uczą sie nawzajem od siebie,
bardzo często nawet nieświadomie, Miłości. Gdyż mają świadomość, że pomagając sobie są w niebie
przez cały czas, więc nie muszą być od nikogo zależnym. A to również powoduje, że nie mają żadnych
długów, wobec nikogo, więc nie żyją w ciągłym strachu. Nie sprzedali swej wolności za cenę ładnych
i komfortowych mieszkań z ciepłą wodą i plazmą na ścianie, aby nie być gorszym od swojego sąsiada.
Adekwatnie do swojego statusu materialnego potrafią się cieszyć tym co posiadają. I tak to przepada
wszystko w chwili śmierci jednych, czy drugich. Bowiem materialne rzeczy z natury nie są długotrwałe
więc lepiej chyba zainwestować naszą życiową energię w naukę wartości, które nie są w życiu banałem.
W momencie życia, kiedy pozbędziemy się wewnętrznej potrzeby rzeczy materialnych i nadmiernego
przywiązania do swoich ukochanych, wyplączemy się z pętli czasu i lęku przed przyszłością, urojonego
nie straszne będą nam jakiekolwiek pogróżki i przymusy ze strony państwa, rządu czy świty arimana.
Bo nasza świadomość zmienia wtedy gęstość wymiarów i wibruje tam na tych wyższych. Każdego rana,
gdy wpatrujemy się we wschodzące, ognistoczerwone słońce, momentalnie zmieniamy punkt widzenia.
Z racjonalnego, dualistycznego pojmowanego naszym rozumem, na irracjonalny, intuicyjny. Nasycenia
naszych wyczerpanych baterii z dnia poprzedniego energią słoneczną przez kompletne nasze skupienie.
W wyniku tego postrzegamy świat z zupełnie odmiennej perspektywy, gdyż zamieniamy nasze myślenie
na współodczuwanie, które jest tutaj warunkiem koniecznym przejścia świadomości na wyższy poziom.
Łatwo możemy to zaobserwować przy jakiejkolwiek działalności kolektywnej, gdyż wspólną tutaj osią
do naszego celu jest porozumienie, które osiągamy tu przez współodczuwanie uczestników kolektywu.
Dlatego, pomimo trudności współżycia w kilkunastoosobowej grupie, uczymy się Miłości bez wpływu
naszej wiary, czy religii. Wszelkie intelektualne spostrzeżenia zostawiamy na boku, mając tu na uwadze
wspólne dobro kolektywu. Możemy powiedzieć, wybaczając rozumowi błędy, skupiamy się na drodze
do osiągnięcia danego celu, a nie na jego końcowym efekcie. Rolą rozumu jest myślenie tu o rezultacie,
który i tak kiedyś, nastąpi. Cały sekret tkwi w skupieniu naszej uwagi na drodze do niego. Przyznacie
tu sami, że najprzyjemniejszym momentem podczas seksu jest podnoszenie wciąż naszego podniecenia,
a nie tu szybki orgazm, jak nam to wmawiają prawie we wszystkich filmach, książkach przez pokolenia.
Gdy odkryjemy “sekret Wszechświata”, który ukryty jest, dla przykładu w “syndromie gotowanej żaby”
wtedy zrozumiemy, że naszym celem jest sama gonitwa za królikiem, nie samo złapanie go. Bo słabym
jest nie ten kto wciąż upada, lecz ten, który nie ma siły by się podnieść. Każdy upadek jest tutaj nauką,
z której wyciągamy po czasie nasze wnioski, aby nie popełniać tego samego błędu. Życie tu jest walką
nieustanną o naszą świadomość, a każde Przeżycie jej bitwą. Wygraną lub przegraną, to zależy od nas.
Najważniejsze jest się skupić tutaj na samym procesie nauki, a końcowa faza bitwy walki będzie godna.

Największym błędem jakiejkolwiek bitwy, jest poddać się podczas pierwszej porażki.

Nie uczymy się wtedy niczego, prócz zwątpienia, kodowanego na dnie naszej czaszki.

Kolejne próby są jego powtarzaniem, co doprowadzi nas ostatecznie do przegrania całej bitwy.

Gdy dzielnie podnosimy się swoją upartością i wiarą w siebie, jak podczas modlitwy

(tej prawdziwej, a nie tej z kościoła watykańskiego), pokonamy każdego swojego przeciwnika w Życiu.

To właśnie nasza cierpliwość i upartość, oprócz wiary w siebie, decyduje tu o naszym byciu i nie byciu.

Jesteś żyjącym dowodem na to, że każde marzenie w naszym Przeżyciu jest możliwe do zrealizowania.

Zależy to, podczas jego realizacji, tylko od naszej cierpliwości i konsekwencji dalszego postępowania.

Zupełnie jak z książką. Chciałeś ją kiedyś napisać i tego właśnie dokonałeś. Jak pisał Jorge Arguelles:

“Efektywny proces twórczy jest możliwy tylko wtedy, gdy chwilowa potrzeba łączy się z uniwersalnym celem”

Jak wspominałem to wcześniej, celem uniwersalnym ludzkości jest ponowne złączenie się z rodzicami,

Słońcem i Ziemią. Może to ona osiągnąć ucząc się na Ziemii Prawdy trzema najważniejszymi lekcjami:

Miłości, Wolności oraz Mądrości, które są tutaj jakby bitwami codziennej walki o naszą świadomosć.

Chwilową potrzebą akurat ludzkości w tym czasie ogólnoświatowej pandemii jest właśnie teraz Miłość.

Gdy się połączą ze sobą będzie nim efektywny proces twórczy, zmiany człowieka tu w samego Boga.

Do jego osiągnięcia, przez akceptację, doświadczenie i zrozumienie strachu i Miłości prowadzi droga.

Na jej końcu umiera wtedy nasz ziemski punkt odniesienia, czyli umiera ja człowieka, świata pojęcie.

Słowami mnicha sumując:”Jeśli człowiek umiera przed swoją śmiercią, nie umiera już w jej momencie”

Abraham a Santa Clara się nazywał i w siedemnastym wieku ludzkości przekazał tą ważną wiadomość.

Przekazują ją także inni w różnych epokach i cywilizacjach, byśmy mogli rozwijać swoją świadomość:

Tellhard de Chardin w “Fenomenie człowieka”pięknie to ujął: “Nie jesteśmy istotami ludzkimi mającymi duchowe przeżycie,

ale istotami duchowymi mającymi ludzkie Przeżycie”.

Rinpoche swoimi refleksjami odpowiedział w jednym zdaniu na temat filozofii buddyzmu: “Ty naprawdę nie istniejesz,

ale zajmie Ci to kilkanaście lat, aby to zrozumieć”. Najwybitniejszy fizyk, co się cały czas z nas śmieje,

Albert Einstein: “Nie wszystko, co się liczy może być policzone. Nie wszystko co może być policzone

się liczy”. Przekazów jest naprawdę dużo i tylko od naszej wolnej woli zależy, czy będą tu zauważone.
Niestety większość z nich zostało albo wyśmiane albo zręcznie ukryte tu na Ziemii

przez sektę arimana. Ewangelię Jezusa czasów Chrzescijaństwa gnostyckiego, Marii Magdaleny

są dziś trudne do poznania. Jednak to właśnie one mogą nauczyć nas tej pragmatycznej strony naszego tutaj nieziemskiego życia.

Tego, że śmierć ludzkiego ciała jest tylko małą częścią, o wiele więcej mamy tu na Ziemii do Przeżycia.

Wszelkie opowiesci wedyjskie, mity greckie czy rzymskie są dowodem na rozwój tego Wszechswiata.

Który nie jest wcale zawarty w maszym materialnym pojmowaniu, ale w energetycznym, tutaj wariata.

Bo charakter jego nie jest wogóle racjonalny, tak samo jak, pełna jest tajemnic, historia całej ludzkości

Która w każdej kolejnej erze nieustannie wybierała nieświadomie wpierw naukę Wolności, nie Miłości.

Rzecz jasna nie działo się to bez powodu, ariman wraz ze swoją świtą trzyma cały czas rękę na pulsie,

by skutecznie zwodzić ludzkość swoimi metodami. Dlatego bardzo często jest tu ona na “zlym kursie”.

Od pierwotnej Illi, przez Lemurię i Atlantydę, aż po dzisiejszą pandemię ludzkość jest wciąż zagubiona

Wpleciona pomiędzy trzy religijne monoteizmy próbuje się odnaleźć na nowo. Zawsze zaś postawiona

przed wiecznym wyborem spędzenia swojego życia w strachu, albo też w Miłości, szuka wciąż tu drogi,

by się wyzwolić od swych ciemiężycieli. Tymczasem, zaślepiona religią, nie dostrzega tutaj przestrogi.

Bowiem “tam, gdzie zabobon i ignorancja wciąż istnieje, religia rozwija się jak za czasów antycznych”.

Oto są slowa Jordana Maxwell’ a w książce opisującej historię ludzkości do czasów komunistycznych.

Które jego zdaniem są kolejną wersją tego samego księstwa, zniewalającego ludzkość tutaj od wieków.

Zastapiło ono księstwo chrześcijan, które z kolei udomowiło pogaństwo tutaj w Europie lub u Azteków.

Bowiem Meksyk, Egipt, Kreta oraz Irlandia były kontynuacją tej przestarożytnej wiedzy Atlantyckiej,

którą ariman, przy pomocy Aleksandra Wielkiego, próbował wymazać całkiem z przestrzeni publicznej

Tymczasem jest zachowana w nienamacalnym dla ludzi, kosmicznym wymiarze tego to Wszechświata,

do której dostęp maja tylko wtajemniczeni członkowie okultystycznych sekt i zakonów z tego swiata.

Jednak jest ponad wszelkimi materialnymi prawami i zakazami, więc łatwo odnajduje je swoją intuicją.

Dziele się tu z Tobą jak i ze wszystkimi swoją wiedzą, nawet jeśli grozi mi to z tego świata zaś ewikcją.

Bowiem jako wprawiony skłoters, w odróżnieniu do reszty Siostr i Braci, ja już nie boje jej się wcale.

Bo wiem doskonale, że jest tutaj kolejnym etapem w sklotowaniu następnych wymiarów Życia stale.

Wszyscy najmądrzejsi tego świata zachowują się dzisiaj, dokladnie jak w tej starej opowieści sufickiej.

Szukają Prawdy tam, gdzie jej nie zgubili, bo tam jest łatwiej. Niestety oni nie znajdą jej w katolickiej,

żydowskiej, czy muzułmańskiej religii. Ona jest ukryta w głębii ciemności naszej własnej ignorancji.

Tylko przez błądzenie w ciemnościach możemy zrozumieć światlość, która to nauczy nas tolerancji.

Gdyż akceptacja jest pierwszym i zarazem koniecznym krokiem jakiejkolwiek naszej życiowej zmiany.

Jesli wciąż świadomie ignorujemy swoją możliwość poznania Prawdy, efekt tego będzie przewidziany.

Jednak, gdy zaakceptujemy, że cały czas błądzimy, pomimo tego że wierzymy im jak znaleźć wyjście,

będzie to zaś nasz najważniejszy wybór życia: zacząć kochać czy wciąż czekać na zbawiciela przyjście.

Który podobno uratuje wszystkich wiernych przed nadchodząca tu nieuchronnie katastrofą na Ziemii

Tymczasem, jeśli się sami tutaj nie zbawimy, to będziemy wciąż, nieustannie żyli w tym “teatrze cieni”

. Bowiem całe nasze istnienie jest dokładnie tak jak ta przepiękna sztuka w starożytnym, greckim teatrze.

Przyjmujemy tylko rozmaite role do Przeżycia na Ziemii, by ich tu doświadczyć. Śmierć i tak je zatrze.

Ja akurat wybrałem sobie teraz rolę d.i.y. poety żyjącego w taki sposób, by ignorować ten cały system.

“Różnica między mną i większością ludzi jest taka, że dzielące nas mury są dla mnie tu przezroczyste”.

Bystre oko czytelnika wnet zauważy, że jestem tutaj po prostu kolejnym wcieleniem Junga, nie cieniem.

Spostrzeże i Lao-tzu: “Używając swiatła drzemiącego w tobie, uzyskaj naturalną klarowność widzenia”

Jak mawiał Sri Syadasti u Ho-Shi-Zena zarówno oba punkty widzenia nie mają kompletnego znaczenia,

Bowiem wszystko jest naszym jednym wielkim, kolektywnym spelniającym się wciąż tutaj marzeniem.

Więc żyjmy w taki sposób, aby to nasze wspólne marzenie nie było tutaj dla nikogo z nas koszmarem,

tylko Rajem na ziemi, w którym słynne jabłko z drzewa świadomości jest największym naszym darem.

Gdyż nasza ciekawość jest naturalnym instynktem poznawania wciąż tego całego świata tutaj dookola

i nikt żadnymi sztucznymi nakazami, zakazami, ustawami i prawami zdusić jej tu w nas nigdy nie zdoła.

W momencie gdy przezwyciężamy ból, strach oraz samotność poszerzamy wtedy swój punkt widzenia.

Ignorując te symptomy wciąż tkwimy zaś w tym samym punkcie, myśląc że to tylko świat się zmienia.

Tak naprawdę to zmiana swiata jest tutaj tylko efektem ubocznym zmiany naszego punktu odniesienia.

Zauważamy wtedy, że jestesmy wszyscy, bez wyjątku, odpowiedzialni za nasze kolektywne marzenia.

Nie tkwimy już wtedy dłużej w tej depresyjnej, przerażającej i wszechogarniającej nas tutaj ciemności.

Więc zaczynamy nasze świetliste niekończące się nigdy wakacje wnet po naszym zrozumieniu Miłości.

 

Tego Wam właśnie moi wszyscy kochani ziemscy Bracia i Siostry z całego serca szczerze życzę:
Nauczcie się tu Miłości, a zobaczycie jak nieprzewidywalne i niesamowite będzie wasze Przeżycie!

 

 

MAluCH – NO – JESUS 16.04.2021 08:05 Spisane u bram i wewnątrz Narodowego Parku Colserolla
w czterdziesci sześć zimowo-wiosennych dni pod wpływem Miłości, której nikt zdławić nie zdoła.

 

 

W Post Scriptum moją dozgonną wdzięczność dzielenia się swoją wiedzą chciałbym tutaj wyrazić
szczerym podziękowaniem autorom: Erich Fromm, Stanislav Grof, Aldous Huxley, Natalia Novykch,
Jordan Maxwell, Malaklipsa Młodszy, Jorge Arguelles, Zuzanna Ginczanka, Terton Karma Lingpa,
Nikola Tesla, Ra Uru Hu, Ho-Szi-Zen, Albert Einstein, Nine Phill, Wojciech Kosuń, Padmasambhava,
Walt & Barb Larimore, Benares Camden, Thornley Kerry, Ra, Stanislaw Witkiewicz, Meister Ekchart,
Albert Schweitzer, Aleister Crowley, Robert Anton Wilson, Artur Schopenhauer, Terrence Mc Kenna,
Julian Tuwim, Fryderyk Nietzsche, Kalina, George Orwell, Jacek Radomski, Krzysztof Grabowski.
Kerry W. ThornLey, Don Miguel Ruiz, Kazimierz Moczarski, Jakub Czupryński, Jan Wadowski.